W idealnym świecie piszesz scenariusz, kręcisz na jego podstawie film, który potem widzowie oglądają np. w kinie. Ale świat nie jest idealny. Wiele czynników wpływa na to, jaki ostateczny kształt będą miały filmy. Żeby lepiej uświadomić sobie, jak to wszystko musi wyglądać, wystarczy spojrzeć na listę kilkunastu projektów Guillermo del Toro, których nie dane mu było z różnych powodów zrealizować. Skoro więc oscarowy reżyser ma problem z nakręceniem takiego filmu, na jaki ma ochotę, co dopiero mają powiedzieć twórcy, którzy Oscara zobaczą tylko wtedy jak się obudzą w środku nocy na transmisję ceremonii ich rozdania nadawaną przez Canal+. Recenzja filmu Broad Peak. Netflix.
O czym jest film Broad Peak
Jest rok 2013. Dwadzieścia pięć lat wcześniej Maciej Berbeka (Ireneusz Czop) był przekonany o tym, że zdobył szczyt Broad Peak. Tak się jednak nie stało, co rzuciło się cieniem na całą jego dalszą karierę. I choć himalaista obiecał sobie, że nigdy więcej nie weźmie udziału w żadnej tzw. wyprawie narodowej i zamiast tego zajmie się żoną (Maja Ostaszewska) i dziećmi, kiedy Krzysztof Wielicki (Łukasz Simlat) proponuje mu ponowną szansę na wdrapanie się na Broad Peak – Berbeka przyjmuje tę propozycję. Znów jest w Karakorum, by znów zmierzyć z górą, której kiedyś nie pokonał.
Zwiastun filmu Broad Peak
Recenzja filmu Broad Peak. Netflix
Przede wszystkim, to jest mi twórców filmu Broad Peak bardzo szkoda. Nie udało im się zrealizować pierwotnych planów nakręcenia filmu o jednej z najsłynniejszych tragedii polskiego himalaizmu, a na przeszkodzie w ich realizacji stanęły przeszkody, jakich można się tylko domyślać. Film pierwotnie miał trafić do kin, ale wybuchła pandemia COVID-19 i nagle trudno było szukać Broad Peak w planach dystrybutora. Nie wiadomo było, czy kina w ogóle podniosą się po koronawirusie i pakowanie dalszych pieniędzy w taki projekt pachniało zbyt dużym ryzykiem. Tytuł był jednak na tyle duży, że w końcu trafili się dobrodzieje z Netfliksa, którzy film przejęli i swoim originalem oznaczyli. Dali platformę do premiery, dali zapewne pieniądze na dokończenie filmu, ale – śmiem twierdzić – nie było tych pieniędzy tyle, ile potrzeba by było do ukończenia filmu w zakładanej pierwotnie całości. A może po prostu nie mogli już dłużej czekać aż Dawid Ogrodnik będzie miał chwilę? Coś wydarzyć się musiało, że film, który miał opowiedzieć o tragedii, w ogóle nie opowiada o tragedii. Momentami ogląda się go jak kronikę wchodzenia pod górę, która to kronika uzupełniana jest niezbędnymi napisami, żeby wszystko było jasne, gdzie aktualnie są bohaterowie i co robią. 17:00, wchodzimy po grani. 19:00, atak szczytowy. Itd., itp.
Nie trzeba mieć specjalnie dużej intuicji, żeby dostrzec, że Broad Peak jest niedokończony. Że czegoś tu, kurde, brakuje, a ostatecznie film wcale nie miał być kameralnym dramatem o walce człowieka z górą. Niemal czuć ten dylemat, przed jakim musieli stanąć twórcy filmu. Podobnie jak ich bohaterowie, którzy mieli chwilę, żeby przemyśleć swoją sytuację. Zawrócić i przeżyć? A może zdobyć górę, ale prawdopodobnie na niej zginąć? To samo musiało fruwać po głowach ekipy Leszka Dawida. Mieli coś, co szkoda było odkładać na półkę, ale nie mieli tego czegoś skończonego. Co robić? Co robić? Wypuścić do ludzi i być może zginąć pod lawiną złych recenzji?
Tym razem jednak nie wyszło to, co lata temu okazało się zbawieniem Stevena Spielberga. Ponieważ gumowy rekin mu się cały czas psuł, trzeba było ograniczyć jego obecność w Szczękach. Wyszło na dobre. Ograniczenie emocji, tragedii i wydarzeń bezpośrednio związanych z Berbeką i Broad Peak na dobre nie wyszło. Przy czym nie jest tak, że tych emocji tam zupełnie nie ma. Bzdura, ja tam się troszkę emocjonowałem, choć do pełni szczęścia potrzeba by było przypomnieć sobie tę całą historię i jej przebieg. Zgodzę się jednak z tym, że jeśli jakiś film opowiada historię, którą trzeba znać przed seansem – to źle ją opowiada. Kropka.
I nie byłoby tych nieszczęsnych twórców tak żal, gdybyśmy dostali jakieś polskie kino umownie efektowne. Nakręcone na Gubałówce zamiast w Karakorum. Można byłoby machnąć ręką z krótkim: No tak, Netflix. Tyle, że tak nie jest. Piszą w recenzjach, że Broad Peak to „pocztówka”, ale to chyba krzywdzące określenie dla tej produkcji. Owszem, pocztówką często bywa, gdy możemy sobie pooglądać majestatyczne szczyty gór, ale nie są to tylko obowiązkowe ujęcia z drona i ciach do greenscreenu w studio. Trud i znój himalaistów został tu odtworzony koncertowo i często można się dać nabrać, że rzeczywiście wysłali Czopa na Broad Peak i kazali mu tam siedzieć w jamie na wysokości ponad ośmiu tysięcy metrów.
Trzeba więc Broad Peak oglądać jako kameralny film o tytułowej górze i o człowieku, który chciał ją zdobyć. Zapomnieć, że miało to być kino o tragedii i nie oczekiwać tego, co zwykle oczekuje się po tego typu kinie – nie oczekiwać odpowiedzi na pytanie, po co oni to robią, po co ryzykują życiem? Tej odpowiedzi żaden film nie udzieli, bo udzielić nie może. Sam pojedź do Nepalu i może wtedy zrozumiesz. Z Broad Peak jest podobnie. To jak z tym kimś, kto kiedyś tam zapytany o to, po co wspina się na takie góry, odpowiedział: bo tam są.
Po obejrzeniu wczoraj Broad Peak było mi żal twórców, ale byłem też wkurzony. Teraz trochę mi to już przeszło, bo choć dostałem towar niedokończony i niezgodny z opisem, to jednak miałem świadomość, że nie jest to tak zły film, jak źle chciałem go ocenić. Myślę, że Szóstka jest tu oceną bardziej sprawiedliwą, przy jednoczesnym przekonaniu, że potencjał został zmarnowany. Chciałem napisać, że koncertowo, ale byłoby to raczej niesprawiedliwe, bo co złe z tym filmem, to wina niekoniecznie musi leżeć po stronie twórców. Wystarczy tylko spojrzeć, ile osób finalnie siedziało nad scenariuszem:
Scenariusz, współpraca scenariuszowa, script doctoring, współpraca dialogowa. „Musicie schodzić w dół”.#BroadPeak @NetflixPL pic.twitter.com/plce1ugY9X
— Ten Quentin Official (@quentiin) September 14, 2022
żeby mieć poczucie, że mocno tu było kombinowane w trakcie produkcji.
(2548)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Oparta na faktach, kameralna opowieść o Macieju Berbece i jego zmaganiach z wysoką górą. Miało być o tragedii, jest kameralnie. I nie dziwi fakt, że wielu na to narzeka. Ja również, choć nie potrafię napisać, że jest to zły film. Nie tak miał wyglądać, choć, jak na ironię, wygląda akurat zacnie.
Podziel się tym artykułem:
Mam mieszane uczucia, co do tego filmu.
Jest to jak najbardziej właściwa reakcja w tym przypadku 🙂