Czasem, pracując w wypożyczalni kaset wideo marzysz sobie o tym, że pewnego dnia zostaniesz wielkim reżyserem i później udaje ci się ta sztuka. A czasem nie. Recenzja filmu Supeboys of Malegaon. Amazon Prime Video.
O czym jest film Superboys of Malegaon
Pracujący w wyświetlającym filmy z kaset wideo niewielkim kinie w miasteczku Malegaon, Nasir Sheikh w przeciwieństwie do swoich kolegów patrzących się godzinami na przecinające niebo samoloty, wcale nie marzy o czymś więcej. Chce jedynie, by widownia jego rodzinnego interesu zawsze była pełna. A o to jest trudno, bo zamiast hitów z Bollywood pokazuje filmy z Busterem Keatonem. Sytuacja się poprawia, kiedy w miarę doświadczony z obsługi kamery wideo i magnetowidu – razem z kolegami zajmuje się kręceniem filmów z lokalnych wesel – Nasir odkrywa łatwy sposób na tworzenie popularnych montaży z najciekawszych fragmentów czy to Bollywoodów, czy filmów z Jakiem Chanem. Pirackim procederem szybko interesuje się lokalna policja, więc trzeba zwijać interes. Nasir nie zamierza się jednak poddawać. Dochodzi do wniosku, że jeśli nakręci swój własny, oryginalny film, nikt mu nie zabroni go pokazywać gdzie, kiedy i komu chce. (Dla dobra sprawy nie wspomnijmy na koniec, że tym oryginalnym filmem będzie parodia bodaj najsłynniejszego indyjskiego filmu – wielkiego Sholay).
Zwiastun filmu Superboys of Malegaon
Recenzja filmu o Nasirze Sheikhu
Spoiler. Był wtorek 6 września 2011 roku. W kinie Central Talkies w mieszczącym się w stanie Maharasztra miasteczku Malegaon zebrał się tłum widzów podczas niespodziewanej premiery niskobudżetowej komedii superbohaterskiej „Malegaon ka Superman”. Wśród gości specjalnych zwracał przede wszystkim uwagę znany indyjski reżyser, Anurag Kashyap. Oczy wszystkich zwrócone były jednak na główną gwiazdę premierowego filmu, Shafique’a Shaikha, który wcielił się w postać Supermana walczącego z magnatem przemysłu tytoniowego. Cierpiący na raka krtani aktor nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Do kina został wniesiony razem z łóżkiem, z którego już się nie ruszał. Jego ostatnim marzeniem przed śmiercią było obejrzenie na dużym ekranie filmu ze sobą w roli głównej. Zmarł następnego dnia, 7 września. Superboys of Malegaon to również opowieść o nim. Koniec spoilera.
Przede wszystkim to jednak oparta na prawdziwej historii opowieść o mózgu lokalnego przemysłu filmowego z Malegaonu, Nasirze Sheikhu (w tej roli Adarsh Gourav, o którym za niedługo będzie trochę głośniej, bo jest w obsadzie serialu Obcy: Ziemia reżyserowanego przez Noah Hawleya – w tejże produkcji słynny Obcy Ósmy Pasażer Nostromo po raz pierwszy zawita na naszej planecie) i o całym tym przemyśliku, który zajął się tworzeniem parodii znanych filmów nie tylko z Bollywood, ale i Hollywood. Film o kochających kino zapaleńcach, którzy postanawiają zrobić coś swojego, a potem się zobaczy. Każdy z nich ma mniejsze lub większe ambicje. Każdy ma mniejsze lub większe umiejętności – ten chce być reżyserem, tamten jest dobrym operatorem, owen pisze wiersze, więc co to za problem napisać scenariusz. Czasem takie historie kończą się happy endem i po latach kupujesz sobie na własność wypożyczalnię, w której kiedyś pracowałeś. A czasem na happy end nie doczekasz się nigdy, o czym zaświadczyć może choćby Mark Borchardt. Ale to nie powód do tego, żeby nie próbować. Poza tym może nawet nie czekałeś na happy end tyko cieszyłeś się tym, co tu i teraz. Tak też można.
Oparty na dostępnym na Youtube dokumencie Supermen of Malegaon, Superboys of Malegaon to lekko nostalgiczny obyczajowy komediodramat, w którego centrum są postaci amatorskich indyjskich filmowców tworzących warte paczkę zapałek (pun intended) produkcje filmowe. Uniwersalna, przystępna dla każdego opowieść zrealizowana została z zachodnią wrażliwością, o czym piszę niechętnie chcąc uniknąć stwierdzenia, że to jest kurde „normalny film”. Lata lecą, filmowcy z Indii dawno już kręcą „normalne filmy” (no niektórzy :P), ale ludzie wciąż będą pytali czy tańczą w nich i śpiewają. Uspokajam więc tych zaniepokojonych, którzy i tak nie odpalą filmu, że Superboys of Malegaon nie dość, że jest takim właśnie normalnym filmem, to dodatkowo zyskuje na wartości poprzez prezentowanie indyjskiej rzeczywistości przełomu wieków. Ciekawej również z punktu widzenia filmowej warstwy tej opowieści przejawiającej się także w kopiowaniu VHS-ów na magnetowidach, walce z piractwem, której istnienia wtedy w Indiach bym się nie spodziewał i szczerze mówiąc myślę, że twórcy podkolorowali jej obecność, i tzw. video parlours, w których gremialnie oglądało się filmy z VHS-a. W Polsce również istniały takie przybytki i w tym momencie chciałbym pozdrowić zawierciańskie kino Włókniarz, w którym obecnie jest Biedronka, a ja tam w pobocznej salce na wideo oglądałem Niepokonanego wojownika z Hongkongu.
Autorzy filmu oparli się pokusie odtworzenia na ekranie całego odtwarzanego przez bohaterów filmu i prawdę powiedziawszy ta warstwa stanowi w zasadzie drugie tło tej historii. Oczywiście odwiedzamy plan rip-offu, oglądamy efekty pracy bohaterów (zbyt ładnie wyglądają jak na nakręcone VHS-em tak swoją drogą i szkoda) i śledzimy kulisy powstania Sholay z Malegaonu, ale przede wszystkim jest to opowieść o ludziach, przyjaźni, marzeniach i konsekwencjach. Odległy ledwo o 270 kilometrów od serca Bollywoodu bijącego w Mumbaju, Malegaon równie dobrze mógłby leżeć na innej planecie. Niby blisko jest tu do spełnienia marzeń, a jednak cholernie daleko. W zderzeniu z życiowymi problemami i trudnymi do pogodzenia charakterami, ta droga wydłuża się jeszcze bardziej.
Jak łatwo domyślić się ze wstępu, Superboys of Malegaon jest historią wzruszającą, ale nie tylko z powodu losów jego bohaterów. Opowieść ta trafi do serca każdego, kto mógłby powtórzyć za jednym z tytułowych superchłopaków: „Mogłem być kimś, ale teraz już nie zdążę”. Wpisuje się w kanon dzieł inspirujących do tworzenia i być może da komuś kopa do działania. A być może nie – wciąż pozostając wartym obejrzenia, prostym w konstrukcji kinem o pasjonatach z drugiego końca świata, którzy mówią tym samym uniwersalnym językiem, co wszyscy, językiem kina. W Indiach tak jak wszędzie, sprzedać pomysł producentowi nie jest łatwo, a scenarzystę wszyscy mają w dupie. To również źródło wielu frustracji bohaterów filmu Reemy Kagti wpływające na ich wzajemne relacje i zachowania.
No i cóż. Dla ciebie być może nie będzie tu happy endu. A dla nich być może tak. W tym cała rzecz.
(2640)
Ocena Końcowa
8
w skali 1-10
Podsumowanie : Grupa zakochanych w kinie amatorów postanawia nakręcić film. Oparta na prawdziwej historii nostalgiczna opowieść o pasji do kina, realizacji marzeń i rzeczywistości, która nie zawsze oferuje to, czego by się chciało od życia. Proste, uniwersalne, wzruszające.
Podziel się tym artykułem: