×
Mój dług (2022), reż. Denis Delić, Bogusław Job.

Mój dług. Recenzja filmu Denisa Delicia i Bogusława Joba

Blisko ćwierć wieku po premierze jednego z najlepszych polskich filmów przełomu tysiącleci – Długu – temat w nim podejmowany powraca w filmie zatytułowanym Mój dług. I choćby jego twórcy nie wiem jak się wytężali, nie unikną porównań z dziełem Krzysztofa Krauzego. Wszyscy z pewnością domyślacie się, na korzyść którego z tych filmów. Recenzja filmu Mój dług.

O czym jest film Mój dług

Sławomir Sikora (Bartosz Sak) to biznesmen, który za podwójne zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem trafia do aresztu, gdzie czeka na rozprawę. Wkrótce dowie się, że za popełniony przez niego czyn będzie musiał odsiedzieć karę pozbawienia wolności na lat 25. Tak rozpoczyna się jego więzienna odyseja począwszy od silnego wewnętrznego przekonania, że za popełniony czyn musi zapłacić, poprzez stratę wszelkich nadziei na cokolwiek, aż po ich powrót w postaci szansy na prezydenckie ułaskawienie.

Zwiastun filmu Mój dług

Recenzja filmu Mój dług

Spytacie zapewne, po co robić film o historii, która została już wcześniej opowiedziana i to opowiedziana w postaci świetnego i trzymającego za gardło dramatu kryminalnego? Ano po to, że historia Sławomira Sikory zakończyła się w nim telefonem na policję i dobrowolnym przyznaniem się do winy. Co było dalej? O tym właśnie opowiada film Mój dług.

I trzeba przyznać, że dalej było niewiele. Wystarczy zresztą zerknąć na enigmatyczny opis fabuły, który można by właściwie streścić do tego, iż film panów Delicia i Joba ogranicza się do migawek z więziennego życia głównego bohatera. Przeplatanych migawkami z tego, co doprowadziło do skazania Sikory. Przy czym warto zauważyć, że Mój dług ogranicza się do postaci Sikory. Drugi ze skazanych w tej sprawie – Artur Bryliński – chce mieć święty spokój i nie zamierzał brać udziału w tej produkcji. Stąd jego postać – pod zresztą zmienionym imieniem – pojawia się na czwartym planie w trzech scenach na krzyż.

No ale wróćmy do tych migawek z przeszłości. Twórcy Mojego długu stanęli przed poważnym dylematem. Mogli pokazać raz jeszcze, co wydarzyło się przed aresztem i więzieniem, ale wtedy pytania o kręcenie tego samego filmu pewnie pojawiłyby się ze strojoną mocą. Zdecydowali się więc na ograniczenie tego wątku do minimum. Licząc zapewne na to, że widzowie znają Dług i wiedzą, o co chodzi w tej historii. I myślę, że przeliczając się, bo u przeciętnego kinowego widza znajomość filmów sprzed ćwierćwiecza – nawet świetnych – jest marna. A co za tym idzie, potencjalni widzowie będą chyba mieli problem ze zrozumieniem, dlaczego bohater Mojego długu miał nadzieję na uniewinnienie. Z tego filmu nijak nie wynika, że makabryczne podwójne morderstwo połączone z pośmiertnym odcięciem głów swoich dwóch ofiar było w jakikolwiek sposób usprawiedliwione. Oprawca głównego bohatera (Marcin Januszkiewicz, którego nie sposób nie porównywać do Andrzeja Chyry i który, podobnie jak film, nie wychodzi z tego porównania zwycięsko), owszem, nie przebiera w środkach, żeby dług odebrać, ale umówmy się, że na zabicie go i odcięcie mu głowy nie zasłużył. Co potęguje zupełnie niepotrzebna scena tego właśnie odcięcia. Mój dług jest filmem, o którym zwykło się mówić per mocny, ale nie tak mocnym, żeby ni z gruchy nie z pietruchy pokazać tu widzowi na pełnym zbliżeniu odcinanie głowy.

To, co wydarzyło się przed aresztowaniem Sikory jest tu więc, nomen omen, odcięte dość grubą kreską, a sednem filmu jest to, co było potem. Wydarzenia te opisane zostały już wcześniej przez Sikorę w książce Mój dług, a teraz ich bohater został konsultantem scenarzysty przy przełożeniu tej opowieści na język filmu. Nic w tym dziwnego, bo kto lepiej opowie jakąś historię od bohatera tej historii? Kryje się tu jednak pewien kolejny haczyk, który znów okazuje się słabością filmu Mój dług. No bo kto by przypuszczał, że Sławomir Sikora opowiedziany przez Sławomira Sikorę okaże się aniołem w ludzkiej skórze? Jarek, pierdolisz, nie było cię tam – można by się teraz zwrócić tymi słowami do mnie. I słusznie. Nie mam ani wiedzy, ani powodów do tego, żeby nie wierzyć, że tak to wszystko wyglądało, jak zostało przedstawione w filmie. A mimo to zgrzyta mi to, co zobaczyłem. A może nie zgrzyta, ale powoduje przewracanie oczami. Sikora jawi się tutaj nie tylko jako odważny człowiek łatwo nawiązujący przyjaźnie z najgorszym elementem i rozumiejący, że musi ponieść karę oraz odpowiedzieć za swoje czyny. Ludzie, Sikora stanie w obronie gwałciciela, Sikora będzie miał szacun u klawiszy, Sikora zorganizuje Boże Narodzenie, Sikora szlachetnie zwolni swoją ukochaną (Anna Karczmarczyk) z obowiązku czekania na siebie, Sikora załatwi kolegom spacer pod rozgwieżdżonym niebem… Mój dług to opowieść o facecie, który pobłądził, ale rozumie swój błąd i poświęci życie, żeby spłacić wszelkie długi poprzez dbanie o innych, a nie o siebie. Po prostu dusza człowiek dzielący się swoimi przemyśleniami z offu. Zupełnie niepotrzebnie, bo wcale nie dodają one Mojemu długowi głębi.

I teraz pytanie, czy historia Sikory jest zwyczajnie nieciekawa (posiedział, a potem został ułaskawiony, koniec filmu), czy została nieumiejętnie opowiedziana. Skłaniałbym się ku temu drugiemu i za najsłabszy element Mojego długu wskazał scenariusz. Schemat goni tu schemat, a nawiązania gonią tu nawiązania. Film można podzielić z grubsza na dwie części: lepszą dotyczącą aresztu i gorszą dotyczącą więzienia. Obie części można też z łatwością porównać do dwóch klasycznych więziennych dzieł z, cóż za niespodzianka, werdyktem na niekorzyść filmu Delicia i Joba. Nie ma się co jednak dziwić, bo Mój dług postanowił zaczerpnąć z legend w postaci Symetrii i… Skazanych na Shawshank. Gdzie nie spojrzeć, na Mój dług wszędzie czyhają jakieś pułapki. Można by go pochwalić np. za wykorzystanie grypsery, ale ma tego pecha, że zrobiono to już właśnie w Symetrii przez co to całe na ostro się kręci nie robi już takiego wrażenia jak by mogło. Grypsera towarzyszy pierwszej części filmu Mój dług, która jednocześnie przez chwilę należy do jednego z moich ulubionych podgatunków filmowych: filmów, które dowodzą, że najlepszych kumpli możesz spotkać w więzieniu. Dostajemy tu parę mocniejszych więziennych obrazków, w których szansę na wykazanie się ma uroczy drugi plan (Piotr Miazga, Mateusz Czwartosz) i które stanowią najciekawszą część Mojego długu. Po nich następuje przejście w postaci najmocniejszej chyba sceny filmu (z wyłączeniem odcinania głowy) z samobójcą (Jakub Sierenberg), a gdy Sikora trafia do więzienia, klimat filmu niespodziewanie się zmienia i do końca już filmowa opowieść stopniowo blednie. To właśnie tutaj rozpoczynają się ci nasi przaśni Skazani na Shawshank, a gdy kamera wędruje nad więzieniem w rytm utworu puszczanego z więziennego radiowęzła przez Andy’ego… wróć, Sławomira Sikorę, zaczynasz się zastanawiać, czy już blisko końca seansu.

Mój dług to dość dziwny film, w którym – jak sądzę – duże znaczenie miały sprawy rozgrywające się za kamerą. Z jednej strony mamy tu zupełnie nieopatrzoną obsadę, która wskazywałaby na raczej niski budżet przedsięwzięcia, z drugiej są tu gwiazdy, których nazwiska z łatwością każdy rozpozna na plakacie. Można odnieść wrażenie, że dołączyły do produkcji gdzieś w trakcie i zostały, well, wykorzystane do tego, by narobić wokół filmu szumu. Finalnie jest ich albo niewiele, albo dostali zupełnie zbędne wątki (wytniesz wszystkie sceny z Piotrem Stramowskim i fabuła filmu na tym zupełnie nie ucierpi; z drugiej strony wytniesz Indianę Jonesa z Poszukiwaczy zaginionej Arki i wszystko też dotrze do takiego samego końca). Wydaje się, ale to tylko moje odczucie, że to, co zaczęło się skromnie, przerodziło się w dużo większą produkcję niż pierwotnie się spodziewano i w efekcie zaczęło się „szycie”, które rzadko dobrze wpływa na ostateczny wygląd filmu

No ale może jestem w błędzie i może od początku Mój dług był zaplanowany na momentami lepszy, a momentami gorszy zlepek więziennych epizodów z mogącym się poszczycić miną cockera spaniela głównym bohaterem.

(2521)

Blisko ćwierć wieku po premierze jednego z najlepszych polskich filmów przełomu tysiącleci – Długu – temat w nim podejmowany powraca w filmie zatytułowanym Mój dług. I choćby jego twórcy nie wiem jak się wytężali, nie unikną porównań z dziełem Krzysztofa Krauzego. Wszyscy z pewnością domyślacie się, na korzyść którego z tych filmów. Recenzja filmu Mój dług. O czym jest film Mój dług Sławomir Sikora (Bartosz Sak) to biznesmen, który za podwójne zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem trafia do aresztu, gdzie czeka na rozprawę. Wkrótce dowie się, że za popełniony przez niego czyn będzie musiał odsiedzieć karę pozbawienia wolności na lat 25.…

Ocena Końcowa

5

wg Q-skali

Podsumowanie : Po popełnieniu makabrycznego podwójnego morderstwa biznesmen Sławomir Sikora musi się szybko przystosować do więziennego życia. Przeciętna kontynuacja „Długu” Krauzego. Więzienne kino przeładowane scenkami rodzajowymi, które w większość można było już kiedyś zobaczyć w innych więziennych filmach.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004