Z racji pińcet dwudziestego siódmego powtórzenia sobie filmu Powrót do przyszłości może by jakąś aktualną jego recenzję sobie szybciorem sieknąć? A dlaczego nie? Recenzja filmu Powrót do przyszłości. Netflix.
O czym jest film Powrót do przyszłości
Marty McFly (Michael J. Fox) to rezolutny 17-latek, który nieźle wywija na gitarze, ale boi się posłać gdzieś taśmę demo swojego zespołu, żeby czasem nie usłyszeć, że są kiepscy. Nie boi się jednak na tyle, żeby nie wystartować w szkolnym konkursie na kapelę, która zagra na studniówce. Startuje, słyszy, że jest kiepski. Wróć, za głośny. No nic, jakoś to będzie. Zbliża się wyjazd z ukochaną (Claudia Wells) nad jezioro, to sobie wykombinuje jakieś pocieszenie. Los chce jednak inaczej. Nie dość, że nie będzie miał czym pojechać nad to jezioro, to jeszcze jego znajomy naukowiec dr Brown wzywa go po pierwszej w nocy na parking centrum handlowego, gdzie spod poł fartucha prezentuje… wehikuł czasu, który właśnie skonstruował. Napędzany plutonem, który ukradł dla Libijczyków i im go nie dał. Marty i Brown nie wiedzą, że przed odwetem Libijczyków mają już tylko chwilę, podczas której mogą wymienić się uwagami na temat wehikułu w formie samochodu DeLorean. Marty z grubsza więc wie o co w tym wszystkim chodzi, co mu się przyda, bo wkrótce dr Brown nie żyje, a on ląduje w 1955 roku, gdzie spotyka swoich rodziców.
Zwiastun filmu Powrót do przyszłości
Recenzja filmu Powrót do przyszłości
Niewiarygodne, jak ten film się zupełnie nie starzeje. Pomyślałbyś, że eee, nostalgia za czasami młodości, wcale nie jest tak dobrze, ale puszczasz go sobie w marcu 2021 roku i dalej jest tak samo dobry jak zawsze. Nostalgia nie ma tu nic do rzeczy.
Choć bez wątpienia owa nostalgia jest w Powrocie do przyszłości wielka. Miałem go zobaczyć w ogrodzienieckim kinie gdzieś tak w latach 80. ubiegłego wieku i czekałem na ten seans jak na szpilkach. Mieliśmy iść razem z ojcem, bo samego by mnie chyba nie wpuścili. Tyle, że ojciec miał w robocie jakąś imprezkę, wrócił niedysponowany, nie nadawał się na pójście do kina. No ale szybko zasnął, a mama stanęła na wysokości zadania i chyba pierwszy raz w życiu poszła ze mną sama do kina.
Stwierdzenie, że takich filmów się już nie robi, pasuje najlepiej do Powrotu do przyszłości. Nie zapraszam do dyskusji. Dzisiejsze produkcje nie mają takiej prostej fantazji (mają fantazje skomplikowane, co rzadko przynosi coś lekkiego), nie mają też przede wszystkim takich nastolatków. Ich odbiorca jest inny, więc i one są inne. Co jest ciekawe, bo można pokusić się o stwierdzenie, że dzisiejsze filmy nikogo nie będą jarać za 40 lat, a Powrót dalej będzie fajny. Nikt nie powie o nim, że to film dla dzieci, choć nie patrzę z pespektywy dzisiejszego nastolatka, który może i ziewnie przy filmie Zemeckisa. Przekonam się na Annie Marii za parę lat, gdy będę oglądał Powrót osiemsetny raz.
Jak to jest napisany film, o ludzie. Zaraz tu zaczną się brzęczenia o dziurach w scenariuszu, uproszczeniach i tak dalej. No tak, one bez wątpienia są, bo Powrót do przyszłości traktuje podróże w czasie na tym podstawowym, rozrywkowym poziomie. Poziomie aktualnym do Primera i innych nadętych filmów o powrotach w czasie, którym nagle zaczęło przeszkadzać, że możesz zmienić historię swojego starego, ale równocześnie nie zmienisz historii nikogo innego. O dziurach za chwilę, a na razie o świetnie napisanym scenariuszu, który można docenić szczególnie, gdy zna się dobrze całość. Z przyjemnością można wtedy śledzić, jak wspaniale wprowadza się tu wszystkie ważne rzeczy w późniejszym przebiegu fabuły. Jak to jest przemyślane, wykombinowane, wysiedziane nad kartką, a nie napisane i cześć. Mija piętnaście minut filmu, a ty mógłbyś zrobić pauzę, podumać i ułożyć sobie wszystko to, czego dowiedziałeś się do tej pory w dalszą historię, bo masz już wszystko, czego potrzebujesz. Zwykle w takich momentach powinno się mówić, że film jest przewidywalny, ale właśnie nie o to chodzi. To nie jest przewidywalny film. To jest świetnie przemyślany film, w którym kiedy jakaś starsza pani daje ci na ławce ulotkę, to nie po to, żeby film trwał o minutę dłużej. Kiedy patrzysz na rodzinę Marty’ego przy stole, to oni nie gadają, żeby gadać, ale po to, żeby dostarczyć ci wszystkich potrzebnych później informacji. A kiedy masz już scenariusz, to będąc wizualnym geniuszem (do pewnego czasu) jak Robert Zemeckis, masz już z górki. Jesteś na drodze do czegoś wielkiego.
Jasne, jest w Powrocie wiele rzeczy, w które musisz uwierzyć i nie ma zmiłuj. Minuta ma 60 sekund, więc dokładnie o 22:04 nie jest wcale dokładną miarą czasu. Starzy nie zastanawiają się, że mają syna identycznego jak koleś sprzed lat, z którym znajomość zakończyłaś dochodząc do wniosku, że Marty, imię twojego przyszłego dziecka, to ładne imię. Biff, który zawdzięcza ci upokorzenie swojego życia, daje ci kluczyki do fury i nie brzęczy. Nie ma co wymieniać, bo to wszystko już zostało napisane i ja tu niczego odkrywczego właśnie wam nie prezentuje. Są więc te czasoprzestrzenno-paradoksowe nieścisłości, ale i znajdą się rzeczy przesadzone, jak ta właśnie rodzina Marty’ego zbyt infantylno-sitcomowa, by na chwilę nie wybić się z rytmu i nie zastanowić, skąd oni adoptowali Marty’ego. Takie zgrzyty tu są, ale w ostatecznym rozrachunku nie mają żadnego wpływu na całość, która wcale nie jest Johnny B Goode, ale Johnny Fucking AAA+ Goode.
PS. Aczkolwiek taki prequel znajomości Marty’ego i Doca mógłby być ciekawy…
(2464)
Ocena Końcowa
10
wg Q-skali
Podsumowanie : Nastolatek przypadkiem trafia do przeszłości, skąd musi wrócić do swoich czasów tak, by nie wymazać z historii swojego istnienia. Seans powtórkowy. Niewiele jest filmów, które w pełni zasługują na najwyższe możliwe oceny. To jeden z takich przypadków, który wciąż się nie zestarzał i już chyba nigdy się nie zestarzeje.
Podziel się tym artykułem:
Jeden komentarz
Pingback: Filmowy marzec 2021 w ocenach