Jeśli chodzi o zwiastuny filmów to przeważnie przygotowuje się je tak, by upchnąć w nich wszystko, co w całym filmie jest najlepszego. Dzięki temu udaje się zagonić widza do kina i potem nie trzeba się już przejmować, że ów widz będzie narzekał, że wszystko obejrzał już w trailerze. Czasem jednak trafiają się kiepskie zwiastuny, które wieszczą filmową porażkę, a potem okazuje się, że film, który zajawiały jest w sumie całkiem dobry. Terminator: Mroczne przeznaczenie zwiastuny miał kiepskie, ale opisany wyżej przypadek się nie wydarzył. Filmem też jest kiepskim. Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie.
O czym jest film Terminator: Mroczne przeznaczenie
Dani Ramos (Natalia Reyes) razem z bratem pracują w jednej z fabryk w stolicy Meksyku. Rodzeństwo niespodziewanie zostaje zaatakowane przez nieznanego im napastnika (Gabriel Luna). Ujść z życiem pomaga im równie nieznana dziewczyna: Grace (Mackenzie Davis). Tłumaczy, że jest z przyszłości, a napastnikiem czyhającym na życie Dani jest terminator model REV-9. Meksykanka nie ma czasu, żeby się zdziwić, bo nieustępliwy REV-9 nie zamierza robić sobie przerwy póki nie dorwie celu. Jest tego bardzo bliski, ale ni stąd ni zowąd pojawia się Sarah Connor (Linda Hamilton) i daje REV-owi-9 kopa z wyrzutni rakiet. Dzięki temu Dani i Grace mają chwilę na to, żeby się ogarnąć i przygotować kolejne ruchy, zanim terminator znów rzuci im się do gardeł. Możliwe, że we wszystkim pomoże im tajemniczy kontakt Sary, którym – czego nie sposób nie dowiedzieć się ze zwiastunów – okazuje się T-800 (Arnold Schwarzenegger) we własnej osobie.
Zwiastun filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie
Opisywanie fabuły szóstej części Terminatora (a tak po prawdzie trzeciej, bo film Millera olewa kontynuacje i podejmuje historię tam, gdzie Cameron zostawił ją po drugiej części swojego hitu) nie ma większego sensu, bo jest to wypisz wymaluj kopia poprzednich filmów. Uzasadnionym byłoby nazwać ją nawet remakiem, gdyby nie to, że stara się zachowywać pozory zupełnie nowej historii. Ale gdzie tam. Z przyszłości przyleciał morderczy terminator, ściga swoje cele ciężarówką, a na końcu tłuką się w fabryce. Podobieństw między filmem Terminator: Mroczne przeznaczenie, a filmami, które przyniosły Cameronowi sławę jest zbyt wiele, by traktować je w kategoriach hołdu czy mrugnięcia okiem dla kumatego widza. Kumaty widz pozostanie przy dwóch pierwszych częściach, a ta wchodząca do kina w najbliższy piątek, przeznaczona jest co najwyżej dla współczesnych nastolatków, którzy nie oglądają starego kina sprzed trzydziestu lat.
Akcja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie rozpoczyna się 20+ lat po wydarzeniach z dwójki. Sarze skutecznie udało się powstrzymać Dzień Sądu i uratować trzy miliardy ludzi. Nikt jej tego nie zabiera, ale życie nie znosi próżni. Ludzkość wynajduje kolejną sztuczną inteligencję, która za parę lat puści wszystkich z dymem. I tu zabawna rzecz, bo choć mowa o zupełnie innej, alternatywnej przyszłości, która nie ma nic wspólnego ze Skynetem i całą resztą, okazuje się, że maszyny z przyszłości postępują dokładnie tak samo jak ich poprzednicy. Rozwiązaniem problemu ruchu oporu jest dla nich wysłanie w przeszłość terminatora, który pojawia się tam w wielkiej kuli i na golasa rusza na poszukiwanie jakiegoś stroju. Logika nakazywałaby całkowicie inny przebieg historii, ale według hollywoodzkich filmowców sztuczna inteligencja najwyraźniej zna tylko jeden sposób radzenia sobie z kłopotami. I choć to już nie Skynet, a Legion, to zachowuje się dokładnie tak samo jak Skynet. No bo wiecie, gdyby zachowywał się inaczej, to by już nie można było nazwać filmu „Terminator”.
Nie szukajcie więc w Terminatorze 6 żadnego sensu, bo go tu nie ma. Wątki traktowane są lekką ręką i nikogo nie obchodzi np., skąd T-800 wie, kiedy na ziemi pojawią się terminatory (tłumaczą to jednym zdaniem, więc może po prostu nie zrozumiałem, ale nie sądzę), ani dlaczego się zestarzał. Tego nikt nie tłumaczy.
Skoro więc historia nie jest mocnym punktem filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie, to co nim jest? Znów logika kazałaby podpowiadać, że warstwa wizualna filmu. Co prawda w zwiastunach wyglądało to okropnie, ale każdy sobie myślał: spoko, spoko, dopracują jeszcze efekty specjalne i będzie to wyglądać cacy. Nie dopracowali, a efekty dalej wyglądają słabo. Twórcy tychże efektów rozleniwili się już na tyle, że bez komputera nie potrafią zrobić najprostszej sceny wymagającej trochę ruszenia głową i olania CGI. Po co olewać, skoro CGI rozwinęło się już na tyle, że można za jego sprawą zrobić wszystko? Ano po to, że wciąż kiepskie CGI wygląda jak kiepskie CGI, a Terminator: Mroczne przeznaczenie aż piszczy za praktycznymi efektami specjalnymi, których tu brak. I jest to swoisty chichot losu w filmie, którego druga część wprowadziła komputerowe efekty na salony. Wydawać by się mogło, że w szóstce CGI będzie wyglądać oszałamiająco, a tymczasem wygląda na takie, które gdzieś zatrzymało się w rozwoju i nie ma nikogo, kto wykonałby kolejny milowy krok do przodu. Weźmy takie np. coraz modniejsze odmładzanie aktorów na potrzeby filmów. I tutaj znalazło się kilka przykładów takiego face liftingu. I choć wygląda to coraz lepiej, to nadal wygląda to na CGI. O sztucznym poruszaniu się takich stworów nawet nie ma co mówić.
Angaż Tima Millera na reżysera filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie nie okazał się dobrym wyborem. Coś, co sprawdziło się w przypadku jego Deadpoola – dystans do opowiadanej historii – zupełnie nie sprawdza się w Terminatorze, który z założenia jest filmem mrocznym i przerażającym. To opowieść o katastrofalnych konsekwencjach postępu technicznego, który w efekcie niesie za sobą śmierć miliardów i egzystencję szczura kryjącego się w gruzach. Potraktowanie jej z dystansem właściwym Millerowi sprawiło, że najnowszego Terminatora ogląda się jak komedię. Trafiają się sceny – przoduje w nich poczciwy Arnie – które budzą na widowni salwy śmiechu, ale w tym przypadku nie jest to komplement. Co za dużo dystansu to niezdrowo.
Fajnie, że do starych ról powrócili Linda Hamilton (poradziła sobie z nią bez problemu, bo w zasadzie wymagała od niej, żeby przez cały film chodzić z zatwardzeniem na twarzy) i Arnold Schwarzenegger, a i samo wyobrażenie o filmie, który jest bezpośrednią kontynuacją Dnia Sądu musiało budzić ciekawość i nadzieję na porządne kino, które większość z nas pamięta z dzieciństwa. No ale niestety, Miller i spółka nie potrafili udźwignąć odpowiedzialności i po raz enty udowodnili, że seria Terminator skończyła się na dwójce. (No i na fajnym Genisys, który chyba tylko ja lubię).
(2367)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : Sarah Connor i terminator T-800 pomagają chronić kolejny cel przed zakusami elektronicznego mordercy z przyszłości. Przykro patrzeć jak Tim Miller i spółka zamieniają mroczną historię upadku cywilizacji w komediowy odpowiednik Deadpoola.
Podziel się tym artykułem:
a mnie się 3. też się podoba…:-)
Genisys było spoko. Ale ten Feminator to jakaś porażka jest… ściśły top bzdury roku.