×
Władcy chaosu, Lords of Chaos (2018), reż. Jonas Åkerlund.

Lords of Chaos. Recenzja filmu Władcy chaosu

Trwa świetna passa kina metalowego. Nieistniejącą trylogię złożoną z filmów Gotowi na wszystko. Exterminator i Heavy Trip uzupełnia właśnie poważniejszy od dwóch poprzednich tytułów Lords of Chaos. Recenzja filmu Jonasa Åkerlunda Władcy chaosu aka Lords of Chaos.

Recenzja filmu Lords of Chaos

Znany bardziej pod pseudonimem Euronymous, Øystein Aarseth (Rory Culkin) zamierza uciec jak najdalej od norweskiej sielanki, w skład której wchodzi radość z sukcesów Bjørna Dæhliego i wysoki wskaźnik samobójstw. Sposobem na to ma być black metalowa kapela Mayhem, której jest frontmanem. Po niewielkich perturbacjach ze składem wydarzają się dwie rzeczy. Po pierwsze Euronymous komponuje riff, który daje początek prawdziwemu norweskiemu black metalowi, po drugie do kapeli dołącza zafascynowany śmiercią wokalista Per Pelle Ohlin (Jack Kilmer), który woli, jak woła się do niego po przezwisku: Dead. Pierwszy wspólny koncert kończy się skandalem. Ze sceny na widownię fruwa świński łeb, a Dead tnie się do krwi i granicy utraty przytomności. Black metalowy skład zdobywa nowych fanów, wśród których jest miłośnik Scorpionsów, Varg Vikernes pseudonim Varg (Emory Cohen). Twórca jednoosobowego zespołu Burzum wkrótce zdobywa zaufanie Mayhemów i dołącza do ekipy, którą uzupełniają Faust (Valter Skarsgård), Hellhammer (Anthony De La Torre) i Necrobutcher (Jonathan Barnwell).

Zwiastun filmu Lords of Chaos

Recenzja filmu Lords of Chaos

Cóż za odświeżający muzyczny biopic po tych wszystkich Amadeuszach, Spacerach po linie i innych Rayach. Nie, żeby były złe, ale Lords of Chaos to w końcu coś trochę nowego. Biograficzny film o ikonach prawdziwego norweskiego black metalu, składzie Mayhem. Pełen palenia kościołów, satanistycznych wygłupów, ciężkiej muzyki i jeszcze cięższych bohaterów oraz krwi, której autorzy filmu nie skąpią. Są nawet urywki Martwicy mózgu oglądane na VHS-ie, więc naprawdę jest tu już wszystko.

Siłą opartego na książce Michaela Moynihana i Didrika Søderlinda Lords of Chaos: The Bloody Rise of the Satanic Metal Underground filmu Åkerlunda jest prawdziwa historia, którą opowiada. Rozgrywający się na początku lat 90. Lords of Chaos przenosi nas do Norwegii na skraju black metalowej rewolucji. Black metal nie jest tam niczym nowym, ale wizja rozwoju kariery prezentowana przez Euronymousa jest zgoła odmienna od konkurencji, która jego zdaniem gra muzykę life metalową. Prezentowany przez Mayhem chaos wznosi się na kolejny level wraz z dołączeniem do niego zwariowanego Varga. Chłopaki już nie tylko mówią o paleniu kościołów i sprawdzaniu, jakie to uczucie wbić w kogoś nóż, ale przechodzą do czynów. Rozpętana przez Euronymousa spirala satanistycznego szaleństwa szybko wymyka się spod kontroli. Mordercze ideologie stojące za ich czynami szybko zaczynają się mnożyć.

U autorów filmu Lords of Chaos widać wyraźne zainteresowanie makabrą. Sceny śmierci, których tu nie brakuje, nakręcone zostały z krwawą dbałością o szczegóły. Zdarzą się takie fragmenty, w trakcie których będziecie chcieli na chwilkę odwrócić twarz od ekranu. Z drugiej strony nie jest to kino tak ciężkie jak okładki płyt kapel black metalowych. Spod biało-czarnego makijażu dość często wydostają się na wierzch zwykłe nastolatki z problemami typowymi dla nastolatków w okresie buntu. Sikający na ołtarze wandale grzecznie informują mamusie, że wychodzą na spotkanie z kolegami itp. Przypomina to opowieść Alice’a Coopera, który podczas tournée po Norwegii spotkał się z tymi diabolicznymi, obrazoburczymi zabójcami kotów (a właśnie, Lords of Chaos chwilami nie jest filmem dla kociarzy) i rozbawiło go to, jak grzecznie stali w kolejce po jego autograf i zwracali się do niego z pełnym szacunku „proszę pana”. Bohaterowie filmu Lords of Mayhem wpisują się momentami w ten obraz norweskiego muzyka.

Historię opowiedzianą w Lords of Chaos zakwestionował jeden z jej bohaterów, Varg i trudno mu się dziwić po obejrzeniu filmu. Nie mnie oceniać, komu wierzyć, bo ze sceną metalową na początku lat 90. miałem niewiele wspólnego (no trochę miałem, ale to zupełnie inna historia 😉 ), ale nie wydaje się, żeby autorów filmu za bardzo poniosła wyobraźnia. Nie musiała. Udanie przenieśli na ekran tę fascynującą i oryginalną historię, choć przydałoby się jej trochę VHS-owego ziarna. W efekcie powstał posiadający trochę wad realizacyjnych muzyczny biopic diametralnie inny od reszty muzycznych biopiców.

(2264)

Trwa świetna passa kina metalowego. Nieistniejącą trylogię złożoną z filmów Gotowi na wszystko. Exterminator i Heavy Trip uzupełnia właśnie poważniejszy od dwóch poprzednich tytułów Lords of Chaos. Recenzja filmu Jonasa Åkerlunda Władcy chaosu aka Lords of Chaos. Recenzja filmu Lords of Chaos Znany bardziej pod pseudonimem Euronymous, Øystein Aarseth (Rory Culkin) zamierza uciec jak najdalej od norweskiej sielanki, w skład której wchodzi radość z sukcesów Bjørna Dæhliego i wysoki wskaźnik samobójstw. Sposobem na to ma być black metalowa kapela Mayhem, której jest frontmanem. Po niewielkich perturbacjach ze składem wydarzają się dwie rzeczy. Po pierwsze Euronymous komponuje riff, który daje początek…

Ocena Końcowa

7

wg Q-skali

Podsumowanie : Euronymous z Mayhem daje początek prawdziwemu norweskiemu black metalowi. Reszta jest historią. Posiadający trochę wad realizacyjnych oryginalny muzyczny biopic diametralnie inny od reszty muzycznych biopiców.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004