Pamiętacie te dawne czasy przełomu lat 80. i 90. XX wieku, kiedy nikt nawet nie próbował się porywać na ekranizacje komiksów, a gdy się już nawet porwał to przeważnie wychodziły kiszki? „Venom” A.D. 2018 czułby się wtedy jak ryba w wodzie. Recenzja filmu Venom
O czym jest film Venom
Eddie Brock (Tom Hardy) to wzięty niezależny dziennikarz śledczy. Tak bardzo niezależny, że szef (ojciec Randalla z This Is Us; w obsadzie znalazł się także Alvarez z Mayans M.C., ale w roli, która nie licuje z poważnym 🙂 szefem gangu motocyklowego) każe mu zrobić materiał-laurkę na temat właściciela odnoszącej sukcesy firmy: Carltona Drake’a (Riz Ahmed w roli całkiem porządnego czarnego charaktera), bo to będzie dobre dla ich stacji telewizyjnej. Tyle że Eddie nie ma zamiaru słuchać swojego szefa, bo przecież jest niezależny. Włamuje się do komputera swojej dziewczyny Anne (fatalnie obsadzona Michelle Williams), która pracuje dla Drake’a i wykrada z niego poufne dane, które wykorzystuje w wywiadzie z Carltonem. Wywiad kończy się w połowie, Eddie wylatuje z roboty, a dziewczyna go rzuca. Wszystkim tym jest wielce zdziwiony. Szczególnie że pytania o działalność firmy Drake’a są zasadne. Okazuje się, że team naukowców prowadzi w niej badania na ludziach, których to badań owym ludziom przeżyć się nie udaje. Wszystko to ma doprowadzić do symbiozy człowieka z kosmicznym symbiontem, który przyleciał na Ziemię razem ze szczątkami statku badawczego firmy Drake’a. Na razie się to nie udaje, ale wkrótce okaże się, że to właśnie Eddie będzie znakomitym hostem dla kosmicznego stwora imieniem Venom. Razem z nim Eddie powalczy o wiele rzeczy, na czele ze zgnojeniem Carltona Drake’a i odbiciem serca Anne.
Recenzja filmu Venom
Trudno powiedzieć co przyświecało twórcom filmu Venom poza chęcią zainkasowania kilkudziesięciu milionów dolarów na wciąż trwającej modzie na przenoszenie na duży ekran popularnych komiksów. Lub raczej ich bohaterów. Powstały takich filmów już dziesiątki, a gatunek kina komiksowego ewoluował w wiele dobra dla każdego. Czy to widzów preferujących poważniejsze historie o wielkiej sile, z którą w parze idzie wielka odpowiedzialność, czy tych, którzy wolą jak Niesamowity Hulk pierdzielnie parę razy o podłogę Lokim. Z marginalnie traktowanego 30 lat temu kina komiksowego udało się takiemu kinu wejść razem z gaciami z lycry i pelerynkami do mainstreamu i zadomowić się w nim na dobre. Venom, zamiast stanowić kolejny krok rozwoju gatunku, okazuje się infantylnym filmem, który mógłby powstał w 1987 roku.
Właściwie wszystko się tutaj nie udało. O ile oczywiście nie wybierzecie się do kina na tandetną komedię z gadającym do siebie bohaterem i malezyjską babcią, która przez pół roku szła na lotnisko. Jeśli spodziewacie się tego typu kina – będziecie zachwyceni. Żarty typu: facetowi jest gorąco, więc włazi do akwarium w ekskluzywnej restauracji i, patrzcie!, wcina surowego homara – są tutaj na porządku dziennym. Żal patrzeć na biednego Toma Hardy’ego, który znowu nie ma szczęścia do scenariusza i tym razem gra postać, która w ogóle do niego nie pasuje. Patrzysz: Tom Hardy. Widzisz: wystraszonego wszystkim szesnastolatka, który zachowuje się jak debil. Przypakowany, a pomiata nim fan muzyki metalowej z pokoju obok. Nie spina się to w ogóle.
Zaskakujące zresztą, że główny bohater jest postacią całkowicie niesympatyczną bez moralnego kręgosłupa. Trudno sympatyzować z Eddie’em Brockiem, który nie dość, że jest debilem (nie mogę powiedzieć, skąd mam nazwiska ofiar, bez tego nikt się nie domyśli), to jeszcze niesympatycznym debilem (jak to, rzucasz mnie, bo ci wlazłem na gmaila?). Kiedy pół roku później Anne ma już nowego faceta, bardziej chciałoby się, żeby nastukał Eddiemu. A przecież powinno się kibicować Brockowi w odbiciu dziewczyny. Niestety, Dan czy jakmutam jest kolejną miękką kluchą, która za chwilę zostanie odstawiona na bok.
.
Lepiej zaczyna się dziać w państwie duńskim, gdy na horyzoncie pojawia się w końcu tytułowy Venom i tylko dla niego i akcji z jego udziałem warto się na ten film ewentualnie wybrać. Niestety mają w obsadzie gwiazdę (Tom Hardy jakby ktoś nie wiedział), więc Venom nie dostaje za dużo czasu ekranowego, a jego częścią są na dodatek słabo wyglądające sceny, w których wystaje z ciała Eddiego, by sobie z nim pogadać bardziej niż przez głosy w głowie. Venom ma makabryczne poczucie humoru, które znakomicie sprawdziłoby się w filmie nie dla dzieci. W filmie Venom można tylko niestety mówić o odgryzaniu głowy. Film, w którym najlepszym bohaterem jest krwiożerczy stwór z kosmosu nie jest materiałem na komiksową komedię PG-13 z Tomem Hardym.
Nie trzeba szukać daleko, żeby zobaczyć jak powinien wyglądać Venom, którego chciałoby się oglądać. Z grubsza o tym samym traktuje nakręcony niedawno temu Upgrade, w którym nawet wystąpił klon Toma Hardy’ego, Logan Marshall-Green. Jak na ironię, Upgrade też wygląda jakby został nakręcony w ubiegłym wieku, ale udało się to pokazać na tyle nowocześnie, że mamy do czynienia z nową jakością, a nie jedynie odcinaniem kuponów po vhs-owej nostalgii. Upgrade jest wszystkim tym, czym Venom nie jest ani przez chwilę.
No ale Venom już pobił kasowy rekord wszech czasów wśród filmów wprowadzanych do kin w październiku, więc można mieć z grubsza pewność, ze Eddie Brock powróci. Tutaj też pełną garścią zaczerpnięto z ogranego w ostatnich latach schematu i po słabym filmie załadowano sceną po napisach, która każe po raz enty pomyśleć: no tak, było kiepsko, ale następny film serii to będzie wow! Nie będzie, bo tu nie o to chodzi.
Czy jest scena po napisach w filmie Venom
Tak po prawdzie to nie ma sceny po napisach filmu Venom. Są dwie w ich trakcie, ale gdy kończą się napisy nie ma już nic. To chyba nowość, jeśli chodzi o filmy Marvela? Drugą nowością jest to, że druga z tych scen to najprawdopodobniej najdłuższa scena po napisach w historii Marvela. Obie zobaczyć warto.
(2194)
Ocena Końcowa
4
wg Q-skali
Podsumowanie : Fajtłapowaty i tchórzliwy dziennikarz zyskuje nowe moce wraz z żywicielem z kosmosu, który zagnieździł się w jego organizmie. Ogromny krok wstecz komiksowego kina. Niezamierzenie śmieszna slapstickowa komedia.
Podziel się tym artykułem:
2 komentarze
Pingback: Venom 2: Carnage. Recenzja filmu. Tom Hardy
Pingback: West Side Story. Recenzja filmu West Side Story Spielberga