A gdybym był młotkowym, śpiewała przed laty Formacja Nieżywych Schabuff. Zawsze mnie zastanawiało, kim, do jasnej cholery, jest ten cały młotkowy. Po obejrzeniu filmu Lynne Ramsay, Nigdy cię tu nie było, już wiem! Recenzja filmu Nigdy cię tu nie było.
O czym jest film Nigdy cię tu nie było
Joe (Joaquin Phoenix) to były żołnierz i agent FBI, który w swoim życiu był świadkiem wielu niegodziwości. Odcisnęły one na jego życiu bardzo duże piętno i nie pozostawiły jego psychiki w stanie nienaruszonym. Joe łatwo wpada w furię, ale przede wszystkim każdego dnia zmaga się z potężnymi atakami paniki, które nie pozwalają mu spokojnie żyć. Chwile wytchnienia znajduje tylko w domu, gdzie opiekuje się sędziwą matką (Judith Roberts), a także w pracy, gdzie może się wyładować lejąc młotkiem po łbach wszelkiej maści oprychów. Aktualnie Joe zajmuje się znajdowaniem i uwalnianiem młodych dziewczyn porywanych przez handlarzy żywym towarem. Takich jak córka senatora Votto (Alex Manette), Nina (Ekaterina Samsonov). Jedynym śladem po niej jest anonimowy sms z adresem burdelu. Joe przyjmuje zlecenie i obiecuje ojcu Niny, że nie będzie się cackał z porywaczami. Pierwsza część planu odbicia dziewczyny udaje się bez większych problemów. Sytuacja się jednak komplikuje, gdy senator Votto popełnia samobójstwo.
Recenzja filmu Nigdy cię tu nie było
Raz na jakiś czas pojawia się film, który krytycy wznoszą na ołtarze za to, że pobawił się kinem gatunkowym i pokazał, że to wcale nie musi być bezmyślna rozrywka, a jest też dobrym materiałem na ambitne kino. Najczęściej zachwyty te związane są z nazwiskiem Nicolasa Windinga Refna, który filmem Drive pokazał jak się to powinno robić, a potem poprawił filmem Only God Forgives tak mocno, że oglądać się tego nie dało. Nigdy cię tu nie było to film z tej samej parafii, ale zdecydowanie bliżej mu do tej drugiej z wymienionych produkcji Refna.
OK, OK, z pewnością są fani takiego kina – widać po recenzjach – ale ja mam ochotę zakrzyknąć: ręce precz od kina gatunkowego! Nikomu nie jest potrzebne robienie z rozpierduchy młotkiem ambitnego traktatu o cierpieniach nie tak już młodego Phoeniksa.
W sprzyjających okolicznościach film o brutalnym koleżce, który dla ratowania młodych dziewczyn zrobi wszystko, powinien wyglądać tak jak Człowiek w ogniu Tony’ego Scotta (piszę o remake’u, bo oryginał nie jest aż tak bardzo interesujący). Znany aktor w pomysłowy sposób zabija każdego, kto maczał palce w porwaniu. Niestety Nigdy cię tu nie było nie jest takim filmem. Tu i ówdzie przeczytacie, że to symfonia przemocy oraz brutalności i inne tego typu pierdoły, ale włóżcie je między bajki. Fani ekranowej makabry zmuszeni będą obejść się ze smakiem w trakcie seansu filmu Nigdy cię tu nie było.
Nigdy cię tu nie było to okropny filmowy snuj, z którego bez problemu dałoby się wyciąć dziesięciominutowego shorta. Cała reszta to cierpiący Joaquin Phoenix, który idzie tu, idzie tam, idzie z powrotem, czasem jedzie gdzieś samochodem. Ładnie to zrealizowane i przyjemne dla oka, ale poza filmowymi snobami raczej nie zainteresuje nikogo innego.
I na koniec głuchy apel do marketingowców. Przestańcie reklamować filmy naginając rzeczywistość! Wstydzicie się dzieła, które reklamujecie, że nie powiecie wprost: zapraszamy na nudny film, który zachwyci fanów dzieł, w których nic się nie dzieje? Po obejrzeniu zwiastuna filmu Nigdy cię tu nie było człowiek gotów jest pomyśleć: łoł! ale rozpierducha, przeżyję dla krwawej jatki te parę minut moralnego niepokoju. Nie kumam (znaczy kumam, ale coraz bardziej nie akceptuję) – ktoś poświęcił czas i talent, żeby nakręcić psychologiczny dramat o człowieku, a przychodzi taki jeden z drugim i oznajmia: przyjacielu, zareklamujemy to jak krwawy sensacyjny thriller!
(2394)
Ocena Końcowa
4
wg Q-skali
Podsumowanie : Były żołnierz i agent FBI w jednym przyjmuje zlecenie odnalezienia porwanej córki senatora. Filmowy snuj, w którym fabuły wystarczyło na dziesięć minut, a cała reszta to snujący się po ekranie, cierpiący i zbolały Joaquin Phoenix.
Podziel się tym artykułem:
No nic to, trzeba czekać na sequel Equalizera z denzelem, on się nie cackal w tańcu.