Tato, tato! Obejrzymy nowy film Wesa Andersona? Mamy Wesa Andersona w domu! Wes Anderson w domu: Recenzja filmu Drużyna A(A).
O czym jest film Drużyna A(A)
Gdzieś głęboko w lesie Wojtek (Łukasz Simlat) prowadzi ośrodek dla uzależnionych od alkoholu. Swoją terapię kontynuują w nim ludzie z różnych ścieżek życia, których łączy nałóg. Walka z tym wrogiem nie jest łatwa, ale niektórym podopiecznym Wojtka udaje się z nim wygrać. To daje siłę pozostałym „pensjonariuszom”, którzy wciąż nie są w stanie pokonać demona. A wkrótce walka będzie podwójnie trudna, bo wraz z odcięciem dotacji, ośrodek Wojtka może przestać istnieć. Uzależnieni postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Okazja na uratowanie ośrodka nadarza się sama. Będą musieli jedynie przewieźć przez Polskę dwie cysterny spirytusu, by zarobić potrzebną sumę. Czworo z nich (Michał Żurawski, Danuta Stenka, Maria Sobocińska i Mikołaj Kubacki) wsiadają do szoferek porywając przeciwnego temu wariactwu Wojtka.
Zwiastun filmu Drużyna A(A)
Recenzja filmu Drużyna A(A)
Aby jak najszybciej przejść do sekcji „Ale” (chyba będę ją musiał finalnie wkomponować w stały szkielet recek w postaci ostatniego śródtytułu „Ale” – wielkie pomysły budzą się w niewyspanym mózgu!), od razu napiszę, że Drużyna A(A) jest godną polecenia propozycją do wybrania się na nią do kina. Bywa inteligentna (czasem aż za bardzo), ale bywa też luźna i wesoła biorąc poprawkę na trudną tematykę, jaką podejmuje film twórcy świetnego Johnny’ego. Jaroszek żongluje nastrojami, gatunkami, powagę miesza ze slapstikiem, a czarno poważny charakter alkoholizmu równoważy czarno niepoważnym charakterem Celniczki (Magdalena Cielecka). Skąpaną w żółciach i niebieskościach Drużynę A(A) ogląda się ładnie, symetrycznie skomponowane kadry, miejscowy sposób prowadzenia narracji oraz zawieszenie tej historii w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie (a nawet poza czasem), budzą wspomnienie filmów Wesa Andersona i są przyjemne dla oka, a aktorzy wchodzą na szósty bieg swoich umiejętności, ciesząc się soczystymi postaciami z krwi, kości i C2H5OH (chcieliby). No i ma to, czego często najbardziej brakuje mi w polskim kinie. Prosty, efektowny i efektywny pomysł: Czworo alkoholików musi przewieźć przez Polskę dwie cysterny spirytusu. To coś, co z uchyleniem czapki zaprosiłbym do swojego primaaprilisowego wpisu.
Ale
Andrzej Jakimowski zrobiłby to lepiej. Wziął powyższy rozrywkowy pitch sprawiający, że do widzów trafia kino przystępne i rozrywkowe, i na jego szkielecie opowiedział historię, która w Drużynie A(A) jest najciekawsza. Na niej się skupił i nie uciekał się do tanich sztuczek mających zdobyć poklask widowni i zapewnić sceny, które koniecznie będzie trzeba pokazać w trailerze. Czyli mówiąc boleśnie wprost: wypierdolił w kosmos zupełnie zbędny wątek z Magdaleną Cielecką.
Bo nie sensacyjny wątek tej opowieści jest tutaj najważniejszy i najciekawszy. Ba, on nie jest tu w ogóle ważny i potrzebny. Przerysowana Celniczka każdym swoim pojawieniem się na ekranie (zupełnie abstrahując od tego, jak fajnie bawi się tą rolą Cielecka) psuje integralność filmu o utkanych z wad ludziach, którym wraz z kolejnymi kilometrami przeprawy przez zalane słońcem pola rzepaku, charakterystycznej dla kina drogi, którym Drużyna A(A) też jest, kibicuje się coraz bardziej i coraz bardziej się ich lubi. Grożąca im szwarccharakterka jest całkowicie niepotrzebna, bo nie może im zrobić niczego gorszego niż nałóg, z którym się już zmagają. I o którym Jaroszek opowiada umiejętnie i celnie. Co tylko dowodzi tego, że wystarczyłoby zamknąć bohaterów w szoferce i włączyć kamery. Pozwoliłoby to lepiej rozplanować opowieść, która im bliżej końca, tym bardziej atakuje nas animowanym flaszbakami, których przez 2/3 filmu nie było w ogóle. Staje się więc ten zabieg męczącym, co pewnie nie miałoby miejsca, gdyby, ja wiem, zamykać nimi kolejne rozdziały tej historii. A może też lepiej dałoby się wtedy wkomponować bardzo istotny dla fabuły wątek pana młodego (nominowany w tym roku do Telekamery Jakub Sierenberg), którego sposób zajawienia jest największym łotefakiem Drużyny A(A). Nie mówiąc o przewożonym spirytusie, który na dobrą sprawę pełni głównie rolę nośnika product placementu zamiast co i rusz wodzić bohaterów na pokuszenie.
No więc właśnie. Nie mam żadnych wątpliwości, że Jaroszek chciał za dużo i za szybko. W Drużynie A(A) jest naprawdę wszystko, łącznie z westernowym układem tanecznym, wspomnianym animkami (ich autorów proszę o wybaczenie kpiącego tonu, bo to poważne, artystyczne animacje a nie ścinki z Piksara), tarantinoritchierodriguezem i co wam tam jeszcze przyjdzie do głowy, że mogłoby się znaleźć w filmie o alkoholikach. Nawet Leszek Lichota jest, ale czemu akurat on w takiej akurat roli – oto wielka tajemnica wiary w koncepcję reżysera.
Owszem, brzmi to wszystko jak przepis na katastrofę, ale Drużyna A(A) katastrofą w żadnym wypadku nie jest. Bo kiedy wyjąć te ozdobniki, pozostaje naprawdę dużo szczerego, chwytającego za serducho, mądrego, słodko-gorzkiego filmu. Który Andrzej Jakimowski zrobiły lepiej.
(2626)
Ocena Końcowa
7
w skali 1-10
Podsumowanie : Czworo uzależnionych od alkoholu pacjentów niewielkiego ośrodka leczenia alkoholizmu zgadza się przewieźć przez Polskę cysterny spirytusu, by uratować placówkę. Mądry, skupiony na świetnie zagranych bohaterach komediodramat o uzależnieniu alkoholowym niepotrzebnie przerywany zbędnym wątkiem komiksowo-sensacyjnym.
Podziel się tym artykułem: