×

Qlinarnie – Chybagulasz, by Q

Dzisiaj nie będzie żadnej recki, bo „Angel of Death” wytrzymałem tylko 15 minut, a to za mało, żeby reckę pisać. Starzeję się chyba, bo przez te 15 minut Zoe Bell miała wyjmowany nóż z mózgu, a Tedowi Raimi rozwalili na kawałki łeb ze śrutówki, a ja się… znudziłem 🙁 Zamiast recki będzie więc przepis kulinarny, bo wiem, że przynajmniej jedna osoba tęskni za takimi. Choć nie wiem, czemu. Podawałem tu kiedyś jakieś przepisy? 🙂 Nie odpowiadam za to, że ktoś się ewentualnie otruje próbując zrobić Chybagulasz wg mojego przepisu, ba, nawet nie wiem, czy mi wyjdzie, bo zaczynając pisać tę notkę gulasz ma jeszcze półtorej godziny czasu do zakończenia się robienia.

Tak czy siak się najem. Albo gulaszu albo wstydu. Zaczynamy.

Do przygotowania Chybagulaszu potrzebny będzie kawał mięsa. Ja wziąłem tak na oko niecałe kilo szynki bez kości. Polecam jej zakup w Tesco. Mają grudniową promocję i za kilogram zapłacicie troszeczkę ponad 10 złotych. Nie wiem, pewnie to jakieś pogwałcenie sztuki kulinarnej, żeby z takiego mięcha robić Chybagulasz, ale ja to mam tradycyjnie w du. Nie, nie szynkę bez kości 😛 Kawał mięcha kroimy w kostkę:

(Sori, nie chce mi się obrabiać fotek, więc daję takie średnio ładne prosto ze średniomegapikselowego aparatu w komórce.)

Oprócz kawałka mięcha przygotujcie sobie też gulaszowy fiks Knorra oraz warzywka. Co kto lubi. Ja sobie pokroiłem w kostkę co następuje: 1 średnią cebulę (pewnie można więcej, ale ja nie lubię cebuli), 1 marchewkę, 1 paprykę czerwoną, pół papryki żółtej, pół ogórka kiszonego, kilka pieczarek (bo już by zdechły, gdybym ich do czegoś nie wykorzystał) oraz szalotkę. Jestem od niedawna szczególnym fanem szalotki, ale głównie dlatego, że fajnie wygląda. Pokrojone w kostkę warzywka (plus pieczarki, którym się udało nie zeschnąć i zostać wyrzuconymi) wyglądają tak:

Przygotowanie Chybagulaszu zaczynamy od nagrzania oleju. Olej nagrzewamy najlepiej w woku, bo będzie sporo miejsca na brewerie. Gdy się już nagrzeje (jakoś to się zimną wodą sprawdza, ale nie wiem jak 🙂 ) podsmażamy na nim cebulkę:

Do podsmażonej cebulki wrzucamy mięcho:

Mięcho podsmażamy przez kilka minut na średnim ogniu aż przestanie być różowe. Przynajmniej z grubsza:

Gdy mięcho się podsmaży, gotujemy wodę, odmierzamy litr wrzątku, wsypujemy do niego zawartość knorrowej torebki i dokładnie mieszamy:

Po wymieszaniu wlewamy to wszystko do podsmażanego na cebuli mięcha:


Czekamy aż w woku zacznie bulgotać i do bulgotającej zawartości woka wrzucamy pokrojone przez nas warzywka (plus pieczarki, którym…).

I oto nadszedł moment krytyczny. Okazuje się bowiem, że trzeba było słuchać Aśka i brać z niego przykład. Asiek dorzuca jedynie marchewkę i czerwoną paprykę. Efekt nieposłuchania Aśka jest taki, że uświadamiamy sobie, że za dużo tych wszystkich warzywek (plus…) pokroiliśmy i zaczynają nam dominować naszą potrawę. Nie ma jednak czasu na załamywanie się i ukrywanie w dłoniach zapłakanych ze smutku i od obierania cebuli oczu. Trzeba ratować nasz Chybagulasz od naszego braku wyobraźni! Ratowanie Chybagulaszu zaczynamy od dolania do niego zagotowanej wody. Dolewamy jej na oko (wiem, na oko to chłop w szpitalu umarł) aż uświadomimy sobie, że cholera! Trzeba było kupić dwa fiksy Knorra, bo teraz zamiast sosiku gulaszowego zrobiła się trochę woda. Zawsze mamy w odwodzie zagęszczanie naszej potrawy mąką na ten przykład, ale nie ma co się spieszyć. Ratunek znajdujemy w przecierze pomidorowym, którego trzy, cztery łyżeczki dodajemy do Chybagulaszu, solidnie mieszamy i voila, chyba udało nam się uratować Chybagulasz:

Zmniejszamy ogień do minimum, przykrywamy wok i zostawiamy nasz Chybagulasz na godzinkę niech się dusi, czy co tam się pod przykryciem robi:

Warto chyba dodać, że w tzw. międzyczasie można spokojnie dorzucać do Chybagulaszu jakiekolwiek przyprawy, które się lubi. Nic nie stoi na przeszkodzie. Można więc dodać np. (nie ukrywam, dopisuję to tylko po to, żeby przyszpanować liczbą posiadanych przez nas z Aśkiem przypraw ;P) lubczyk:

Oregano:

Bazylię:

Zioła prowansalskie:

Tymianek:

Przyprawy w kostkach (majeranek, smażona cebula, ostre papryczki, koperek):

Chili:

Przyprawę arabską:

Przyprawę do gulaszu:

Przyprawę kaukaską:

Czy jakiś marokański wypas (spostrzegawczy obserwator dostrzeże na tym nieostrym zdjęciu dobroduszną facjatę Mahesha):

Ja jednak nie dodaje żadnej z nich ;P bo i po co. Dobre jest i bez nich. No dobra, żartuję. Dodam przyprawę do gulaszu, bo jak sama nazwa wskazuje do Chybagulaszu też się powinna nadać i chili, bo lubię. Choć w zasadzie też bardziej wygląd.

Po godzinie odwiedzamy nasz Chybagulasz, który wygląda tak:

Zwiększamy ogień i zostawiamy pod przykryciem na następną godzinę. A właściwie to na 45 minut, bo pozostałe 15 minut z tej godziny odkrywamy nasz Chybagulasz, żeby wyparowała z niego zbędna woda. Zbędnej wody skutecznie pozbędziemy się również próbując Chybagulaszu, czy już jest dobry 😉

Po wyparowaniu wody i upłynięciu godzinki Chybagulasz zdejmujemy z ognia i podajemy z czym kto tam lubi. Generalnie to i z chlebem pewnie można go jeść (a jeszcze lepiej w wydrążonym gorącym okrągłym bochenku prosto z pieca). Asiek ostatnio jadła z kaszą, a ja niezmiennie wcinam go z ryżem.

Jak wygląda razem z ryżem może dorzucę później, a może i nie, bo aktualnie zostało jeszcze 50 minut do skończenia robienia się Chybagulaszu, a ja wykorzystam ten czas na wrzucenie tej notki.

Smacznego!

PS. Zjedzony Chybagulasz wygląda tak:

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004