×

The Box

A miało być tak pięknie. Fanfary, rauty, przyjęcia na cześć filmu, który przykuł moją uwagę już od pierwszego obejrzenia zwiastuna. Naciśnie przycisk? Nie naciśnie przycisku? Co się stanie jak naciśnie? Jaki w tym wszystkim jest twist i kruczek (nie mylić z Łukaszem Kruczkiem)? I tylko jednej rzeczy leniwemu Quentinowi nie chciało się sprawdzić – nazwiska reżysera tego filmu. Gdyby wiedział, że to facet od „Donniego Darko”, to wiedziałby też, czego się spodziewać. A tak to po seansie nie przyszło mu do zrobienia nic innego, jak tylko wysłać gambitowi sms-a o wiele mówiącej treści:

„Ostro popierdolony ten The Box, ale nie jestem pewien czy to zjebka, czy komplement ;)”

OK, OK, już spieszę z dokładniejszymi wytłumaczeniami zanim znów na celowniku znajdzie się mój gówniany gust, który każe doceniać nawalanki, a nosem kręcić na filmy wymagające choćby śladowych ilości rozumu 😉 Początkowy akapit wcale nie znaczył, że się na filmie zawiodłem. W klasycznym tego słowa znaczeniu 😛 Jeśli się zawiodłem, to tylko dlatego, że w swej niezmierzonej ignorancji i lenistwie spodziewałem się jakiegoś kul thrillera sensacyjnego z megazajebistym twistem w postaci „a seryjnym mordercą jest stangret!”. Twist a i owszem, był niejeden, ale zupełnie to wszystko poszło w kierunku, którego nawet w promilu się nie spodziewałem. A przecież wystarczyło sprawdzić, że to film Richarda Kelly’ego i już wszystko byłoby jaśniejsze.

Bo wiecie, mnie to się w ogóle „Donnie Darko” nie podobał i nie rozumiem zachwytów nad nim. Wciąż czekam ze zweryfikowaniem mojej opinii o tym filmie, bo mam wrażenie, że jakiś taki nieprzygotowany i znudzony życiem go oglądałem i możliwe, że z odpowiednim nastawieniem moja opinia o nim byłaby inna. Ale póki co tego nie sprawdzę, to jak mnie ktoś zapyta „A Donnie Darko?” to ja mu w odpowiedzi ziewnę.

RUN FOR COVER!!!!!

Połowa lat siedemdziesiątych. Młode małżeństwo ze zbliżającymi się kłopotami finansowymi odwiedza gustownie ubrany starszy pan z wyraźnym defektem twarzy. Zapewnia jednak, że jest dobroduszny i że nie należy sądzić książki po okładce. Starszy pan ma dla naszego małżeństwa propozycję. Oto wręcza pudełko ze znajdującym się w środku czymś z guzikiem na samej górze. I teraz deal: jeśli nacisną państwo guzik, to gdzieś na świecie, nie wiadomo gdzie umrze zupełnie nieznana wam osoba, a wy dostaniecie milion dolarów w kaszu. Jeśli jednak nie naciśniecie guzika, to pudełko zostanie wam zabrane, przeprogramowane i dane komuś innemu. Razem z milionem dolarów. I teraz pytanie: co zrobi nasze dość sympatyczne małżeństwo?

A resztę musicie zobaczyć sami. Zapewniam, że czeka Was wyjątkowo pokręcone doświadczenie filmowe, które nie mam wątpliwości: nie jest dla każdego. I tu nie chodzi nawet o to czy ktoś lubi Bollywood, czy horrorowe gore. Nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, czy odpowiadają Wam takie pokręcone filmy zostawiające po sobie sporo odpowiedzi, furtek interpretacyjnych i innych tego typu rzeczy, czy nie. Przy czym historia opowiadana przez „The Box” wyrusza w zupełnie niespodziewane rejony, a sama odpowiedź na pytanie „nacisną guzik, czy nie” jest tu doprawdy drugorzędna.

4+(6) dam, bo to film niebanalny i intrygujący i odważny (tak odważny, że jakoś nie widać zaplanowanej polskiej premiery kinowej, a i zdaje się w amerykańskich kinach też się długo nie nabył). Kelly ma swoje wizje (zwidy :P) i się ich dzielnie trzyma. Ja za bardzo tego nie kupuję i zachwycać się nie zamierzam, ale przynajmniej doceniam, a to już coś. Skłamałbym jednak, że ze dwa razy podczas seansu nie byłem na skraju przyśnięcia.
(912)

„The Box” oparte jest na opowiadaniu Richarda Mathesona „Button, Button”. Opowiadanie to już kiedyś doczekało się swojej ekranizacji w ramach serialowej „Strefy mroku”. Scenariusz do niej napisał sam Matheson, ale jak zobaczył efekt końcowy to sobie zażyczył, żeby podpisali go pseudonimem… Jak ktoś jest ciekaw tej wersji, to voila:


Button, Button

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004