×

[„HALF LIGHT”]

Rachel Carlson (Demi Moore) autorka poczytnych dreszczowców, przeżywa osobisty dramat. Pięcioletni syn Rachel, topi się w przepływającej obok ich domu rzeczce. Wraz z tym tragicznym wydarzeniem, rozpada się również związek Rachel, a ona sama pragnie wyjechać jak najdalej od smutnej rzeczywistości. Okazja do wyjazdu przytrafia się dość prędko – przyjaciółka Rachel, wynajmuje dla niej mały domek na szkockim wybrzeżu, do którego pisarka wyjeżdża z nadzieją na napisanie nowej książki. Na miejscu okazuje się, że spokojne miasteczko, do którego dociera, a w szczególności znajdująca się nieopodal latarnia morska, mają swoje mroczne tajemnice.

Mroczne tajemnice, mrocznymi tajemnicami, a nuda, nudą. Nie wiem jak Wy, ale ja już mam dość tych wszystkich horrorów na jedno kopyto, w których bohaterowie słyszą tajemnicze głosy, a potem się okazuje, co okazuje. Jeden, dwa, pięć… ale nie dwadzieścia. Pal licho, kiedy przedstawione to jest w jakiś emocjonujący sposób, gdy jest na co popatrzeć, to wtedy mozna spokojnie przetrwać, tyle tylko, że od pewnego czasu pierwsza połowa większości horrorów „przeznaczona” jest na powolne budowanie napięcia, a dopiero potem akcja się rozkręca. Co z tego skoro do momentu jej rozkręcenia się, człowiek ziewa, przysypia, dziwi się ileż razy można w kółko to samo.

W przypadku „Half Light” jest zupełnie identycznie. Pierwsza połowa filmu to prawdziwa nuda i jej przetrwanie to prawdziwa próba charakteru. Potem, jest dużo lepiej, ale nic nie zmienia faktu, że to wszystko już było. No dobra, wszystko już gdzieś było, ale mimo to co trochę powstają filmy, które mimo pozornej wtórności, czy nawet zwykłej prostoty, trafiają w gusta publiki. Z „Half Light” niestety tak nie jest. Z drugiej strony przynajmniej wiadomo czego się spodziewać przed seansem i jeśli komuś to nie przeszkadza i lubi takie powoli rozkręcające się, kameralne horrorki, to zawiedziony nie będzie (mimo wszystko jakiś tam zaskakujacy obrót sprawy się „pojawia”). A jak ktoś ma dosyć azjatycko-sixthsense’owych klimatów, to niech sobie odpuści.

W roli głównej pojawia się dawno niewidziana (przynajmniej przeze mnie) Demi Moore. Tym razem ani się nie rozbiera, ani nie wali do wrogów z M-16 – zawsze to jakaś miła odmiana i odpoczynek od ról muskularnych heroin. Zresztą latka lecą więc nie ma się co dziwić. Oscara za rolę nie dostanie, ale zawsze to miło popatrzeć na jakąś znajomą twarz. 3(6) Może byłby lepszy, gdyby ekipa filmowa nie musiała wydawać kasy z budżetu na niszczone przez silny wiatr dekoracje.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004