Zaczyna się tradycyjnie. Poprzez irlandzkie łąki i pola podróżuje sobie samochodem para złożona z kobiety i mężczyzny. Wkrótce na swojej drodze napotykają zombiaka, który idealnie „współgra” z wiadomościami w radio, w których donoszą o tajemniczej zarazie spowodowanej nagłymi zgonami bydła. Zombie jak to zombie – atakuje koślawym krokiem, a nasza para ucieka w stronę pobliskiego domku. No, a potem dalej jest tradycyjnie.
O fabule nie ma co więcej pisać, bo nie ma żadnej. Zombie atakują, nie-zombie uciekają, a co jakiś czas ktoś krwawi w bardziej, lub mniej wyszukany sposób. Kto lubi, powinien obejrzeć, choć cudów niech się nie spodziewa, bo ten film kosztował zaledwie 125 tysięcy funtów i dokładnie na tyle wygląda. Robson pisał, że wyssanie mózgu odkurzaczem robi wrażenie, ale się chłopak pomylił. No, ale mylić się jest rzeczą ludzką 🙂 Ogólnie samemu filmowi nie dam więcej niż 3(6), bo porywający to on nie jest. Ma jednak inną zaletę.
Seans „Dead Meat”, na którym go obejrzałem, miał miejsce jakiś czas po północy, podczas filmowego maratonu z… komediami (no wiem, że się powtarzam, ale te recki nie lecą tylko na bloga). i choć on sam miał być krwawym horrorem, okazał się komedią, która wzbudziła salwy śmiechu zarówno mojego jak i Robsona właśnie. Oj naśmialiśmy się za wszystkie czasy, a wszystko to za sprawą… lektora. LUDZIE!!! Posłuchajcie mnie, bo wiem co mówię! Nie próbujcie ściągać „Dead Meat” z sieci, nie próbujcie kupować go jak Pan Bóg przykazał, w sklepach zarówno normalnych, jak i internetowych (no one też są normalne), nie piszcie podań o udostępnienie filmu do jego reżysera, tylko stańcie na głowie, żeby załatwić piracką jego wersję z polskim lektorem. Naprawdę można umrzeć ze śmiechu! Jakość „tłumaczenia” jest wybitna, dykcja lektora tak samo, a stopień zrozumienia filmu na podstawie tej dwójki, niemożliwa. Niemniej jednak frajda niesamowita – pierwszy raz coś takiego widziałem. Wyobraźcie sobie tłumaczenie zrobione English Translatorem i lektora, który pomija połowę tekstu, a resztę czyta z manierą karabinu maszynowego, a będziecie mieli pełnię wrażeń, która Was czeka. A jeśli na dodatek zna się język Szekspira… Jednym słowem: miazga!! Ja już nie pamietam za dobrze, ale jak poprosicie Robsona, to myślę, że napisze Wam parę przykładów, szczególnie z pewną małą dziewczynką i dobrą radą dla niej, gdzie ma się schować 🙂
Podziel się tym artykułem: