×

SZÓSTY STOPIEŃ ODDALENIA

Miałem napisać swoimi słowami tą notkę, ale skoro natknąłem się w internecie na dokładnie to samo co i ja chciałem napisać (plus trochę więcej 🙂 ) więc po co się męczyć 🙂 Wezmę i zacytuję pana Szymona Augustyniaka dodając jedynie parę słów konkluzji 🙂 No więc cytuję:

Istnieją niewielkie szanse na osobistą znajomość z australijskim policjantem, sprzedawcą krewetek z Kadyksu, latarnikiem z Nowej Funlandii czy gwatemalskim urzędnikiem pocztowym. Ale prawdopodobnie bylibyśmy w stanie dotrzeć do tych osób poprzez krąg naszych znajomych. Szeroki krąg. „Poszukiwany” jest bowiem niemal na pewno przyjacielem przyjaciela, przyjaciela przyjaciela, przyjaciela przyjaciela, Waszego przyjaciela. Sławną koncepcję „sześciu stopni oddalenia” przedstawił w 1967 roku socjolog Stanley Milgram. Według jego eksperymentu, od każdego, dowolnego człowieka na Ziemi dzieli nas najwyżej 6 osób. Milgram zaangażował 96 przypadkowo wybranych osób w całych Stanach, do przesłania listu do przyjaciela, któremu może być najbliżej do „celu” – pewnej konkretnej osoby w Bostonie. Przyjaciel przesyłał wiadomość kolejnej osobie, i tak dalej. Listy docierały do końcowego adresata średnio poprzez 6 osób. Ale eksperyment Milgrama przeprowadzony był na małą skalę i został zakwestionowany przez socjologów.

Nowy numer magazynu „Science” publikuje raport z przeprowadzonego ostatnio doświadczenia, w ramach którego miano dokonać weryfikacji lub falsyfikacji hipotezy Milgrama. Peter Sheridan Dodds, Roby Muhamad, Duncan J. Watts z Uniwersytetu Columbia przeprowadzili współczesną wersję eksperymentu z wykorzystaniem poczty elektronicznej Internetu. Dokonali rekrutacji 60 tys. uczestników ze 166 różnych krajów. Ochotnicy otrzymali adres wybranej osoby („celami” było w sumie 18 osób na całym świecie) i przesłali pocztę do znanej sobie osoby, o której domyślali się, że będzie „najbliżej” końcowego adresata.

Wysoka liczba uczestników okazała się niezbędna, ponieważ tylko 384 łańcuchy (~3%) znalazły drogę do adresata. Średnia liczba ogniw takiego domkniętego łańcucha wynosiła 4. To sztucznie zaniżona liczba, ponieważ im dłuższy był łańcuch tym mniejsze prawdopodobieństwo dotarcia do „celu”. Odliczając „porażki”, badacze ustalili, że łańcuch będący medianą ciągu przypadków udanych poszukiwań ułożonych według liczby „ogniw” miałby długość 5 – 7 „ogniw”. Dodatkowo, ważnym ustaleniem badania jest stwierdzenie, że zakończona powodzeniem transmisja nie zależała od „jakości” ogniwa, tj. od liczby posiadanych przez daną osobę przyjaciół, do których mogła ona przekazać wiadomość. Przynajmniej, nie w takim stopniu jak zakładano początkowo. „Jeśli przesyłka miała dotrzeć na Syberię, to nikt nie zastanawiał się „kto z moich znajomych ma najwięcej przyjaciół”,ale „kto zna rosyjski”” – wyjaśnia Duncan J. Watts. Dużo zależy od początkowego nastawienia uczestników i wiary w powodzenie. Ci, którym dano „cel”, co do którego wydawało się, że jest możliwy do osiągnięcia (choć w rzeczywistości „społecznie” równie odległy jak pozostałe) rzadziej porzucali eksperyment – to zaś niejako na zasadzie samo spełniającego się proroctwa podnosiło odsetek udanych poszukiwań. Udane poszukiwania opierały się przy tym najczęściej na powiązaniach zawodowych i więziach pomiędzy kolejnymi „ogniwami” określonych w raporcie w Science jako słabe do umiarkowanie mocnych. Fizyczna odległość źródła i celu oraz już niewielkie zmiany w długości łańcucha i stopniu zaangażowania uczestników ogromnie wpływają na prawdopodobieństwo osiągnięcia celu.

Autorzy konkludują, że jakkolwiek przeszukiwanie globalnej sieci społecznej jest zatem możliwe, sukces zależy wyraźnie od indywidualnego zaangażowania. Peter Sheridan Dodds, Roby Muhamad, Duncan J. Watts będą kontynuować prace, a chętni do udziału w kolejnych eksperymentach powinni udać się pod adres: http://smallworld.columbia.edu

Koniec cytatu. Czas na konkluzję:

Ja tam w tą śmiałą teorię wierzę bez żadnych zastrzeżeń. Szczególnie, że jest to teoria optymistyczna, bo w gruncie rzeczy okazuje się, że nie ma sprawy nie do załatwienia 🙂 Zawsze znajdzie się jakiś sposób na to żeby dotrzeć do kogoś, dla kogo to czy tamto jest prostsze niż oddychanie. Jan Paweł II? Proszę bardzo. Miałem w liceum koleżankę, która się we mnie podkochiwała (dziwne) w pierwszej klasie, ale ja wtedy byłem dość ciapowaty i w ogóle ciężko było ze mną złapać jakikolwiek kontakt, bo się czerwieniłem co pięć minut i jąkałem… yyy… no i ta koleżanka miała brata. Brata, którego ojcem chrzestnym jest Antoni Piechniczek (dla niezorientowanych: taki trener, który dwa razy prowadził reprezentację Polski w piłce nożnej raz zajmując z nią trzecie miejsce na mistrzostwach świata). Podopiecznym Antoniego Piechniczka na hiszpańskim mundialu był Zbigniew Boniek. A Zbigniew Boniek, wiadomo, jest drugim w kolejności najbardziej znanym Polakiem we Włoszech. Audiencja u Papieża to dla niego małe piwo przed śniadaniem. Voila.

Zapraszam do zabawy. Z którym/którą z Was muszę się skontaktować zeby w końcu móc porozmawiać z Winoną Ryder?? :))

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004