No więc poszedłem sobie do lasu w celu kontemplacji marnego życia ludzkiego i znalezienia ciszy, spokoju i szumu wiatru. W domu ostatnio atmosfera napięta, co chwila ktoś drze ryja tak, że się wściec można więc postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i polecieć na grzyby. Wziąłem koszyczek, nóż rozmiaru o dużo za dużego (to na wypadek spotkania jakiegoś dzikiego borsuka czy innej żądnej krwi bestii) założyłem kalosze i o proszę! Grzybiarz jak w mordę strzelił. Jeszcze tylko na plecy ortaliona i byłem gotów przedzierać się przez zagajniki, młodniki i inne leśne wytwory natury. Żeby nie paradować po wsi w gumiakach namówiłem Cruellę żeby mnie zawiozła do lasu, a Cruella o dziwo się zgodziła. Tak więc nie marnowałem czasu na dojście, a właściwie byłem na miejscu po zaledwie pstryknięciu palcami. Jak w amerykańskim filmie normalnie.
Las przywitał mnie stojącymi na jego brzegu handlarzami, którzy wystawiali pełne grzybów koszyki w celu zamienienia ich na walutę u przejeżdżających drogą kierowców. Z jednej strony ta spora ilość grzybów cieszyła mnie, bo był dowód na to, że grzyby są, a z drugiej trochę się zmartwiłem, bo kto wie, możliwe, że wszystko było już wyzbierane. No, ale nie było co narzekać. W końcu poszedłem do tego lasu szukać ciszy i spokoju, a grzyby były w tym wszystkim drugorzędne. Na szczęście okazało się, że była i cisza i spokój i grzyby też. Po godzinie rozmyślań w błogiej atmosferze jesienią pachnącego lasu usłyszałem dźwięk łamanej gałązki. Potem drugi, trzeci, czwarty, a po chwili otoczony byłem przez stado dzikich kobiet, które też wybrały się na grzyby. Las powiecie duży więc mogłem od nich uciec. No niby tak, ale grzyby wiedziałem, że rosną tylko w tym stosunkowo niewielkim młodym lasku, a reszta lasu była dla mnie zagadką, której nie chciałem rozwiązywać zważywszy, że umówiłem się z Cruellą na konkretną godzinę i czasu aż tak dużo nie miałem. Liczyłem w swojej naiwności, że kobiety poprzestaną na łamaniu gałązek i będę je mógł potraktować wtedy jak zwierzynę roślinożerną, owszem hałasującą trochę, ale wszystko w granicach normy. Jednak po prostu byłem naiwny. Zaczęło się od niewinnych „Teereeeniaa!! Gdzie jesteś?!?!”. „Tuutaaaj” odpowiadała Terenia. „Maaasz cooś??”. „Dwaa maaślaaaki!!”. „Oooo ty!! A jaa nie maaam nic!!”. „Tooo chodź dooo mnieee!!”. I tak dalej i tak dalej i tak dalej. Wrrr. Kobiety w kwiecie wieku co je taki smarkacz jak ja będzie strofował. Chodziłem więc jak niepyszny i słuchałem nawoływać „Ooo jaki łaaadnyy!” „Eeee psiii!”.
No tak. Pownerwiałem się trochę, bo chciałem ciszy i spokoju, a dostałem wrzeszczące babska. Nic dziwnego, że nawet wiewiórki nie widziałem. Było paru chłopów razem z nimi i oni cichutko sobie zbierali i nie darli ryja. A kobitki jak się zaczęły drzeć to nie przestały aż do mojego wyjścia z lasu. Chyba przyjdzie mi w nocy szukać spokoju w lesie, bo za dnia ani chybi skończy się na tym, ze uduszę jedną czy drugą grzybiarką potrząsając jej ciałem wzdryganym konwulsjami i krzycząc jej prosto w twarz żeby w spokoju kontemplowała przyrodę, a nie robiła z lasu drugiego targu.
A na koniec jeszcze inteligencją błysnęła Cruella. Wracamy do domu jadąc główną drogą. W końcu trzeba było skręcić w lewo w boczną uliczkę, która opadała dość stromo w dół. Z tej uliczki wyjechał jakiś facet samochodem i czeka myśląc, że Cruella będzie jechać prosto. Było jeszcze jakieś dwadzieścia metrów od zjazdu, gdy Cruella zaczęła zwalniać i wrzuciła kierunkowskaz. A chłop stoi i się nie rusza. Cruella zaczęła się drzeć żeby jechał, a nie stał jak kłoda. Spokojnie trzy razy mógł wyjechać, ale tam jest wyjazd ciężki, bo pod górę więc nie wiedząc co zrobi Cruella czy będzie wchodzić w zakręt szybko czy powoli wolał stać i poczekać. A Cruella drze się „No jedź! Co tak stoisz jak baran!”. Chłop stoi. W końcu dojechaliśmy do zjazdu Cruella coś mamrocze pod nosem, facet kiwa głową i też mamrocze pod nosem, a ja się zastanawiam dlaczego zamiast drzeć japę Cruella nie błysnęła facetowi światłami jak była dziesiąt metrów od zjazdu. Podzieliłem się z Nią potem tą refleksją, ale tylko zostałem okrzyczany, że się nie znam.
Ach te baby. Żyć z nimi nie można, a zabić nie wolno.
Podziel się tym artykułem: