×

ODDECH PRLu (17)

Gry i zabawy (4)

Ligawa – jedna z nie wielu rozrywek zimowych. Ligawa (czyli ślizgawka) powstawała poprzez uporczywe wyślizgiwanie butami pewnego odcinka zamarzniętego czy zaśnieżonego podłoża. Po pewnym czasie powstawała piękna, lśniąca, mierząca czasem do 20m. ,ligawa. Teraz należało wziąć solidny rozpęd i rokoszować się wspaniałym ślizgiem. Jeśli byliśmy szczęśliwymi posiadaczami śliskich butów, to długimi ślizgami przyczynialiśmy się do  dalszego wydłużania ligawy.

Muka – w pewnym okresie, można było zaobserwować bardzo dziwne zachowania, wśród pewnej części młodzieży. Związane one były z  tajemniczą zabawą o nazwie „muka”. Jak byście zareagowali gdyby dziś nagle podszedł do was ktoś i zupełnie niespodziewanie wykonał markowany cios w okolice podbrzusza jednocześnie krzycząc „MUKA”?!!! Dodam tylko, że dawniej było to zachowanie najzupełniej normalne i dość powszechne. Na wypadek gdyby coś takiego komuś się przytrafiło podpowiadam: nie należy się uchylać. Wykonanie uniku wywoła co prawda radość u wykonującego „mukę” , niestety nas postawi w niekorzystnym świetle i pozwoli napastnikowi na dodanie słowa „była”, co zresztą  będzie jak najbardziej uzasadnione. Jeśli zdarzy się, że ktoś dmuchnie nam w oczy, dodając słowo „parolek”, to konsekwencje bojaźliwego mrugnięcia oczami mogą być poważniejsze. Możemy spodziewać się wypłacenia tzw. „parolka”, czyli klepnięcia w czoło. Najczęściej wcześniej dokonamy wyboru czy ma to być „parolek” z przystawką czy bez. Wyposażeni w tą podstawową wiedzę, nie dajmy się zaskoczyć. Na najbliższym spacerze z rodziną sami przećwiczcie „mukę” na pierwszym napotkanym przechodniu. I nie zapomnijcie na koniec dodać: „BYŁA”. I jeszcze jeden ważny szczegół. Podczas wypowiadania słowa „była”, należy trącić naszą ofiarę w ramię (o czym przypomina mi w korespondencji wybitny polski „mukolog” Jarek Ch).

Murzyn – gra polegająca na kopaniu piłki o ścianę. Należało kopnąć jak najmocniej, żeby odbita od ściany piłka poleciała na tyle daleko by trudno było ja jednym kopniakiem z powrotem dokopać do ściany. Za nieudane próby, otrzymywało się kolejne litery „MURZYNA”. Gra rujnująca każdą piłkę. To na „murzynie” kończyło żywot większość „gał”.

Na zachę – oprócz wyścigu, kapslami grało się  również 'na zachę’, czyli na zawsze – grało się do dwóch zbić, przegrywający oddawał swój kapsel (niekoniecznie ten, którym grał, szczególnie, jeśli to był pożądany przez wszystkich chłopaków maściak).

Okręty – czyli polska, uboga ale ciekawa wersja Master Mind’a. Jeśli nie pamiętasz to, dwu graczy rysuje po dwa pola 10 x 10 oznaczone A, B, C, D, E, F, G, H, I, J poziomo i 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 pionowo, na kartce w kratkę. Jedno pole służy do narysowania swoich okrętów. Drugie jest odpowiednikiem pola przeciwnika na którym notuje się swoje „strzały”. Każdy rysuje w dowolnym miejscu na polu 1 okręt „czteromasztowy” zajmujący cztery kratki w jednej linii, 2 okręty „trzymasztowe”, 3 okręty „dwumasztowe”, 4 okręty „jednomasztowe”. Pojedynczymi „strzałami” np. A4 próbuje się zlokalizować i trafić każdy z członów okrętu przeciwnika. Przeciwnik musi po strzale powiedzieć „pudlo”, „trafiony” lub „trafiony-zatopiony”. W grze chodzi o zlikwidowanie floty przeciwnika.

Państwa – jedna z gier do której konieczny był „scyzyk” lub finka harcerska. Gra kuchennym nożem zabranym ukradkiem z domu to raczej „obciach”. Na ziemi rysowało się nożem, wielki okrąg. Dzieliło się go potem równo pomiędzy graczy. To właśnie były nasze państwa. Udane wbicie noża w państwo sąsiada, dawało prawo do odkrojenia kawałka terytorium i włączenia go do swoich włości. Państwo istniało, dopóki mieściło stopę swojego właściciela. Gra wyrabiała uczucia patriotyczne i uczyła poszanowania do ziemi.

Parapetki – gra hazardowa z wykorzystaniem parapetu. Zdecydowanie najlepsze parapety do uprawiania tej gry, znajdowały się na szkolnych korytarzach. Tam właśnie toczono najbardziej zażarte boje.  Należało wrzucać na parapet, monety umieszczone na otwartej dłoni, tak by nakryć którąkolwiek z wcześniej wrzuconych monet. Zasady podobne jak w „dmuszkach, jednak umożliwiające grę więcej niż dwóm osobom jednocześnie i dające szanse na większe wygrane. Gra wymagała nie tylko zręczności, ale i odpowiedniej taktyki. Przy zbyt dużym rozproszeniu monet, kiedy atak na pulę nie rokował większych nadziei, czasami opłacało umieszczać swoją monetę z dala od innych, rezygnując chwilowo z szansy wygrania by nie ułatwiać zadania następnym graczom.

Piątka – gra lekcyjna w kółko i krzyżyk, z tym, że do wygranej, trzeba było ułożyć w linii nie trzy, a pięć symboli. Grało się na kartce w kratkę. Najczęściej ostatnie strony zeszytu do „matmy”

Piekło-niebo – dziecinna zabawa, odpowiednio poskładanym kawałkiem kartki. Takie szkolne origami. Odpowiednio manipulując paluchami, ujawniało się ukryte na kartce sekrety (głupie)

Pikuty – gra z wykorzystaniem noża, wymagająca cyrkowych umiejętności. Należało wbijać nóż w ziemię w najbardziej nieprawdopodobnych pozycjach. Np. oprzeć ostrze noża na nosie i jednym zwinnym ruchem spowodować by nóż wbił się w ziemię. Jeśli między rękojeścią a podłożem nie mieściły się dwa palce, rzut był nie zaliczony.

Pykawki – to dopiero była pomysłowa zabawka; składała się ona z blaszki wyprofilowanej na kształt łyżki, wyposażonej w języczek z cienkiej blachy; pykawkę trzymało się między palcem wskazującym i kciukiem, i… pykało! cóż to była za radocha wyjść sobie na przerwę po lekcji i zacząć pykać – trzeba było słyszeć ten odgłos zastępów pykawek na korytarzach szkoły! Żywotność pykawki wynosiła maksimum dwa tygodnie, więc sklepy (ja kupowałem w papierniczym) miały z nich chyba niezły obrót…

http://www.republika.pl/printo/warszawa/

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004