×

ODDECH PRLu (16)

Gry i zabawy (3)

Halo hali, miasteczko się pali – o tej tajemniczej zabawie wiem tylko tyle, że co jakiś czas na podwórku rozlegał się głośny okrzyk informujący o pożarze w miasteczku. Bawiły się w to dziewczyny. Czasami słyszało się jeszcze „gąski, gąski do domu” i dalej coś o strachu przed wilkiem co nóż ostrzy. Ale to prawdopodobnie już całki inna historia. Osoby zorientowane w tej materii proszę o garść informacji na ten temat.

Inteligencja – jedyna gra dydaktyczna, która przyjęła się bez ingerencji i przymusu dorosłych. Na wybraną losowo literę należało wypisać na kartce nazwy państw, miast, rzek, zwierząt , samochodów, imion itp. Ciekawy był sposób wyboru litery. W myślach przepowiadało się alfabet aż do momentu gdy jeden z graczy mówił „STOP”. Zastopowana maszyna losująca ujawniała na jaką literę piszemy hasła i gra ruszała. Kto pierwszy skończył pisać mówił „stop” i sprawdzał co się w tym czasie udało wypocić przeciwnikom. Po zliczeniu punktów, literę losowała następna osoba. Gra wysoce edukacyjna, pozwalała po pewnym czasie opanować pamięciowo całkiem spory materiał. Do dziś pamiętam: -Państwo na „Z” – Związek Radziecki.

Jedno podanie –  ( warszawiak) gra w piłkę polegająca na strzelaniu bramek przy użyciu tylko jednego podania. Za strzał głową otrzymywało się dodatkowe punkty. Wszystkie punkty  były następnie przeliczane na przysiady, które wykonywał bramkarz. Zawodnik któremu nie udało się strzelić bramki , zmieniał bramkarza. Gra w jedno podanie nazywana była też czasami Ciniec (gramy w cińca) lub warszawiakiem. Ilość punktów zależała od rożnych rzeczy – np. głowa dawała więcej punktów, przerzutka chyba najwięcej, były tez kolanka itp. Natomiast pole do popisu mieli żonglerzy – przy normalnym strzale liczyło się tyle punktów, ile razy strzelający piłkę wcześniej podbił bez dotykania ziemi. Oczywiście stawał na bramce nie ten, który nie strzelił, a ten który przestrzelił – piłka minęła linię końcową poza bramką. Czasami grano przy ścianie, ale wersja przy płocie miała jedną zaletę – jak ktoś przestrzelił mocno płot, to mógł powiedzieć „Ostatnia przysługa” i ten który schodził z bramki, musiał po tą piłkę iść.

Kapsle – kultowa gra podwórkowa, w szczytowym okresie sukcesów polskich kolarzy , osiągająca znamiona epidemii. Poprzez „pstrykanie” kapsli po specjalnej trasie, rozgrywano „Wyścigi pokoju”. Trasę rysowało się cegłą na asfalcie. Istotne elementy trasy to: premie, mostki (należało je przeskoczyć) i oczywiście stadion. Niektóre trasy były tak długie, że rozegranie wyścigu trwało cały dzień. Dobry gracz posiadał całe drużyny kolarskie, charakteryzujące się różnymi parametrami.  Najczęściej kapsle wypełniało się plasteliną lub parafiną. Czasami można było spotkać kapsle wypełnione ołowiem. Gracz nie posiadający własnej drużyny, mógł naprędce powołać do życia „zawodnika” wypełnionego ziemią lub  gliną. Można było również tak zetrzeć kapsel na asfalcie , żeby odpadło od niego denko i wykorzystać je do obciążenia swojego zawodnika. Kapsle dekorowało się flagami państw (wyciętymi z Encyklopedii Popularnej PWN) i wykańczało przeźroczystą folią. Reguły gry były proste. W kolejności w jakiej kapsle ustawione były na trasie , każdy uczestnik „pstrykał” trzy razy swój kapsel tak by nie opuścił toru a jednocześnie zawędrował jak najdalej po krętej trasie. Nie dozwolone były „ścinki”, dopuszczało się natomiast „traktorki” czyli przetoczenie się kapsla na „ząbkach” i czasami „baryłki” lub „beczułki” czyli „ścinka” w powietrzu z lądowaniem na trasie. Jeśli grało się na „ząbki”, to zaliczało się utrzymanie kapsla na trasie jeśli po postawieniu go na bocznej krawędzi, dotykał trasy ząbkami. Substytutem gry w kapsle na trasie, była gra na parkiecie w domu. Za pomocą kostki określało się o ile klepek przesuwa się nasz zawodnik. Widoku grupek chłopaków, z poobcieranymi od klęczenia na asfalcie kolanami, ze skupieniem „pstrykających” swoich Szurkowskich i Szozdów,  najbardziej mi dzisiaj brakuje. Nie ma takiej gry na komputerze, która by chociaż w przybliżeniu dawała tyle emocji i satysfakcji co najwspanialsze na świecie KAPSLE !!! I jeszcze jedna istotna uwaga. Okazuje się, że w kapsle grywały również dziewczyny. Jak donosi jedna z ówczesnych mistrzyń dziewczęcego pstrykania „Caryca” posiadała drużynę złożona z ok. 200 zawodników. Koszulki wycinała zgrabnie ze szkolnego atlasu geograficznego, a nazwiska z Trybuny Ludu. Kolana miała zawsze regulaminowo poobcierane.

Klasy – jedna z gier „dziewczyńskich”, polegająca na skakaniu po wyrysowanych na asfalcie polach. Podobna do „chłopka”

Komórki do wynajęcia – (nie ma nic wspólnego z usługami GSM)  zabawa zlokalizowana w piaskownicy. Do gry potrzebnych było pięć osób. Cztery osoby zajmowały narożniki piaskownicy (komórki), piąta osoba snuła się pomiędzy nimi i błagalnym głosem pytała „czy są komórki do wynajęcia?”. Pytanie było retoryczne, gdyż każde dziecko wiedziało, że przy panujących kłopotach lokalowych odpowiedź może być tylko jedna: „Nie ma.”. Jednak gdy bezdomny nieszczęśliwiec krążył w poszukiwaniu stałego adresu, za jego plecami dokonywały się nielegalne zamiany komórek. Jeśli wykazał się odpowiednim refleksem i dopadł komórki nim zamiana została dokonana, wtedy on dyktował warunki nowemu bezdomnemu.

Kopeć – urocza rozrywka polegająca na wytworzeniu jak największej ilości dymu, za pomocą piłeczki pingpongowej lub celuloidowej linijki. Należało jeden z tych przedmiotów pokruszyć, włożyć do pudełka po zapałkach, podpalić a następnie zdusić ogień poprzez zamknięcie pudełka. Dalej to już tylko fantazja podpowiadała jak w rozsądny sposób spożytkować takiego kopcia. Wrzucenie kopcia do dziewczęcej ubikacji czy do klasy dawało wystarczającą satysfakcję. Specjalny korespondent z terenu Radosław M., donosi o pewnej odmianie „kopcia” który to kopeć wymagał już większej wiedzy z zakresu chemii podwórkowej.  /Radosław M./ „Robiło się jeszcze zasłony dymne z (nie wiem, czy dobrze pamiętam nazwę) partlenonu [woda utleniona w proszku] i czegoś jeszcze – chyba wybielacza w proszku. Jak się te dwa składniki zmieszało w pudełku od zapałek to powstawał dym i niemożebny smród. Najlepiej było takie pudełko wrzucić do ostatniego wagonu tramwaju, jak ruszał i już zamykał drzwi. Powstawała objazdowa komora gazowa :))”. Zainteresowanych tą odmianą kopcia,  odsyłam do relacji Leszka S.: „Otóż działało to tak: 1 część pertlenonu (woda utleniona w tabletkach) i 4 części bielinki „Biel” (pudełko w kształcie walca fi=3, h=10) odmierzaliśmy objętościowo. Istniały 2 wersje kopcia: błyskawiczna i z opóźnionym zapłonem. Błyskawiczna: składniki należało zmieszać i napluć w nie – czas reakcji nie przekraczał 5 sekund. Z opóźnionym zapłonem: w pudełku od zapałek robiło się przegródkę z tektury i w dwie części wsypywało 2 składniki osobno. W ten sposób dało się kopcia transportować. Po zgnieceniu przegródki (np za plecami) i zmieszaniu porzucało się ładunek i po około 30-40 sekundach wydobywał się z pudełka żółto-biały dym cuchnący jak siarkowodór. Z kolegami uwielbialiśmy podrzucać coś takiego w windach 15 piętrowych bloków. Jak ktoś wcisnął 13, my wciskaliśmy 2 i wysiadaliśmy. Bezpieczni nasłuchiwaliśmy z góry okrzyków „zachwytu”. Kopcia wrzucało się także do skrzynek na listy, które nie pachniały wtedy najładniej i były nieco żółte. Przednia zabawa i wspaniałe wspomnienia! Gdyby jeszcze sprzedawali wybielacze z mocznikiem…”

Kraje – mutacja gry „w państwa”. Opis nadesłany przez Jakuba Paprockiego.
 ” Moje osiedle było nowo budowane i dzięki temu że była to nowa budowa po okolicach walało się mnóstwo białej cegły którą wykorzystywaliśmy jako kredę. A  ponieważ nie było żadnych praktycznie równych powierzchni na ziemi /krajobraz księżycowy utrzymywał się na nowobudowanych osiedlach całymi latami – przyp. red./  to rysowało się kredą koło na asfalcie i rysowało swoje kraje. Zamiast finek mieliśmy piłkę i  piłką się kozłowało w środku koła, gdzie było tzw. morze. Kozłujący mówił trochę bardziej skomplikowany tekst – Piwko, piwko, naprzeciwko, wywołuję wszystkie kraje świata i kolory a tym krajem wybranym przeze mnie (tu długa litania powtarzania czegoś w stylu ” przeze mnie teraz wybranym krajem i który sobie teraz wybiorę etc.” – chodziło o utrzymanie pozostałych w niepewności kto będzie następny) jest (i tu nazwa kraju). Piłkę się podrzucało w górę i uciekało – wybrany musiał ją złapać i trafić w wybraną osobę robiąc trzy dowolnej długości kroki. Innym wariantem było wrzucenie do tzw., koszyczka, robionego z dwóch wyciągniętych rąk. Tu oczywiście było mnóstwo przekrętów. Każdy próbował się uchylić albo usunąć z toru lotu piłki. Szpanem było żeby mieć jak najdłuższą i jak najbardziej skomplikowaną nazwę kraju np. Dominikana, albo Nikaragua. Wtedy kiedy ktoś kto kozłował musiał wypowiedzieć nazwę co miało stwarzać szansę na szybsze domyślenie się o jaki kraj chodzi i niweczyło wysiłek kozłującego żeby wprawić graczy w taki stres żeby uciekł wywołany i potem biegał za piłką, kiedy inni uciekają. A kiedy ktoś przegrał to wcale nie było tak, że gra się kończyła tylko robiono np. obozy przejściowe dla takich osób i one grały jako tacy jak gdyby wasale. Doskonała szkoła wyrobienia politycznego!”

Kropki – logiczna gra szkolna zabijająca nudę i rutynę codziennych lekcji. Na kartce w kratkę rysowało się kropki, które gracze w odpowiedni sposób łączyli kreseczkami.

Król – gra sportowa polegająca na rzucaniu piłką do kosza. Po każdym celnym rzucie, zawodnik przesuwał się o jedno miejsce wyżej w hierarchii grających. Gdy był już pierwszy, atakował pozycję króla, czyli zawodnika stojącego pod koszem. Król wyłapywał niecelne rzuty pretendentów do tronu i jeśli sam trafił do kosza to spychał nieszczęśników o jeden szczebel niżej w hierarchii. Jeśli byliśmy już najniżej i królowi udało się nas zbić to  wędrowaliśmy na tzw.” zieloną trawkę”.

Król, kat, cham – gra karciana z elementami wychowania społecznego. Nie trudno się domyśleć że w tej grze najlepiej było pełnić funkcję króla. Rola chama to prawdziwa gehenna. Na rozkaz króla, kat wymierzał chamowi kary cielesne polegające na tłuczeniu talią kart po paluchach. Gra wyjątkowo durna, popularna głównie na koloniach.

Kupki – (dekiel) sympatyczny hazardzik  na drobniaki. Z pozycji stojącej upuszczało się na ziemię monety. Kto pierwszy nakrył swoją monetą któraś z monet leżących na ziemi, zgarniał całą pule.

http://www.republika.pl/printo/warszawa/

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004