×
Jurassic World: Dominion (2022), reż. Colin Trevorrow.

Jurassic World: Dominion. Recenzja filmu Colina Trevorrowa

Gdyby istniał prosty przepis na tworzenie filmów, które zarabiają dwa miliardy dolarów, każdy film zarabiałby w kinach na całym świecie właśnie tyle. Pierwszy Jurassic World Trevorrowa zarobił jakiś miliard osiemset milionów, ale jego reżyser zdaje się po dziś dzień nie wie, skąd się wziął ten imponujący wynik i dlaczego właśnie ten film był tak wyjątkowy. Wyszło pewnie przypadkiem. Jurassic World: Dominion zdaje się potwierdzać tę regułę, która do końca nie jest jakaś naukowa, bo najnowszy film Trevorrowa pewnie i tak zakręci się koło miliarda. Recenzja filmu Jurassic World: Dominion.

O czym jest film Jurassic World: Dominion

Amerykańskie pola uprawne dziesiątkowane są przez ogromną szarańczę, która zagraża zbiorom zbóż. Sytuację na rynku śledzi Ellie Satler (Laura Dern), która za podejrzany uważa fakt, że szarańcza omija jedynie pola obsiane ziarnami wyprodukowanymi przez firmę BioSyn. Owa firma prowadzi też we włoskich Dolomitach azyl dla dinozaurów, a tam dalsze eksperymenty genetyczne mające na celu dobro całego świata. Doktor Ellie postanawia to sprawdzić w towarzystwie swojego starego druha, doktora Alana Granta (Sam Neill). Dobrze się składa, bo otrzymała zaproszenie z samego serca Dolomitów od jeszcze jednego kolegi z przeszłości, matematyka Iana Malcolma (Jeff Goldblum). Tak się też składa, że w stronę azylu zmierzają również Owen Grady (Chris Pratt) i Claire Dearing (Bryce Dallas Howard). Właśnie tam prowadzą ślady uprowadzonej im wprost sprzed nosa Maisie Lockwood (Isabella Sermon). Czy to faktycznie zupełny przypadek, czy może za wszystkim, co ostatnio niedobre rzeczywiście stoi właściciel BioSyn, miliarder Lewis Dodgson (Campbell Scott)?

Zwiastun filmu Jurassic World: Dominion

Recenzja filmu Jurassic World: Dominion

Kolejny miliarder, kolejny odosobniony park, kolejne świetnie zabezpieczone miejsce, w którym nic złego wydarzyć się nie może… A zapowiadało się tak fajnie i zupełnie inaczej niż do tej pory. W świat filmu Jurassic World: Dominion wchodzimy bowiem oczami reporterki, która przedstawia nam w skrócie, co też ciekawego po latach słychać u dinozaurów. Otóż te rozpierzchły się po świecie i próbują się odnaleźć w nowych warunkach. Nie jest to proste, a świat ludzi i naszej fauny, wciąż nie dogaduje się ze światem z prehistorii. Choć się stara.

Nowa rzeczywistość przynosi nowe możliwości. Nie tylko te dobre. Rozwija się czarny rynek dinozaurów łowionych dla pieniędzy, dla mięsa, dla rozrywki. Ludzie też nie zawsze korzystają na tej niespodziewanej koegzystencji, bo głodny dinozaur, to wkurwiony dinozaur. Daj mu jeść, albo ciebie obszamie.

Mamy więc do czynienia z zupełnie nowym światem wybiegającym reperkusjami o wiele dalej niż kolejny park rozrywki, kolejna awaria, kolejni turyści w niebezpieczeństwie. Tylko po to, żeby znów wszystko wróciło do punktu wyjścia i turystów (w postaci panów doktorów i pań doktorek) w niebezpieczeństwie w wydawać by się mogło super zabezpieczonym azylu.

Jurassic World: Dominion nie ma na siebie żadnego pomysłu poza powrotem bohaterów znanych z pierwszej części Parku jurajskiego (nadzwyczaj znakomicie się zakonserwowali nawiasem mówiąc). Nie do końca jestem tylko pewien czy wynika to z lenistwa scenarzystów, czy może z sytuacji związanej z COVID-19. Zdjęcia do trzeciego Jurassic World trzeba było przekładać, przesuwać, opóźniać itd. Z dziesięć milionów dolarów wydano tylko po to, żeby na planie było bezpiecznie. A i tak musieli przed czasem uciekać z Malty. Problemów więc nie brakowało, z czego może wynikać końcowy wygląd filmu Jurassic World: Dominion. Choć oczywiście wcale nie musi. Równie dobrze autorzy mogli uznać, że powrót starych postaci i dołożenie kilku nowych dinozaurów wystarczy do szczęścia. I wcale nie musieli być w błędzie. Krytycy jadą po nowym Jurassic Worldzie jak po łysej kobyle, widzowie wystawili mu świetną ocenę A-. Na RottenTomatoes to wygląda gdzieś tak w okolicy 30% pozytywów od krytyków, 80% pozytywów od widzów. Bierzcie i analizujcie, co z tego wynika.

Nie bawiłem się dobrze na filmie Jurassic World: Dominon. Jak na wielkie widowisko był zbyt monotonny, zbyt nijaki, zbyt mi obojętny. Nie miałem tu nikogo, komu mógłbym kibicować (brontozaury się sfajczyły w Upadłym królestwie), więc siedziałem w fotelu kinowym z całkowitą obojętnością przeplataną nadzieją na jakąś spektakularną akcję. Jeden taki pościg wydarzył się na Malcie i to w zasadzie wszystko. Szarańcza wyglądała efektownie, parę scen ożywiło mnie na fotelu, ale finalnie zabrakło jaja, luzu, radości z tworzenia filmu. Sztywne to takie, że bawić się na tym nie sposób, a zarazem krytykować jakoś mocno też nie ma za co.

Bo dość daleki jestem od bardziej krytycznych epitetów niż nudny. A tych nie brakuje w ocenach krytyków i niektórych widzów. Oceny filmu dołują w najniższych rejestrach, jak gdyby nie były one zarezerwowane dla polskich komedii romantycznych, co jest oczywistą bzdurą. Bo film Trevorrowa nie jest taki słaby jak polskie komedie romantyczne. Jest nijaki, OK. Powstał, nie wiadomo w zasadzie po co, OK. Nie powoduje żadnego szybszego bicia serca – w porządku. Jest mocno przeciętny, tyle filozofii.

Być może do większego psioczenia na to nudziarstwo potrzebny jest nabożny stosunek do oryginalnego filmu Spielberga i do dinozaurów, a ja takiego nie posiadam. Park jurajski z żadnej strony nie jest dla mnie kultowym filmem dzieciństwa (obejrzałem go na wycieczce do kina z licealną klasą) i nie złapałem po nim dinozaurowego bakcyla. Co jakiś czas go sobie wspominam i tyle. Nie żywię więc żadnych uczuć do dinozaurów, nie przeszkadza mi, że zamiast o dinozaurach to trzeci Jurassic World jest filmem o szarańczy, nie uważam, żeby ktokolwiek zrobił krzywdę postaciom Neilla/Dern/Goldbluma odkopując je z niebytu. Fajnie zobaczyć ich na ekranie, nawet jeśli ich role ograniczają się do uciekania i sadzenia natchnionych kocopołów Malcolma. Ten ostatni to i tak powinien się cieszyć, bo OIDP książkę Crichtona, to w niej zginął.

Z drugiej strony na pierwszym Jurassic World znakomicie się bawiłem i oceniłem go wysoko. Dostałem taką kolorową rozrywkę, jakiej mi było trzeba do szczęścia. W Dominion jej nie ma, więc tym bardziej dziwię się, że autorzy filmu nie poszli w stronę głębszej eksploracji tego nowego ekosystemu wzbogaconego o dinozaurze DNA. Zajawili ten świat w pierwszych minutach, potem ustami Iana Malcolma podywagowali nad modnym obecnie tematem środowiska naturalnego, konieczności jego ochrony i zagrożeń dla istnienia życia, jeśli nie przestaniemy żreć tatarów, a jeszcze później zostawili to wszystko sobie a muzom i ograniczyli się do ganiania ludzi i dinozaurów po zamkniętych pomieszczeniach. Pewnie tak było łatwiej nakręcić ten film w COVID-zie i być może tu tkwi poszukiwana przez nas odpowiedź.

(2535)

PS. Po napisaniu recki przypomniała mi się jeszcze jedna głęboka myśl, która umknęła mi w trakcie pisania. Chris Pratt. Ciekawy przypadek do analizy, z której póki co jeszcze nic nie wynika, bo inwestycja w koleżkę ciągle się zwraca. Ale można na jego przykładzie zobaczyć, jak to dziwnie układa się w Hollywood. Komediant grubasek nagle chudnie i ciach, hit za hitem. Strażnicy Galaktyki, Jurassic World – miliardy za miliardami. Wydaje się, że już zawsze będzie grał w hitach, dobrze wybierał propozycje, nie opuści szczytu. A tu jakieś nędzne Wojny o jutro, zepchnięcie na drugi plan w Marvelach (a przynajmniej do premiery trzecich Strażników), słaby Jurassic World: Dominion, w którym cała jego rola ogranicza się do pokazywania dłoni velociraptorom… Człowiek czasem zastanawia się, jak to możliwe, że wielkie gwiazdy upadają tak jak Cage, Willis, Travolta, bo ja wiem, John Cussack. Ano możliwe, to w zasadzie bardzo proste. Parę hitów nie daje ci patentu na nieomylność w wyborze ról.

Gdyby istniał prosty przepis na tworzenie filmów, które zarabiają dwa miliardy dolarów, każdy film zarabiałby w kinach na całym świecie właśnie tyle. Pierwszy Jurassic World Trevorrowa zarobił jakiś miliard osiemset milionów, ale jego reżyser zdaje się po dziś dzień nie wie, skąd się wziął ten imponujący wynik i dlaczego właśnie ten film był tak wyjątkowy. Wyszło pewnie przypadkiem. Jurassic World: Dominion zdaje się potwierdzać tę regułę, która do końca nie jest jakaś naukowa, bo najnowszy film Trevorrowa pewnie i tak zakręci się koło miliarda. Recenzja filmu Jurassic World: Dominion. O czym jest film Jurassic World: Dominion Amerykańskie pola uprawne dziesiątkowane…

Ocena Końcowa

5

wg Q-skali

Podsumowanie : Kiedy ogromna szarańcza zagraża światowej gospodarce, dwa pokolenia miłośników dinozaurów stają do walki z zachłannym miliarderem. Nijakie i mocno przeciętne zakończenie „jurajskiej” serii. Brak pomysłu na ten film sprawia, że nawet powrót znanych postaci i gadów nie powoduje szybszego bicia serca.

Podziel się tym artykułem:

3 komentarze

  1. frank drebin

    Ta „wielkość” aktora nie bierze się przecież z grania w blockbusterach a w kinie ambitniejszym, ale takim które zarabia a nie dokłada do interesu. Cage był świetnym aktorem, przez chwilę blockbusterycteż mu szły, tak samo Travolta czy inni. Tacy de Niro, Pacino, Penn, Nicholson nazwiska wyrobili sobie nie w block…

    Co do JW to nawet nie pamiętam czy oglądałem nową part 2 🙂 Strasznie wybredny się na starość zrobiłem i pewnie part 3 też nie obejrzę.

  2. Z tym, że ja nie myślę o wielkości-wielkości, a bardziej, nazwijmy to, gorącości jego nazwiska 🙂

  3. John Cusack upadł tak nisko i tak dawno, że aż jego nazwisko przekręciłeś…

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004