Recenzent nie ma wiele do roboty w przypadku piątej części kultowej serii Krzyk zatytułowanej po prostu Krzyk. Wszystko, co mógłby o nim napisać, zostało wyjaśnione w jego trakcie, który jest meta-filmem nie tylko na poziomie meta-slashera, ale i na wielu innych meta-poziomach. Recenzja filmu Krzyk.
O czym jest film Krzyk
Tara (Jenna Ortega) nie będzie miło wspominać wieczoru, w którym odebrała telefon od nieznajomego. Najpierw głos w słuchawce wypytał ją o jej ulubione horrory, a potem to już wiadomo. Morderca w masce, ostry nóż i kilka ran kłutych. Pokłosiem krwawo zakończonego wieczora jest powrót do Woodsboro siostry Tary, Sam (Melissa Barrera), która kilka lat temu wyjechała stąd na zawsze, ale nie wyszło. Wraca tu, aby odkryć tajemnicę stojącą za atakiem psychopaty na jej siostrę. W odkrywaniu pomoże jej nieustraszony Dewey Riley (David Arquette), dla którego polowanie na mordercę w Woodsboro to nie pierwszyzna. Bo w Woodsboro co jakiś czas pojawia się kolejny morderca w masce i dziesiątkuje populację miejscowych nastolatków. Tym razem sprawa jest na tyle poważna, że w mieście pojawiają się również inne weteranki walki z Ghostface’m: Sidney Prescott (Neve Campbell) i Gale Weathers (Courteney Cox).
Zwiastun filmu Krzyk
Recenzja filmu Krzyk
No nic, to wystawiam ocenę i spadam.
Żartuję. Trochę sobie popiszę, choć jak wspomniałem na początku. Nowy Krzyk działa na kilku meta-poziomach, w tym również na poziomie meta-recenzji – oto bohaterowie filmu w jego trakcie artykułują właściwie wszystko, co o filmie mógłby napisać też recenzent. Jak powinien wyglądać taki film, co powinno się w nim znaleźć, kim powinni być bohaterowie itd., itp. Wiem po sobie, bo gdyby nie to, to pewnie też bym teraz pisał posługując się słowami samych bohaterów filmu. Zawsze tak było – powiecie. No było – odpowiem.
Na szczęście tego poziomu meta w mecie, choć dużo, nie jest za dużo, bo twórcom filmu, kolesiom każącym się nazywać per Radio Silence (Zabawa w pochowanego), udało się to wszystko sensownie poukładać w film, którego wszyscy po serii Krzyk się spodziewają. Zabawę gatunkiem, który bez tej zabawy już trzydzieści lat temu się skończył. A tak to można przypominać sobie o nim co dziesięć lat i po raz kolejny pokazywać widzom, że ma się samoświadomość tego, co się robi. Przy równoczesnej próbie wciągnięcia widzów w fabułę i zapewnienia im morderczych emocji. Wszystko to w nowym Krzyku się udało i generalnie tu możecie sobie już spadać z tej recenzji i iść do kina. Warto.
Warto też jednak zauważyć – spokojnie, choć Was wygoniłem to będę się starał unikać spoilerów – że lekką przesadą byłoby dudnienie w tony z gatunku: postanowiliśmy, że wrócimy do serii tylko wtedy, gdy znajdziemy na nią jakiś dobry pomysł, a nie po to, żeby zarobić bla, bla, bla. Przy kolejnych sequelach i remakach ich twórcy lubią odwoływać się do tego argumentu tłumacząc, że wcześniej odrzucili pińcet pomysłów, bo były kiepskie. I dopiero ten pińcet pierwszy ich urzekł. To nie tak. Krzyk 5 to nadal Krzyk 1 i każdy kolejny Krzyk. Giną nastolatki, ktoś jest mordercą, wszystko kręci się wokół Sidney. Film Radio Silence tutaj żadnego prochu nie wymyśla. Jego siłą jest to, że twórcy wiedzą co robią i wiedzą, w jaki sposób to sprzedać, by po seansie każdy mógł powiedzieć: no tak, oni kumają, o co chodziło Wesowi, zrobili hołd jak się patrzy, brawa! Jednocześnie, gdy popatrzyć na to na chłodno, Krzyk 5 nie robi niczego innego niż robił Krzyk 4. Ot bierze krzykowy schemat i przepuszcza go przez nową rzeczywistość i to, co aktualnie dzieje się w kinie. Eksploruje obszary, których pierwowzór zgłębić nie mógł, bo nikt jeszcze nie słyszał o internetach i innych wynalazkach. Różnica między czwórką (powtarzałem ostatnio, podobała mi się bardziej niż dziesięć lat temu) jest jedynie taka, że piątka robi to sprawniej i nie sprawia wrażenia, że całość została sklecona na siłę. Nie, nie ma tu niczego na siłę, jest dobrze.
A nawet bardzo dobrze, choć przed wystawieniem Ósemki powstrzymuje mnie kilka rzeczy. Najbardziej jedna związana, ogólnie mówiąc, ze sceną bójki w szpitalu. Slasher ma już tyle lat historii, a jego mechanizmy są tak dobrze znane przez wszystkich, że rozwiązanie zaserwowane w tej scenie zwyczajnie mi nie pasuje i uważam je za nieudane. A to niestety ważna scena dla rozwoju dalszego ciągu fabuły. Jestem pewien, że wszyscy w trakcie oglądania tej sceny jęknęli „no co wy, kurde, robicie!” i choć chwilę później bohaterowie reagują tak samo i starają się naprawić co zepsuli, to jest już po ptokach i niesmak pozostał. Pal licho, gdyby nie miało to wpływu na ciąg dalszy, no ale ma bardzo istotny.
Pozostałe dwa zastrzeżenia nie mają już takiego kalibru i właściwie sygnalizuję je tylko z kronikarskiego obowiązku. Seria Krzyk nigdy nie słynęła z jakichś genialnych scen śmierci, więc trudno się było spodziewać, żeby w piątce było inaczej, ale chyba jednak można było liczyć na coś bardziej efektownego niż tutaj. Co się zaś tyczy pozostałej wątpliwości, to, znów unikając spoilerów, w przemyślanym filmie, który wszyscy chwalą właśnie za to bycie „clever”, nie powinno być zupełnie zbędnej postaci granej przez znanego przecież aktora, która pojawia się, a potem ginie i do końca filmu nie dowiemy się już dlaczego. Wygląda na to, że w montażu wypadła o jedna scena za dużo i stąd efekt taki, a nie inny.
No ale i tak warto na nowy Krzyk iść, choć może nie wtedy, gdy nie widziało się poprzednich części cyklu. Bo jako osobny film nie za bardzo działa.
PS. A dobra, masz tę Ósemkę, bo zasłużyłeś.
(2517)
Ocena Końcowa
8
wg Q-skali
Podsumowanie : Kiedy w Woodsboro z noża Ghostface’a giną kolejne ofiary, nastolatkom w przeżyciu pomaga trio, które już nie raz miało do czynienia z tym psychopatą. Jest dobrze, to chyba najważniejsza informacja w kontekście cyklu, którego piąta część nie sprawia wrażenia odgrzewanego kotleta, a przeciwnie – zadowoli fanów slasherów na poziomie meta.
Podziel się tym artykułem:
W takim razie muszę nadrobić wcześniejsze części 🙂