Nie no, ale serio ktoś myślał, że dobrym pomysłem będzie przeniesienie na ekran historii jakiegoś nieznanego kolesia, który został pisarzem? Nie ogarniam procesów myślowych stojących za powstaniem Baru dobrych ludzi, choć ani to nie jest zły film, ani nie jest to wszystko takie proste, jak moje początkowe pytanie. Wszak John Joseph „J.R.” Moehringer otrzymał dziennikarskiego Pulitzera, a napisane przez niego wspomnienia, na podstawie których powstał film, zostały czytelniczym bestsellerem. Recenzja filmu Bar dobrych ludzi. Amazon Prime.
O czym jest film Bar dobrych ludzi
Dorothy (Lily Rabe) nie ma szczęścia do facetów i do samodzielnego życia. Owoc jej związku z dziennikarzem radiowym jest co prawda rezolutnym chłopcem (Daniel Ranieri), ale radiowiec okazuje się zwykłym lujem egoistą. W efekcie Dorothy wraca do rodzinnego domu, gdzie wciąż mieszka jej zrzędzący ojciec (Christopher Lloyd) i prowadzący tytułowy bar wujek (Ben Affleck). Wobec nieobecności ojca, obowiązki męskiej ręki nad młodym J.R.-em przejmuje właśnie wujo. „To taki wujek, o którym każdy by marzył” – przekonuje z offu główny bohater i rzeczywiście. Wujek nie ma za bardzo własnego życia, bo cały wolny czas poświęca najbliższym. Wkrótce lekcje życiowe dawane małolatowi przez wujka będzie można wykorzystać w praktyce. Mały J.R. nie jest już taki mały (Tye Sheridan), a jego dalsze życiowe cele są dwa: dostać się na Yale i zdobyć serce Sidney (Briana Middleton).
Zwiastun filmu Bar dobrych ludzi
Recenzja filmu Bar dobrych ludzi. Amazon Prime
Jest coś nie tak z tym całym Amazon Prime, przysięgam. Na papierze sygnowane Amazonem filmy wyglądają zacnie – kontynuacja Księcia w Nowym Jorku, ekranizacja powieści Toma Clancy’ego, biopic o Lucille Ball, sci-fi z fajnym pomysłem i Chrisem Prattem, wyreżyserowany przez George’a Clooneya film z Benem Affleckiem – a w rzeczywistości okazuje się, że z każdym z nich jest coś nie tak. Zresztą cała sprawa nie ogranicza się tylko do Amazonu, bo zwykle filmy, które kupują platformy streamingowe, żeby dodać im znaczek „original”, mają podobne problemy. Wyglądają po prostu na takie, o których duże studia filmowe dobrze wiedzą, że im nie wyszły, dlatego specjalnie nie marudzą, gdy nadarzy się okazja do ich sprzedania.
Bar dobrych ludzi to ten wspomniany wyżej film George’a Clooneya z Benem Affleckiem. Jak można spodziewać się po tych dwóch nazwiskach – trudno w przypadku stworzonego przez nich filmu o jakąś specjalną lipę. Jest dobrze zrealizowany, dobrze nagrany, ma w ekipie duże nazwiska (William Monahan nagrodzony Oscarem za scenariusz Infiltracji), jest w nim w ogóle sporo interesujących momentów czy to za sprawą śmiesznego dialogu, czy dobrze dobranej ścieżki dźwiękowej. Nie ma natomiast odpowiedzi na najważniejsze pytanie: po co ta mniej interesująca podróba Cudownych lat w ogóle powstała?
No kurde po co? Po to, żeby Affleck dostał aktorskiego Oscara? Nie wydaje mi się, żeby to było kino nazywane powszechnie oskarowym. Affleck jest tu dobry, bo Affleck jest dobry, ale bez jakiejś wielkiej tragedii w życiu jego postaci trudno, żeby walczyć o Oscary tylko byciem dobrym wujem. Jeśli więc nie po to, to pytam dalej: po co?
I nie wiem po co. Na papierze wygląda to z grubsza tak. Na podstawie bestsellerowych pamiętników autorstwa nagrodzonego Pulitzerem dziennikarza, George Clooney opowiada historię o dojrzewaniu, spełnianiu marzeń i o tym, jak ważne jest to, aby otaczali cię życzliwi ludzie. Sounds cool, oglądam. W rzeczywistości szybko przychodzi refleksja, że takich filmów było już multum, a dużo z nich było zwyczajnie lepszych. I już pal licho, zawsze znajdzie się w tym samym temacie jakiś lepszy film od tego, który właśnie się ogląda, ale inna ważna sprawa. Panie Moehringer, pańska historia zupełnie nie jest ciekawa i nie ma w niej niczego wyjątkowego. Pan żeś chciał zostać pisarzem i z pomocą wujka żeś tym pisarzem został. No porywające wprost!
(2516)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : Wchodzący w dorosłość chłopak korzysta z rad wujka, by zdobyć miłość i dostać się na Yale. Dla tej produkcji wymyśliłem nowy gatunek filmowy: zbędne kino. Nostalgiczna i okraszona lekkim humorem opowiastka o człowieku, w którego życiu nie wydarzyło się nic wyjątkowego.
Podziel się tym artykułem: