Steven Spielberg kontynuuje swój z grubsza naprzemienny wybór filmowych tematów. Rozrywka, poważnie na faktach, rozrywka, poważnie na faktach. W oczekiwaniu na Ready Player One sieknął film, w którym po raz pierwszy na ekranie spotkali się Tom Hanks i Meryl Streep. Recenzja filmu Czwarta władza, The Post.
O czym jest film Czwarta władza
Jest rok 1965. Wojskowy analityk Daniel Ellsberg (Matthew Rhys) zostaje wysłany do Wietnamu, by na własne oczy ocenić jak też dzielnym amerykańskim wojakom idzie na Półwyspie Indochińskim. Szybko widzi, że idzie im kiepsko i tak właśnie przedstawia sprawę ministrowi obrony Robertowi McNamarze (Bruce Greenwood). Minister potakuje, poklepuje go po plecach i zgadza się z wnioskami, ale za chwilę uśmiecha się do dziennikarzy i mówi, że wszystko jest git. Postępy w wojnie w Wietnamie są znaczne i wszystko idzie ku dobremu. Raport Ellsberga trafia do ściśle tajnych raportów z lat poprzednich. Wszystkie one bez wyjątku wskazują na bezsensowność prowadzenia działań wojennych w Wietnamie. I bez wyjątku są one ignorowane, a opinia publiczna celowo wprowadzana w błąd. Ellsberg w końcu nie wytrzymuje i kilka lat później wykrada tajne raporty z Pentagonu. Trafiają one do dziennikarzy The New York Timesa, którzy publikują sensacyjne artykuły w oparciu o treść części raportów. W redakcji The Washington Posta tragedia narodowa. Jedyne co mają to nędzne kawałki o ślubie prezydentówny Nixonówny. Szef wydawców Ben Bradlee (Tom Hanks) i jego dziennikarze stają na głowie, by zdobyć te same materiały co Times, ale idzie jak po grudzie. Tymczasem wybucha kolejna sensacja. Sąd zakazuje nowojorskiej gazecie publikacji dalszych artykułów, zarzucając dziennikarzom zagrożenie bezpieczeństwa państwa poprzez ujawnienie ściśle tajnych informacji. To sprawia, że chłopaki z Washington Posta podwajają starania i wkrótce dzięki Benowi Bagdikianowi (Bob Odenkirk) wchodzą w posiadanie kompletu dokumentów. Pozostaje pytanie: czy publikować jakiekolwiek artykuły na ich podstawie i ryzykować pozwem? Odpowiedzieć na nie będzie musiała znaleźć głównie właścicielka gazety Katharine Graham (Meryl Streep). Zagrożenie więzieniem jest mniejsze niż jej obawa o to, że skandal z gazetą w tle przeszkodzi planom wejścia na giełdę.
Recenzja filmu Czwarta władza
Jeśli ktoś spodziewałby się po Stevenie Spielbergu, że nakręci słaby film to mam dla niego wiadomość: jest dziwny. Steven Spielberg może nakręcić nudny film (Lincoln), ale nazwisko reżysera to niemal stuprocentowa gwarancja jakości, szczególnie jeśli chodzi o tego typu widowiska z przeszłością w tle. Pod względem aktorstwa, realizacji, reżyserii nie sposób im nic zarzucić i jeśli coś może w nich nie pasować, to co najwyżej kwestia zainteresowania danym tematem. Wiadomo, mam w nosie przyjacielskich gigantów to nie będę oglądał familijnych pierdół o nich. Być może coś tracę, bo w końcu za kamerą dobry reżyser, ale szczerze wątpię.
Historia opowiadana w filmie Czwarta władza jest bez wątpienia ciekawa, choć chyba nie tyle, że sprawdziłaby się w przeciętnie zrealizowanym filmie. Przepychanki pomiędzy dziennikarzami, a sądem najwyższym mogłyby znudzić w nieodpowiednich rękach, ale na szczęście Spielberg wie, jak zrobić, żeby to się oglądało. Dzięki sprawnie napisanemu scenariuszowi film Czwarta władza ogląda się wartko i bez nudy, choć właściwie w całości oparty jest na dialogach i aktorstwie. Trochę żałuję, że reżyser nie posiedział trochę dłużej w samym w Wietnamie, no ale dla historii nie było to potrzebne. To jedynie przemawia przeze mnie tęsknota za porządnym kinem o wojnie w Wietnamie. Tu jest ona tylko tłem.
Czwarta władza to przede wszystkim laurka dla dziennikarstwa. W świecie gwałtownego odwrotu prasy drukowanej i masowych przenosin do Internetu, temat klasycznego dziennikarstwa jest dla Hollywood materiałem wdzięcznym, po który w miarę chętnie się sięga, gdy chce się powalczyć o oskarowe laury (Spotlight). Takie filmy zwykle gloryfikują dziennikarstwo prasowe i nie ma w nich miejsca na jego krytykę. Taka jednostronność może trochę denerwować, bo oceniając tylko i wyłącznie po przekazie, jaki niosą za sobą tego typu filmy, dziennikarze to unoszące się ponad podziałami inteligentne anioły sprawiedliwości patrzące władzy na ręce. Z drugiej strony takie przypomnienie, że można i tak jest ważne w świecie, w którym coraz trudniej o dziennikarską obiektywność. Inna sprawa, że efektem ubocznym tego typu stawiania sprawy jest wrażenie, że bycie dobrym dziennikarzem to posiadanie dobrych kontaktów. Nic więcej. Pisanie tekstów nie sprawia filmowym dziennikarzom żadnej trudności i Spielberg w ogóle się nad tym nie pochyla jakby to nie wymagało wysiłku. Za to dodzwonić się do wysoko postawionego źródła, oto wartość najwyższa dziennikarstwa. Ma sens, ale trochę to smutne.
Aktorsko w filmie Czwarta władza nikt nie zawodzi i nie ma się co rozpisywać w tym temacie. Przesadą jest dla mnie jedynie nominacja do Oscara dla Streep, która dostaje te nominacje już tylko za pojawienie się na ekranie. To dobra rola, ale bez przesady. Kto inny na jej miejscu nie dostałby nominacji, jestem pewny. Realizacyjnie to równie cukiereczek dla oczu i wczesne lata 70. oddane tu zostały tak, że znów nie ma czego zarzucać. Wizualnie przypomina wcześniejsze Monachium. Spielberg nie szczędzi przy okazji zbliżeń przestarzałej technologii takiej jak maszyna do pisania, telefon na tarczę czy drukarska prasa. Ma świadomość, że dla współczesnego widza to może być coś nowego. Patrzcie dzieci, tak kiedyś wyglądał świat! Widz starszy uśmiechnie się pod nosem na niepotrzebne do niczego sceny kręcenia wielką tarczą telefonu.
Czwarta władza to udany film, któremu jednak brakuje tego czegoś, co wyróżniałoby go na tle innych porządnych filmów opartych na faktach i wyreżyserowanych przez zdolnych reżyserów. Wydaje się, że dla Spielberga zrobienie takiego filmu to żaden kłopot i chciałoby się, żeby jednak trochę się wysilił, spocił i spróbował dać od siebie nieco więcej. Stąd nie dziwi mała ilość nominacji do Oscara (dwie), bo były w tym sezonie lepsze filmy niż Czwarta władza.
(2368)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Walka o dziennikarską wolność słowa trafia do sądu wraz z prezydenckim zakazem publikacji tajnych dokumentów dotyczących wojny w Wietnamie. Emocjonujący i świetnie zrealizowany pean na temat dziennikarstwa. Podobał mi się, ale mniej niż inne "oskarowe" filmy, stąd oczko niżej.
Podziel się tym artykułem:
Scrollujcie dalej, tylko coś sprawdzam.