Z jednej strony pisanie recenzji filmu Acts of Vengeance jest stratą czasu. Z drugiej wiele osób biega po Netfliksie w poszukiwaniu czegoś ciekawego na wieczór. Dla takich osób zawężę teraz wyniki wyszukiwania o jeden tytuł. Recenzja filmu Acts of Vengeance. Netflix.
O czym jest film Acts of Vengeance
Frank Valera (Antonio Banderas) to wygadany prawnik, który większość czasu spędza w pracy. Cierpią na tym jego żona (Cristina Serafini) i córka (Lillian Blankenship). Miarka się przebiera, gdy Frank spóźnia się na konkurs talentów, w którym występuje córa. Skruszony zjawia się wieczorem w domu z miśkiem przepraszaczem, ale nikogo tam nie ma. Niedługo potem odwiedza go policja z hiobową wieścią. Żona i córka zostały zamordowane. Frank jest zrozpaczony. Sięga po kieliszek i zaczyna przesiadywać w knajpie, gdzie, jak się okazuje, na zapleczu (mega tajnie z oknami wychodzącymi na ulicę) odbywają się nielegalne walki w klatce. Prawnik odkrywa, że ulgę w cierpieniu przynosi mu występ w takich walkach i dostawanie w nich solidnego oklepu. Z jednego z nich ratuje go glina Strode (Karl Urban). Od niego dowiaduje się, że śledztwo w sprawie morderstwa najbliższych utknęło w martwym punkcie. We Franku wzbiera złość i postanawia na własną rękę znaleźć zabójcę. Rozpoczyna morderczy trening mający przygotować go do wyzwania.
Recenzja filmu Acts of Vengeance
Świat pełen jest sensacyjnych pierdół ze znanymi kiedyś aktorami, które kręcone są w różnych Rumuniach i okolicach. Ten konkretny, Acts of Vengeance, nakręcony został w Bułgarii i każdy świadomy kinoman wie, że nie należy spodziewać się po nim niczego wielkiego. Owszem, czasem trafi się coś trochę lepszego, ale przeważnie są to filmy zrobione niemal w całości przez lokalnych filmowców. A przecież gdyby w Bułgarii byli zdolni filmowcy, to bułgarskie kino sensacyjne święciłoby triumfy. Nie święci.
Trudno powiedzieć, skąd ten nagły upadek Antonia Banderasa, ale fakt jest faktem – przystojniakowi przyszło grać w kiepskich filmidłach takich jak Acts of Vengeance (jeśli już musicie obejrzeć na Netfliksie coś nowego z Banderasem, to zdecydowanie wybierzcie bardzo fajny Security). W niedoli towarzyszy mu całkiem rozpoznawalna gromadka, bo oprócz Urbana zobaczyć tu można również Paz Vegę, Roberta Forstera i Johnathona Schaecha. Nikt jednak nie postarał się o to, by Acts of Vengeance był choćby ciut, ciut bardziej wartościowym niż zwykły filmowy crap.
Chociaż nie. Całkiem ambitnie podeszli do sprawy reżyser (po Isaacu Florentine’ie można by spodziewać się więcej – wyreżyserował drugi i trzeci Undisputed, a także udany Ninja: Cień łzy) i scenarzysta (Matt Venne), którzy podzielili go na pięć rozdziałów rozpoczynających się od… cytatów z Marka Aureliusza! Niezwykłe jak na tego typu kino. Niestety to jedyna niezwykłość, jaką można tu zaobserwować. Innym plusem jest jeszcze całkiem udany twiścik, który przez chwilę prawie mnie przekonał do tego, żeby dać +1 do oceny.
A oprócz tego film Acts of Vengeance powiela standardową słabość filmów o mścicielach za rodzinę. Zamiast brutalnej akcji płynącej z prędkością karabinu maszynowego serwuje typowe snucie się po ekranie i komentarze głównego bohatera z offu. To ważne w sytuacji, gdy poza offem nasz bohater złożył sobie śluby milczenia i prowadzi śledztwo nie wypowiadając ani słowa. Miałem wrażenie, że z tego powodu wcale nie chce rozwiązać sprawy morderstwa rodziny, bo to słabo prowadzić swoje śledztwo w milczeniu, ale okazało się, że po pierwsze Frank czyta czy ktoś jest mordercą z jego oczu, a po drugie złapani przez niego badgaje są kumaci i domyślają się, o co mu w ogóle chodzi.
Sama zaś akcja to typowa masówka, w której próżno szukać jakiejś wybitnej sceny śmierci. Czy ja dużo wymagam? Zamiast tego Acts of Vengeance frapuje widza tylko w jednym elemencie. Zastanawia się on, gdzie Paz Vega znalazła tak okropnego fryzjera, który tak ją tu oszpecił fryzurą!
(2363)
Czas na ocenę:
Ocena: 3
3
wg Q-skali
Podsumowanie: Wzięty prawnik przechodzi bojowy trening, by móc pomścić śmierć żony i córki. Sztampowy akcyjniak z gatunku tych kręconych masowo w Bułgarii.
Do bani ten twój blog i to co piszesz …
Pozdrawiam również
Security jest lepszym filmem? o matko. co za stylowy brak wzroku przy jego oglądaniu. Już na samym początku mozna się bylo domyslić jaks ię ten film skonczy. Drętwość Security i zaawansowana mielizna gniecie inne fajerwerki kinowe. Stracone kilkadziesiąt minut które można byłoby pośiwęcić conajmniej na siedzenie w barze i pijąć najgorsze piwo świata wsród obszczanych meneli.
Historia kina nie zna filmów o byłych komandosach, którzy przypadkiem stają na drodze oprychów, których to zakończenia nie można by się było domyślić na początku.