Skłamałbym, że byłem ciekaw jak Andy Serkis poradzi sobie w nowej roli reżysera. Nie byłem, ale i tak sprawdziłem, żeby przekonać się, że jest dokładnie tak jak to wynikało ze zwiastuna. Recenzja filmu Pełnia życia, Breathe.
O czym jest film Pełnia życia
Przystojny broker herbaty Robin Cavendish (Andrew Garfield) podczas jednego z meczów krykieta, w którym bierze udział, zwraca uwagę na przyglądającą się z boku przy herbatce Dianie (Claire Foy). Koledzy przestrzegają go przed dziewczyną, na której sparzył się niejeden kawaler, ale Robinowi to nie przeszkadza. Wkrótce para jest już po ślubie, spodziewa się dziecka i podróżuje po Kenii w poszukiwaniu jak najlepszej herbaty. Szczęście Cavendishów nie trwa jednak długo. Na skutek polio Robin zostaje sparaliżowany od szyi w dół i na stałe podpięty do respiratora, który od tej pory oddycha za niego. Chłopak jest załamany i traci chęć do życia. Nie poddaje się za to Diana, która dzielnie trwa u boku męża i zapewnia, że nie chce nikogo innego. Robin szybko zostaje przetransportowany do Anglii, gdzie prawdopodobnie spędzi resztę życia w szpitalu. Cavendishowie nie zgadzają się na takie rozwiązanie. Diana kupuje dom na wsi, do którego wprowadza się razem z Robinem wbrew zaleceniom lekarza. Łapiduch uważa, że bez pomocy wykwalifikowanego personelu Diana nie poradzi sobie z opieką nad mężem, którego zabić może zwykły brak prądu. Pani Cavendishowa jakoś sobie jednak radzi łącząc opiekę nad mężem i synem. Przełom przychodzi wraz z domorosłym wynalazcą Teddym (Hugh Bonneville), który według pomysłu Robina majstruje w komórce wózek z dołączonym do niego respiratorem. Akumulator wystarcza na trzy godziny, ale to pozwala Robinowi pierwszy raz od lat opuścić pomieszczenie i ruszyć w świat swojego ogrodu. Wkrótce mężczyzna angażuje się w działalność stowarzyszenia niepełnosprawnych, a jego celem jest sprawienie, by pacjenci podobni do niego mogli w końcu opuścić mury szpitali.
Recenzja filmu Pełnia życia
Nie ma wątpliwości, że zamiast coś spieprzyć, lepiej zrobić to coś jak najbezpieczniej, minimalizując przy tym ryzyko fakapu. Pełnia życia w reżyserii Andy’ego Serkisa jest właśnie takim bezpiecznym biopikowym melodramatem, który ma wszystko, czego potrzeba, ale równocześnie nie ma nic więcej. To poprawnie zrealizowany film, w którym jest: – kilka ładnych ujęć Afryki oraz wiejskich pól; – Andrew Garfield, który dawno udowodnił, że jest lepszym aktorem niż spodziewałbyś się po kolesiu, który latał po dużym ekranie w kolorowych rajtuzach; – Claire Foy, która jest przesympatyczna, śliczna, piegowata i zdolna; – no i jest też ciekawa historia, w której Serkis nie poszukał niczego, co wymykałoby się poza jakikolwiek schemat.
Serkis opowiada punkt po punkcie prawdziwą historię Robina Cavendisha, jednego z najdłużej żyjących Brytyjczyków chorych na polio, skupiając się na jego chorobie i rozwiązywaniu problemów z nią związanych. Nie zapuszcza się jednak nigdzie dalej, a z tego powodu nie do końca wiadomo nawet kim jest jego żona i z czego żyją. Nikt tu nigdzie nie pracuje, wszystko podporządkowane jest punktom zwrotnym w historii choroby Cavendisha. Po ich rozwiązaniu natomiast mamy jakąś szczęśliwą scenę, podkreślającą, że dzięki hartowi ducha i wytrwałości można być szczęśliwym bez względu na okoliczności. To główny temat filmu, który w końcówce sygnalizuje trochę poważniejsze tony, ale powstrzymuje się od opinii, przez co znowu rozmywa całą sprawę. Trudno się zresztą temu dziwić: wyprodukowany przez syna Cavendisha jest laurką na temat ojca.
Nie jest Pełnia życia jakąś oszałamiającą miłosną historią, przede wszystkim pozostając filmem biograficznym. Nie ma tu więc miłosnych uniesień i romantycznych scen chwytających za gardło. Jeśli chodzi o to ostatnie to reżyser nie powstrzymał się przed pokusą rozwleczenia finałowych scen do granic wytrzymałości widza (ostatni raz tak długo na ekranie umierał Szaruk w tym filmie, co to chodzi w nim w pomarańczowych portkach), co trochę mnie zmęczyło i w efekcie powstrzymało wzruszenie. Nie mam jednak wątpliwości, że bardziej wrażliwi wzruszą się mocniej.
Pełnia życia nie jest filmem, którego spodziewałoby się po kolesiu znanym z pożyczania swojej mimiki wszelkiej maści małpom i innym Golumom. Dla historii godnej telewizyjnego filmu na niedzielny wieczór Serkis odłożył efektowne efekty specjalne na bok, choć mam podejrzenia, że pojawił się na ekranie w roli jednego z bliźniaków granych niby przez Toma Hollandera. #żart
(2364)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Oparta na faktach historia życia Robina Cavendisha, jednego z najdłużej żyjących Brytyjczyków chorych na polio. Poprawnie zrealizowany, schematyczny biopic z dodatkiem melodramatu. Poprawny i bezpieczny byle czegoś nie popsuć.
Podziel się tym artykułem:
2 komentarze
Pingback: Rytuał. Recenzja filmu The Ritual, reż. D. Brueckner. Netflix
Pingback: Filmowy luty 2018 w ocenach