A przed nami kolejny niezbyt emocjonujący weekend premier kinowych.
Premiery kinowe weekendu 15-17.09.2017
American Assassin (2017) – Poszedłbym
Nie wiem absolutnie, dlaczego, ale zupełnie nie woła do mnie ten film. Lubię Michaela Keatona, lubię Taylora Kitscha, lubię gdy rany postrzałowe krwawią itd., a mimo to czuję, że brakuje American Assassin odrobiny szaleństwa, czegoś, co nie wyglądałoby na chłodne i wykalkulowane.
Z jednej więc strony jest dobrze, z drugiej jakieś dziwne przeczucie nie pozwala mi zapalić Poszedłbyma na zielono.
The Square (2017) – Poszedłbym
Podobne wątpliwości co przy American Assassin towarzyszą mi w przypadku The Square. Niby wszystko dobrze, a jednak coś uwiera. Sam zwiastun fifty fifty – szkoda, że ciekawy klimat Kła i Lobstera w połowie zamienił się w coś, co niby ma być „najzabawniejszym filmem nagrodzonym Złotą Palmą od czasu Pulp Fiction”. Takim oświadczeniom też nie ufam.
Powiernik królowej, Victoria and Abdul (2017) – Nie poszedłbym
Prawdopodobnie jeden z niewielu filmów w historii kina, w przypadku którego polskie „tłumaczenie” tytułu jest lepsze od tytułu oryginalnego. Kto by poszedł do kina na Wiktorię i Abdula?
Niestety nie sądzę, aby to był udany film i to nie tylko ze względu na tego nieszczęsnego Abdula, którego imię chcąc-nie chcąc wzbudza wesołość w poważnych scenach (swoją drogą skoro Abdul to chyba Indus, a nie Hindus?). Stawiam na wcale nie tak rzadki przypadek filmu, który powinien być fajny, ale nie jest.
Tarapaty (2017) – Nie poszedłbym
Myślałem, że skończyły się już czasy, gdy Piotr Głowacki grał w każdym filmie, ale chyba źle myślałem.
Zwiastun nie wygląda tak źle jak mógłby wyglądać zwiastun polskiego filmu dla młodzieży, ale jednak polskiemu filmowi dla młodzieży podziękuję.
Nie ma tego złego…, Marie-Francine (2016) – Nie poszedłbym
Jeśli to ma być „najzabawniejsza francuska komedia romantyczna tego lata” to chyba nie chcę wiedzieć, jakie są inne. Albo to może jedyna francuska komedia romantyczna tego lata. To by wiele tłumaczyło.
Zabójczy Jacques, Un petit boulot (2016) – Nie poszedłbym
Trudno uwierzyć w to, że Zabójczy Jacques miałby być „perłą czarnego humoru”, gdy w zwiastunie tego czarnego humoru jak na lekarstwo. Przeżyły się już dawno patenty na nierozgarniętych morderców zabijających przypadkiem kogo popadnie, a jeszcze bardziej przeżyło się kopanie psów w filmie.
Gniazdo, Colo (2017) – Nie poszedłbym
Nie mam co prawda pojęcia, o czym miałby być ten film, ale nie znalazłem w zwiastunie czegoś, co kazałoby mi to sprawdzić w całym filmie. Propozycja raczej festiwalowa i dla festiwalowych widzów, którzy są wysoko ponad te wszystkie Rambo, Iron Many i Transformersy.
Nie oceniając książki po okładce 😉 zwiastun Cola – chyba najbardziej pretensjonalny jaki widziałem od dawna (a wiele znieść potrafię). Renesans Michaela Keatona chyba jest jeszcze w tym wczesnym etapie że można zaufać i obejrzeć (podobnie może być jeszcze przez jakiś czas z renesansem Johna Goodmana, co do P. Głowackiego – nie ma przerwy, nie ma renesansu nie można zaufać :P)
PS Przepraszam za offtopa (czy aby na pewno offtop?) ale: panie Q oglądasz pan nowego pols(at)kiego Survivora?!
Oglądam, oglądam i co trzydzieści sekund się irytuję :). Trochę mniej, gdy doczytałem, że to nie do końca format US tylko francuski Koh-Lanta czy jak mu tam, a ten trochę się różni od amerykańskiego.
Tak czy siak za długie to i człowiek zdąży zasnąć przy kolejnym niepotrzebnym przedstawianiu uczestników show itd. Męczy mnie to podpowiadanie podczas czelendży: idź w prawo, weź klocek, przejdź z nim pod przeszkodą, poczekaj aż przyjdzie ktoś tam… jakby to kretyni brali udział w zabawie. Wydłużają niepotrzebnie, choć trochę też śmiesznostek wychodzi nie z ich winy. Np. zauważyłem, że po polsku terminologia survivorowa jest zwyczajnie bekowa. Nie umiem poważnie traktować walki o totem :).
No i za bardzo czuć, że ktoś nad nimi czuwa, żeby wszystko było takie survivorowe. Całkiem z dupy zaczynają np. gadać o zakładaniu sojuszy. Nie wiem, nie umiem tego do końca wytłumaczyć :), ale wydaje mi się, że uczestnicy całkiem nowego show, jeśli już to zaczęliby zawierać znajomości, dogadywać się, czuć do siebie sympatię, a ci od razu „chodźmy zbudować sojusz” – jakby przed programem ktoś kazał im obejrzeć wszystkie sezony i robić dokładnie tak samo jak tamci. Ewentualnie napisał scenariusz ;).
OK, OK, uczestnicy na pewno pooglądali przed przystąpieniem o co w tym wszystkim chodzi, ale i tak jakoś te sojusze mi fałszywie brzmią. To polska edycja, poszliby się nawalić wodą z kokosa, a nie myśleli o „sojuszach”.