×
Wyspa Przetrwania. Polsat, piątek, godzina 20:05.

Wyspa Przetrwania

Jako zagorzały fan Survivora, nie mogłem przegapić drugiego polskiego podejścia do realizacji tegoż formatu. Przed laty swoich sił w tej materii spróbował TVN zastępując Jeffa Probsta znanym łowcą przygód i nieustraszonym podróżnikiem Hubertem Urbańskim, a teraz do wniosku, że Survivor może się u nas sprawdzić doszedł ktoś w Polsacie. Wyszło jak to zwykle wychodzi na Polsacie.

Założenie programu jest proste. Kilkunastu rozbitków ląduje na tytułowej Wyspie Przetrwania, gdzie do swojej dyspozycji mają to, co zmieścili w małym plecaku i co dostali od produkcji. Czyli niewiele. Woda pitna, mapa do miejsca, gdzie mogą rozbić obozowisko i trochę ryżu, żeby nie umrzeć z głodu już pierwszego dnia. Ich zadaniem przetrwać zarówno na tytułowej Wyspie, jak i wśród innych uczestników, którzy mogą – i powinni – ich wyeliminować. Uczestników dzieli się na dwa wrogie plemiona, które ze sobą rywalizują, przegrana ekipa każdorazowo musi wyeliminować kogoś, kto opuści wyspę. Za jakiś czas liczba graczy zostanie zredukowana i połączona w jedno plemię i od tej pory każdy będzie walczył dla siebie. Zwycięzca może być tylko jeden, do wygrania jakieś tam 150 tysięcy złotych czy coś koło tego. Ciutkę mniej niż amerykański milion.

To tak w skrócie.

Wyspa Przetrwania s01e01-02

Podstawowe wrażenie, jakie można odnieść po dwóch odcinkach Wyspy Przetrwania są takie, że nie jest to taki Survivor, jak powinien być. Różnice między amerykańskim formatem, a naszą odpowiedzią są niby niewielkie, ale znaczące. No i głównie na to narzekałem najwięcej, do czasu aż dowiedziałem się, że Wyspa Przetrwania nie jest oparta na podstawie formatu Survivor, a jego francuskiego odpowiednika Koh-Lanta. No i z grubsza wszystko to, czym różni się Wyspa Przetrwania od Survivora, zbieżne jest z Koh-Lanta właśnie. Dłuższe odcinki, przedstawianie bohaterów, Czarny Głos czy jak tam się ta instytucja nazywa itd. Ważna w Koh-Lanta jest tężyzna fizyczna i umiejętność pływania jest tu raczej konieczna, podczas gdy przy dobrych wiatrach można powalczyć w Survivorze nie umiejąc pływać. Co za tym idzie, gdy w Survivorze główny nacisk po latach ewolucji programu został położony na kombinowanie, wrabianie, oszukiwanie i soszial skillsy, Wyspa Przetrwania będzie raczej dosłowną wyspą przetrwania, na której przetrwa najsilniejszy. Choć z drugiej strony niby mieli im w ogóle nie dawać krzesiwa, jeśli sami nie rozpalą ognia, a tu już w drugim odcinku je otrzymali. No to niech się zdecydują. Uczestnicy mają mieć ciężko czy niekoniecznie?

Co do uczestników to mimo trzech godzin dwóch odcinków, wciąż trudno znaleźć wśród nich kogoś sensownego, bądź z kimkolwiek choć trochę się zżyć. W zasadzie taki zestaw uczestników programu mógłby zostać wyselekcjonowany w dokładnie każdym innym formacie przeniesionym na polski grunt od Big Brothera po Warsaw Shore. Nie świadczy to o nich najlepiej, jak i dowodzi, że dłuższe odcinki i szczegółowe przedstawienie każdego z graczy wcale nie sprawiają, że uczestników lepiej przez to poznać i wiedzieć coś więcej poza pierwszym wrażeniem.

Póki co największym grzechem programu Wyspa Przetrwania jest nuda i rozwlekłość. Odcinki są zdecydowanie za długie, a przedstawianie postaci nie służy niczemu. Dawno już doszli w Survivorze do wniosku, że w programie liczy się sedno, rezygnując z jednego odcinka wspominkowego czy nudnego wspominania „poległych towarzyszy”. Szkoda, że w Wyspie Przetrwania o tym nie wiedzą. Nic nie wskazuje też na to, że w Wyspie Przetrwania pojawią się hidden immunity idole, co trzeba przyjąć ze smutną refleksją myśląc o atrakcyjnej grze pełnej zwrotów akcji i blindside’ów. W kwestii eliminacji – bez zaskoczeń. Asiek zapytała mnie na początku pilota o to, kto wg mnie odpadnie i wskazałem dziadka. Dużo się nie pomyliłem i gdyby Fiutella miała choć troszeczkę instynktu samozachowawczego, nie musiałbym czekać na drugi odcinek, żeby wszystko wróciło na spodziewane tory. Co do zwycięzcy to nie pamiętam imienia, ale był tam taki jeden koleś z przegranego plemienia, który na radzie siedział bodaj pierwszy z lewej. W ogóle na niego wcześniej nie zwróciłem uwagi, czyli przemknął przez program niezauważony. To zwykle dobry omen w kierunku wskazywania osób, które dojdą daleko.

No i cóż. Wyspa Przetrwania to póki co źródło irytacji wieloma rzeczami, których w Survivorze być nie powinno. Wkurza mnie np. podczas czellendżów ciągłe podpowiadanie prowadzącego co, kto i kiedy ma zrobić. Co oni są, kretyni? A nawet jak są to ich problem. Sam już nie wiem, czy Probst też jest tak irytujący, bo wiele gada, ale w sumie nie zwracam uwagi na treść tego gadania. Problemem Wyspy Przetrwania są też rzeczy, na które nie mają wpływu. No nic nie poradzę, że survivorowa terminologia przełożona na język polski brzmi bekowo. Kto normalny walczyłby o totem :). Rozwala mnie też to zupełnie z tyłka zakładanie „sojuszy”. Jakby przed programem przeczytali survivorowy instruktaż, co – niezależnie od okoliczności – każdy uczestnik zrobić na wyspie powinien. I OK, nie mam nic przeciwko nawiązywaniu się nici sympatii, zaprzyjaźnieniu, nadawaniu na tych samych falach itp. Ale nie, oni od razu zakładają sojusze, co dla mnie jest akurat sztuczne, szczególnie że rozmawiają o nich jak o pewnej sprawie. Nikt się nawet nie spyta: ej, ale co za sojusz? myślałem, że jesteś moim przyjacielem! A z drugiej strony skoro są tak obeznani z Survivorem, to czemu na jednej kolacji wessali cały ryż? Nie wiedzieli, że więcej nie dostaną? Wolałbym więc, żeby gra na polskiej Wyspie Przetrwania obrała jakiś oryginalnie polski kierunek, a nie aż tak ślepo trzymała się oryginałów. Szczególnie że gdzie trzeba (HII) to się nie trzyma.

Podziel się tym artykułem:

6 komentarzy

  1. Polski akcent? Niech wódkę zrobią. Albo niech coś ukradną ?

  2. Teraz już nie offtopowo 🙂 Dłużyzny – owszem, najbardziej to widać przy opisywaniu zasad konkursów – może nie za dobrze to o mnie świadczy, ale na koniec opisu toru przeszkód zapominałem już co było powiedziane że trzeba zrobić najsampierw. Jedyna teoria jaka przychodzi mi do głowy to że twórcy sporządzili zestawienie zadań z innych edycji i postawili sobie za cel stworzyć zadania jakich jeszcze na pewno nie było. Co było głupie. Jakkolwiek do tego doszło – wyszło źle. Zresztą porównując to co się tam dzieje do Surviora w latach jego świetności to jawi się on jaki elegancja i zwięzłość stylu niczym w dziełach cesarza Augsuta! Plus:
    – prowadzący – nie pasuje do tego ni jak, może pasuje do czegoś innego, tu nie,
    – płacze i lamenty chorej (?) uczestniczki – czy taki obraz Polaków chcemy prezentować zagranicy, w kontekście obecnej polityki „wstawania z kolan” i „wyklętych” 😛 ?
    – czyli bez przynajmniej deklarowanej wysokiej sprawności fizycznej i uprawiania sportu nie ma wstępu? A w Survivorze wystarczyło być kiedyś gejem który umie łowić ryby (kto to pamięta!?)

  3. Te długie opisy wszystkiego i tak dalej tłumaczę sobie tym, że dla widzów jest to teoretycznie nowy program, więc wszystko trzeba im wytłumaczyć co i jak. Z drugiej strony ładują to zawiązywanie sojuszy i nic nie wytłumaczą po co to i na co. Na mój rozum zwyczajny widz, który nie ogląda Survivora, pierwsze co pomyśli to „he? jakie sojusze? poszliby na wódkę”.

    Nie wiem jak do końca z tą sprawnością, bo nie startowałem do castingu :), tyle wiem, co poczytałem o różnicach między Survivorem i tym francuskim i tam dość jasno zaznaczone, że pływać lepiej umieć, a i patrząc po zawodnikach to nie widać nikogo względnie zapuszczonego.

    Nie oglądam narodowych edycji, albo trafiam na nie te co trzeba. W sumie tylko RPA zacząłem :), więc to daleko idące wnioski, ale nie przebrnąłem już przez pilota. Zrobili dwa plemiona pod wodzą znanych południowoafrykańskich sportowców. No i przez pierwsze zadania ci sportowcy walczyli między sobą, a reszta stała z boku i się gapiła. Po co zmieniać coś, co działa, nie wiem. Przecież wiadomo, że amerykańskie – najlepsze 😉

    Teraz to i w Survivorze nie wystarczy być gejem, trzeba być co najmniej transseksualistą :).

  4. Quentinie, sam byś nie chciał wystąpić w polskiej edycji?

  5. Pływać nie umiem, jestem w dupie :).

    Zawsze myślałem, że fajnie by było wziąć udział w Survivorze, bo to dobra kuracja odchudzająca (choć po Reunionach widać, że efekt jojo też zacny) :), ale zanim się doczekałem polskiej edycji to schudłem bez Survivora ;).

    Z jednej strony bym chciał, ale z drugiej nie lubię robactwa i trochę pierdolca higienicznego mam, a na takiej wyspie to z tym kicha ;). No i obeznany z taktyką wersji US tu w tej wersji FRA chyba bym sobie nie poradził (bo bym się utopił :)).

  6. A kiedy recenzja nowego sezonu „Szkoły”? 😉 😉 😉 (tak, tak, jestem złośliwy)

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004