×
Point Break - Na fali [Point Break] (2015), reż. Ericson Core

Point Break – na fali, czyli reklama Mountain Dew

O filmach takich jak Point Break – na fali (nie mylić z Na fali [Point Break]) znajomy zwykł mawiać, że są jak pornosy. Akcja, nuda do przewinięcia, akcja, nuda do przewinięcia, akcja… Recenzja filmu Point Break – na fali.

Point Break – Na fali [Point Break] (2015)
Reżyseria: Ericson Core
Scenariusz: Kurt Wimmer
Obsada: Édgar Ramírez, Luke Bracey, Ray Winstone, Teresa Palmer, Delroy Lindo
Zdjęcia: Ericson Core
Muzyka: Junkie XL Kraj produkcji: USA

Naprawdę krótki rys historyczny

Na początku był oryginalny film Kathryn Bigelow (ta pani od Oscara za The Hurt Locker. W pułapce wojny), w którym główne role zagrali będący na początku kariery Keanu Reeves oraz będący świeżo po sukcesie Uwierz w ducha Patrick Swayze (któż mógł się spodziewać, że to będzie właściwie jego ostatni głośny film – występując jakiś czas potem w Ślicznotkach szczyt kariery miał już za sobą i raczej nie był magnesem na ten film). Rozgrywający się w środowisku surferów film sensacyjny od razu przypadł mi do gustu (choć nawet nie umiem pływać) i potem już na zawsze pozostał w moim sercu jako przykład świetnego, ale niedocenianego kina. Nie wiem jak było naprawdę, ale mam wrażenie, że nie zyskał takiej sławy i fandomu, na jaki zasługuje. Z zachowaniem proporcji, bo to świetne kino, ale jednak tylko rozrywkowo-sensacyjne. Dlatego zdziwiło mnie, że po latach zdecydowano się na remake. I byłem sceptyczny. Jacyś bliżej nierozpoznawalni kolesie w rolach głównych, niebezpieczeństwo znacznej zmiany fabuły itd. itp. nie przekonywały do pomysłu, a reakcja mogła być tylko jedna: wymyślcie w końcu coś nowego zamiast bezcześcić klasykę!

No ale ostatni zwiastun wyglądał widowiskowo i pomyślałem: a co tam, na dużym ekranie powinien wyglądać nieźle, spróbuję! A teraz żałuję kasy, której nikt mi nie zwróci.

O czym jest Point Break – na fali?

Agenci FBI głowią się nad dwoma zuchwałymi napadami, do jakich doszło w różnych częściach świata. W pierwszym sprawcy wyskakując na motorach ze szczytu wieżowca ukradli od groma diamentów, w drugim, wyskakując z pieniędzmi z samolotu, od groma kasy. A chwilę później rozrzucili je po biednych rejonach odpowiednio Indii i Meksyku. Na trop powiązania dwóch napadów z jeszcze innym wydarzeniem związanym ze sportami ekstremalnymi wpada wciąż młody, ale już niedługo, kadet, który dopiero co zakończył szkolenie. Johnny Brighton (czy jak mu tam – Utah to tylko ksywka, której nie lubi; w ogóle cały film sprawia wrażenie jakby nie lubił oryginału i wszystko trzeba w nim zmienić – z fatalnym skutkiem) ma za sobą młodość durną i chmurną. W przeszłości był gwiazdą Youtube’a za sprawą szalonych dokonań motocrossowych, jakie stały się jego udziałem. Po osobistej tragedii porzucił motocykl, skończył liceum, prawo, wstąpił do FBI. A teraz wszystkie szychy FBI śmieją się z jego teorii, ale pozwalają mu sprawdzić, czy jest w niej jakieś ziarno prawdy. Według Johnny’ego zuchwałe napady są tylko drugorzędnym celem sprawców, którzy tak naprawdę chcą po raz pierwszy w historii zaliczyć serię ekstremalnych wyzwań zwaną Ósemką Osakiego (Osaki 8).

Point Break – na fali, recenzja

O tym, że Point Break – na fali nie będzie filmem mądrym wiadomo już od samego początku. Poznajemy w nim dwóch motocrossowców podążających ekstremalnie trudnym szlakiem wąskich szczytów piaszczystych wzniesień. W pewnym momencie się zatrzymują i jeden z nich ma wątpliwości. Patrz, Johnny, dalej nie przejedziemy, wąskie szczyty są jeszcze węższe i jeszcze wyższe! No co ty, Jeff, damy radę – przekonuje drugi i rusza przed siebie, a Jeff za nim. Koleś, który przed chwilą miał pietra i wątpliwości, rusza jak jełop za kolegą skazując się na piach i pył prosto w gogle. Przejazd z czystym widokiem po graniach grubości koła byłby prawie niemożliwy, a ten się pcha w piaskową zamieć – no jak cały film będzie tak logiczny to ja dziękuję.

Na szczęście potem za dużo logiką martwić się nie trzeba, bo fabuły w Point Break – na fali praktycznie nie ma (dialogi są jeszcze gorsze – dziw bierze, że scenariusz napisał koleś od Equilibrium, które nie tylko napisał, ale i wyreżyserował), więc teoretycznie nie ma się czego czepiać. Zgodnie z zapowiedziami fachowcy od sportów ekstremalnych co jakiś czas robią swoje i tyle widowiska. A fabuła? Fabuła opiera się na… magicznym zwrocie. Zwróćcie uwagę, gdy będziecie na własną zgubę oglądać Point Break – na fali – ilekroć fabuła staje w miejscu, ktoś rzuca „Osaki 8” i lu, fabuła rusza do przodu. Do momentu, aż znów się zatrzyma, ktoś powie „Osaki 8” i uff, jedzie dalej.

Point Break - na fali, recenzja filmu

Bodhi tuż po przeczytaniu recenzji Point Break – na fali autorstwa Quentina.

Porównywać z oryginałem w ogóle nie ma co – wszystko przemawia na korzyść oryginału (no teoretycznie w remake’u lepsze są popisy sportowców ekstremalnych, ale się nie liczy, bo w oryginale ich nie było – inaczej: oryginał był o czymś zupełnie innym). Najwyraźniej to widać na przykładzie postaci kobiecej – ludzie, takiej marnej kobiecej postaci jak Samsara (Teresa Palmer) nie było od dawna. Jest tu właściwie tylko po to, żeby pokazać cycki w bikini i chromolić jakieś bzdury o nirwanie, wędrówce, szczęściu itp. Nawet chatkę ma ścianę w ścianę z wapienną górką, żeby przed śniadaniem się na nią wspiąć i na szczycie odetchnąć pełną hehe piersią. Cóż za absurdalna scena (górka tak max ze trzy razy wyższa od niej). Samsara pojawia się bez ostrzeżenia, patrzy na Johnny’ego i znika na pół godziny. Gdzie jej tam do Lori Petty z oryginału. No ale w oryginale była fabuła, Johnny musiał się dopiero uczyć surfowania, zgłosić do Lori na lekcje itd. itp. Infiltracja, a nie – Cześć, jestem Johnny. – Cześć, Johnny, łam z nami prawo! Na tym polega rozwój fabuły w filmie. W remake’u nie ma czegoś takiego. W remake’u bohaterowie bez sensu, logiki i jakiejkolwiek podstawy do tego idą się napierdalać na pięści w Paryżu. Czemu? Bo tak. Bo to są wielcy sportowcy ekstremalni i taki fight club to dla nich codzienność. A każdy jeden wytatuowany jak idiota po szyję. Widać nie możesz być sportowcem ekstremalnym nie mając 50% ciała pokrytego tatuażami. Na tych zmianach ucierpiał też Pappas (w oryginale Gary Busey, w remake’u Ray Winstone). Uważaj na niego, to dziwak – radzi Johnny’emu przełożony i chyba myśli o postaci z oryginału, bo na pewno nie z remake’u – ale słuchaj go i rób co mówi, można mu zaufać. No OK, ale potem rola Pappasa ogranicza się do tego, że przyjeżdża po Johnny’ego i narzeka na niego, ale zawozi go tam, gdzie Johnny sobie życzy. Co się zaś tyczy dwóch głównych bohaterów to trudno wróżyć im karierę Reevesa i Swayze’ego, ale też na takim filmie to by się i Al Pacino nie wybił.

#FunnyFact W roli Pascala Al Fariqa, ekscentrycznego milionera finansującego wyczyny bohaterów filmu i nieustannie urządzającego imprezy – możemy zobaczyć Nikolaia Kinskiego. Nazwisko nieprzypadkowe, to syn Klausa Kinskiego.

To może choć Point Break – na fali jest widowiskowy?

Nie, nie jest widowiskowy. Widowiskowe są widoczki co najwyżej. Fajne sceny są może dwie. Deszcz dolarów i lawina kamieni. No może jeszcze basejumpingowy przelot Alpami. Szumnie zapowiadane popisy ekstremalnych sportowców nie robią zapierającego dech w piersiach wrażenia, ot zjeżdżają na desce ze stromej góry i tyle. A odpowiednio ustawiona kamera daje efekt jakby latali pomiędzy jedną przeszkodą i drugą – czy to na desce, czy na motocyklu. Rozumiem, że sport ekstremalny opiera się na zaprzeczaniu prawom grawitacji, ale bez przesady. To tak jak z piłkarskimi filmami. Jak chcą pokazać, że jakiś piłkarz jest zajebisty to dają jego obowiązkowy slalom między dziesięcioma piłkarzami zakończony golem. Nawet gdy w całej historii piłki nożnej takich rajdów może było z pięć. (No dobra, ale przynajmniej były).

Odradzam. Nawet w domu.

(2039)

O filmach takich jak Point Break - na fali (nie mylić z Na fali [Point Break]) znajomy zwykł mawiać, że są jak pornosy. Akcja, nuda do przewinięcia, akcja, nuda do przewinięcia, akcja... Recenzja filmu Point Break - na fali. Naprawdę krótki rys historyczny Na początku był oryginalny film Kathryn Bigelow (ta pani od Oscara za The Hurt Locker. W pułapce wojny), w którym…

Ocena Końcowa

4

wg Q-skali

Podsumowanie : Do zdemaskowania grupy zuchwałych złodziei zostaje wyznaczony kadet FBI, miłośnik sportów ekstremalnych. Popłuczyny po filmie Kathrym Bigelow, którego jest ekstremalnie nieudanym remakiem.

Podziel się tym artykułem:

3 komentarze

  1. Znaczy Ray źle gra, czy po prostu nie ma co grac? Bo, szczerze mówiąc, myślałam o seansie tylko ze względu na niego.

  2. Sori, nie umiem ocenić pod kątem aktorskiego freaka-miłośnika :). Może z pięć minut jest w całym filmie. Robi to, co opisane w recce 😉

  3. Fajnie się czyta a jeszcze lepiej się oglada 😉 warto do kina sie udac, bo efekty zapieraja dech w piersiach! Wiecej powinno sie dziac moim zdaniem ;p

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004