O filmach takich jak Point Break – na fali (nie mylić z Na fali [Point Break]) znajomy zwykł mawiać, że są jak pornosy. Akcja, nuda do przewinięcia, akcja, nuda do przewinięcia, akcja… Recenzja filmu Point Break – na fali.
Reżyseria: Ericson Core
Scenariusz: Kurt Wimmer
Obsada: Édgar Ramírez, Luke Bracey, Ray Winstone, Teresa Palmer, Delroy Lindo
Zdjęcia: Ericson Core
Muzyka: Junkie XL Kraj produkcji: USA
Naprawdę krótki rys historyczny
Na początku był oryginalny film Kathryn Bigelow (ta pani od Oscara za The Hurt Locker. W pułapce wojny), w którym główne role zagrali będący na początku kariery Keanu Reeves oraz będący świeżo po sukcesie Uwierz w ducha Patrick Swayze (któż mógł się spodziewać, że to będzie właściwie jego ostatni głośny film – występując jakiś czas potem w Ślicznotkach szczyt kariery miał już za sobą i raczej nie był magnesem na ten film). Rozgrywający się w środowisku surferów film sensacyjny od razu przypadł mi do gustu (choć nawet nie umiem pływać) i potem już na zawsze pozostał w moim sercu jako przykład świetnego, ale niedocenianego kina. Nie wiem jak było naprawdę, ale mam wrażenie, że nie zyskał takiej sławy i fandomu, na jaki zasługuje. Z zachowaniem proporcji, bo to świetne kino, ale jednak tylko rozrywkowo-sensacyjne. Dlatego zdziwiło mnie, że po latach zdecydowano się na remake. I byłem sceptyczny. Jacyś bliżej nierozpoznawalni kolesie w rolach głównych, niebezpieczeństwo znacznej zmiany fabuły itd. itp. nie przekonywały do pomysłu, a reakcja mogła być tylko jedna: wymyślcie w końcu coś nowego zamiast bezcześcić klasykę!
No ale ostatni zwiastun wyglądał widowiskowo i pomyślałem: a co tam, na dużym ekranie powinien wyglądać nieźle, spróbuję! A teraz żałuję kasy, której nikt mi nie zwróci.
O czym jest Point Break – na fali?
Agenci FBI głowią się nad dwoma zuchwałymi napadami, do jakich doszło w różnych częściach świata. W pierwszym sprawcy wyskakując na motorach ze szczytu wieżowca ukradli od groma diamentów, w drugim, wyskakując z pieniędzmi z samolotu, od groma kasy. A chwilę później rozrzucili je po biednych rejonach odpowiednio Indii i Meksyku. Na trop powiązania dwóch napadów z jeszcze innym wydarzeniem związanym ze sportami ekstremalnymi wpada wciąż młody, ale już niedługo, kadet, który dopiero co zakończył szkolenie. Johnny Brighton (czy jak mu tam – Utah to tylko ksywka, której nie lubi; w ogóle cały film sprawia wrażenie jakby nie lubił oryginału i wszystko trzeba w nim zmienić – z fatalnym skutkiem) ma za sobą młodość durną i chmurną. W przeszłości był gwiazdą Youtube’a za sprawą szalonych dokonań motocrossowych, jakie stały się jego udziałem. Po osobistej tragedii porzucił motocykl, skończył liceum, prawo, wstąpił do FBI. A teraz wszystkie szychy FBI śmieją się z jego teorii, ale pozwalają mu sprawdzić, czy jest w niej jakieś ziarno prawdy. Według Johnny’ego zuchwałe napady są tylko drugorzędnym celem sprawców, którzy tak naprawdę chcą po raz pierwszy w historii zaliczyć serię ekstremalnych wyzwań zwaną Ósemką Osakiego (Osaki 8).
Point Break – na fali, recenzja
O tym, że Point Break – na fali nie będzie filmem mądrym wiadomo już od samego początku. Poznajemy w nim dwóch motocrossowców podążających ekstremalnie trudnym szlakiem wąskich szczytów piaszczystych wzniesień. W pewnym momencie się zatrzymują i jeden z nich ma wątpliwości. Patrz, Johnny, dalej nie przejedziemy, wąskie szczyty są jeszcze węższe i jeszcze wyższe! No co ty, Jeff, damy radę – przekonuje drugi i rusza przed siebie, a Jeff za nim. Koleś, który przed chwilą miał pietra i wątpliwości, rusza jak jełop za kolegą skazując się na piach i pył prosto w gogle. Przejazd z czystym widokiem po graniach grubości koła byłby prawie niemożliwy, a ten się pcha w piaskową zamieć – no jak cały film będzie tak logiczny to ja dziękuję.
Na szczęście potem za dużo logiką martwić się nie trzeba, bo fabuły w Point Break – na fali praktycznie nie ma (dialogi są jeszcze gorsze – dziw bierze, że scenariusz napisał koleś od Equilibrium, które nie tylko napisał, ale i wyreżyserował), więc teoretycznie nie ma się czego czepiać. Zgodnie z zapowiedziami fachowcy od sportów ekstremalnych co jakiś czas robią swoje i tyle widowiska. A fabuła? Fabuła opiera się na… magicznym zwrocie. Zwróćcie uwagę, gdy będziecie na własną zgubę oglądać Point Break – na fali – ilekroć fabuła staje w miejscu, ktoś rzuca „Osaki 8” i lu, fabuła rusza do przodu. Do momentu, aż znów się zatrzyma, ktoś powie „Osaki 8” i uff, jedzie dalej.
Porównywać z oryginałem w ogóle nie ma co – wszystko przemawia na korzyść oryginału (no teoretycznie w remake’u lepsze są popisy sportowców ekstremalnych, ale się nie liczy, bo w oryginale ich nie było – inaczej: oryginał był o czymś zupełnie innym). Najwyraźniej to widać na przykładzie postaci kobiecej – ludzie, takiej marnej kobiecej postaci jak Samsara (Teresa Palmer) nie było od dawna. Jest tu właściwie tylko po to, żeby pokazać cycki w bikini i chromolić jakieś bzdury o nirwanie, wędrówce, szczęściu itp. Nawet chatkę ma ścianę w ścianę z wapienną górką, żeby przed śniadaniem się na nią wspiąć i na szczycie odetchnąć pełną hehe piersią. Cóż za absurdalna scena (górka tak max ze trzy razy wyższa od niej). Samsara pojawia się bez ostrzeżenia, patrzy na Johnny’ego i znika na pół godziny. Gdzie jej tam do Lori Petty z oryginału. No ale w oryginale była fabuła, Johnny musiał się dopiero uczyć surfowania, zgłosić do Lori na lekcje itd. itp. Infiltracja, a nie – Cześć, jestem Johnny. – Cześć, Johnny, łam z nami prawo! Na tym polega rozwój fabuły w filmie. W remake’u nie ma czegoś takiego. W remake’u bohaterowie bez sensu, logiki i jakiejkolwiek podstawy do tego idą się napierdalać na pięści w Paryżu. Czemu? Bo tak. Bo to są wielcy sportowcy ekstremalni i taki fight club to dla nich codzienność. A każdy jeden wytatuowany jak idiota po szyję. Widać nie możesz być sportowcem ekstremalnym nie mając 50% ciała pokrytego tatuażami. Na tych zmianach ucierpiał też Pappas (w oryginale Gary Busey, w remake’u Ray Winstone). Uważaj na niego, to dziwak – radzi Johnny’emu przełożony i chyba myśli o postaci z oryginału, bo na pewno nie z remake’u – ale słuchaj go i rób co mówi, można mu zaufać. No OK, ale potem rola Pappasa ogranicza się do tego, że przyjeżdża po Johnny’ego i narzeka na niego, ale zawozi go tam, gdzie Johnny sobie życzy. Co się zaś tyczy dwóch głównych bohaterów to trudno wróżyć im karierę Reevesa i Swayze’ego, ale też na takim filmie to by się i Al Pacino nie wybił.
To może choć Point Break – na fali jest widowiskowy?
Nie, nie jest widowiskowy. Widowiskowe są widoczki co najwyżej. Fajne sceny są może dwie. Deszcz dolarów i lawina kamieni. No może jeszcze basejumpingowy przelot Alpami. Szumnie zapowiadane popisy ekstremalnych sportowców nie robią zapierającego dech w piersiach wrażenia, ot zjeżdżają na desce ze stromej góry i tyle. A odpowiednio ustawiona kamera daje efekt jakby latali pomiędzy jedną przeszkodą i drugą – czy to na desce, czy na motocyklu. Rozumiem, że sport ekstremalny opiera się na zaprzeczaniu prawom grawitacji, ale bez przesady. To tak jak z piłkarskimi filmami. Jak chcą pokazać, że jakiś piłkarz jest zajebisty to dają jego obowiązkowy slalom między dziesięcioma piłkarzami zakończony golem. Nawet gdy w całej historii piłki nożnej takich rajdów może było z pięć. (No dobra, ale przynajmniej były).
Odradzam. Nawet w domu.
(2039)
Czas na ocenę:
Ocena: 4
4
wg Q-skali
Podsumowanie: Do zdemaskowania grupy zuchwałych złodziei zostaje wyznaczony kadet FBI, miłośnik sportów ekstremalnych. Popłuczyny po filmie Kathrym Bigelow, którego jest ekstremalnie nieudanym remakiem.
Znaczy Ray źle gra, czy po prostu nie ma co grac? Bo, szczerze mówiąc, myślałam o seansie tylko ze względu na niego.
Sori, nie umiem ocenić pod kątem aktorskiego freaka-miłośnika :). Może z pięć minut jest w całym filmie. Robi to, co opisane w recce 😉
Fajnie się czyta a jeszcze lepiej się oglada 😉 warto do kina sie udac, bo efekty zapieraja dech w piersiach! Wiecej powinno sie dziac moim zdaniem ;p