recenzja filmu Cop Car, Kevin Bacon strzela z UZI.
Kevin Bacon i UZI - Cop Car (2015), reż. Jon Watts.

O dwóch takich, co ukradli samochód – recenzja filmu Cop Car

Witam po urlopie. Mam nadzieję, że moja nieobecność minęła niepostrzeżenie. A zanim napiszę dwa słowa o tym kolejnym filmie z listy Do Obejrzenia, dodam jeszcze, że zupełnie nie chce mi się nic pisać. Urlop rozleniwia totalnie. Nie zdziwcie się więc na widok dziur w kalendarzu w najbliższej przyszłości. Ba, nie zdziwcie się, jeśli pierwszy raz w historii Q-Bloga dwa zdania o jakimś filmie okażą się rzeczywiście dwoma zdaniami.

Od czego by tu zacząć?

Podczas seansu Cop Car najmocniej towarzyszyło mi jedno uczucie. Zauważyłem, że do szczęścia z seansu potrzeba mi coraz mniej. W tym przypadku czynnikiem szczęścia okazała się myśl: kurczę, wystarczy, że reżyser pójdzie z kamerą na pole i od razu dobrze się ogląda jego film! No tak, nic nie drażni mnie ostatnio tak bardzo jak wszędobylskie grinskriny i inne bluboksy, od których trudno uciec. Pal licho wykorzystywanie ich w trudnych technicznie lokacjach, czy posiłkowanie się nimi dla lepszego dobra (sceny akcji w Mad Max: Na drodze gniewu), wtedy rozumiem i rozgrzeszam. Ale coraz częściej ładuje się aktorów przed zielony ekran, żeby za nimi wstawić jakąś ruchliwą ulicę w okolicach Kapitolu czy coś takiego. A oni siedzą na ławce i gadają. A zakładam, że podobnych scen jest ze dwa razy więcej, bo przecież wszystkiego nie wyłapię (więc, w czym problem? można by zapytać, a ja nie miałbym odpowiedzi). Bardzo razi mnie w oczy sztuczność takich scen, choć niby żadna różnica, skoro wpływu na fabułę nie ma to żadnego. A jednak – przeszkadza. A pewnie będzie coraz gorzej, bo o wiele taniej nakręcić taką scenę bez konieczności wybierania się z kamerą na ruchliwą ulicę w okolicach Kapitolu.

Szkoda, że kino dogania w tej kwestii telewizję, w której grinskriny są już od dawna na porządku dziennym, ale też w przypadku seriali zupełnie taką praktykę rozumiem.

Tyle że od czasu wynalezienia telewizji kino starało się być o kilka kroków przed nią, żeby zapewnić widzowi rozrywkę, której w żaden sposób nie przeżyje w domu. I chciałbym, żeby nadal tak było. A w ostateczności wystarczy mi, żeby kinowe plenery były kręcone w plenerach. Tak jak w przypadku Cop Car, gdzie naprawdę przyjemnie zawiesić oko na krajobrazach amerykańskich równin.

O czym jest film Cop Car?

Bohaterami filmu Jona Wattsa (zapamiętajcie to nazwisko, koleżka który ma na swoim koncie film o klaunie i o policyjnym samochodzie już wkrótce stanie za kamerą kolejnego reboota przygód Spidermana) jest dwóch małolatów, którzy nawiali z domu. Podczas wędrówki przed siebie natrafiają na opuszczony policyjny samochód. Okazji tej żal nie wykorzystać, dlatego chłopaki szybko pakują się za kierownicę i odjeżdżają w siną dal bawiąc się w policjantów i złodziei. Oczywiście zatankowane i opuszczone samochody policyjne nie stoją sobie ot tak rozsiane po całych Stanach i czekające na to, aż ktoś je znajdzie. Ta konkretna fura należy do wąsatego pana szeryfa (Kevin Bacon), który koniecznie chciałby ją odzyskać i zrobi wszystko, żeby tak właśnie się stało.

Wady i zalety filmu Cop Car

Jak zawsze w przypadku filmów z listy Do Obejrzenia, chciałoby się napisać, że film ryje banię, zrywa beret i zostawia widza z wyrazem zachwytu na twarzy. Od razu więc napiszę, że tak nie jest. Cop Car to kawałek solidnego rzemiosła z ciekawym i maksymalnie prostym pomysłem na fabułę. Jeśli jednak oczekujecie jakiegoś zaskoczenia, twista, czy niewiarygodnego przebiegu akcji, którego nie domyślilibyście się nawet po heroinie – to nie ten adres. Fabuła jest tu prowadzona konsekwentnie bez żadnych większych wolt i odstępstw od prostej historii, którą Cop Car w rzeczy samej jest. Glina ściga złodziei, a wszystko postawione jest na głowie przez proste odstępstwo od schematu – oto glina to prawdziwy skurczybyk, który po wpadnięciu w niespodziewaną pułapkę gotów jest, niczym kojot, odgryźć sobie łapę, byle tylko załatwić sprawę kradzieży w zadowalający dla niego sposób. Czytaj: po cichu.

Z tego też powodu (nie cudowania) Cop Car nie ma jakiegoś zawrotnego tempa, a operator ma kupę czasu na ww. filmowanie szerokimi kadrami amerykańskiego zadupia. Przyjemne to dla oka, choć momentami można odczuć znużenie i tęsknotę za odrobiną wariactwa. W końcu pojawia się i ono, ale reżyser cały czas pilnuje, żeby za bardzo nie popłynąć i tę nieprawdopodobną przecież historię trzymać w ryzach jak największego prawdopodobieństwa.

Największą zaletą Cop Car jest bez dwóch zdań Kevin Bacon, który znakomicie bawi się swoją rolą. Największa wada? Chyba dwójka młodych złodziejaszków, którzy nie dość, że nie są najlepszymi dziecięcymi aktorami na świecie, to jeszcze ich postaci są chyba za dużymi kretynami, nawet jak na dzieci, którym wyraźnie brakuje rodziców.

(1955)

Witam po urlopie. Mam nadzieję, że moja nieobecność minęła niepostrzeżenie. A zanim napiszę dwa słowa o tym kolejnym filmie z listy Do Obejrzenia, dodam jeszcze, że zupełnie nie chce mi się nic pisać. Urlop rozleniwia totalnie. Nie zdziwcie się więc na widok dziur w kalendarzu w najbliższej przyszłości. Ba, nie zdziwcie się, jeśli pierwszy raz w historii Q-Bloga dwa zdania o jakimś filmie okażą się rzeczywiście dwoma zdaniami. Od czego by tu zacząć? Podczas seansu Cop Car najmocniej towarzyszyło mi jedno uczucie. Zauważyłem, że do szczęścia z seansu potrzeba mi coraz mniej. W tym przypadku czynnikiem szczęścia okazała się myśl:…

Czas na ocenę:

Ocena: 7

7

wg Q-skali

Podsumowanie: Dwóch młodych chłopców kradnie policyjny samochód należący do skorumpowanego szeryfa. Amerykańskie kino w pełnej krasie.

2 odpowiedzi

  1. Czy dzieciaki były największym problemem filmu? Hmm… dla mnie chyba jakiś rozdźwięk pomiędzy dwoma planami (lekki wątek dzieciaków podprowadzających auto a utrzymany pomiędzy thrillerem a czarną komedią wątek Bacona i jego knowań), który nie przeszkadzał mi dopóki te plany się nie zetknęły, gdy zabrakło mi jakiejś większej interakcji między bohaterami no i reżyser szukał wyśrodkowania w stylistyce swego filmu. Ale plenery fajne, a Bacon charakterny jak zwykle. :) A reżysera już przypisal do (kolejnego) reboota Spider-Mana, więc chyba już po nim. Przepadnie w mainstreamie. 😉

  2. Quentin

    Do trzech razy sztuka. Znaczy z tym Spidermanem :).

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl