×

Time Lapse

W odkrywaniu nieznanych filmowych lądów wyruszamy dzisiaj do pewnej małej, niezależnej produkcji poruszającej temat zarazem chwytliwy, jak i bardzo łatwy o zepsucie dziurami scenariuszowymi. Machlojki z czasem. Nie jest to być może odkrycie na miarę Coherence, a stopień zrycia beretu ma zdecydowanie mniejszy niż w przypadkuPredestination, ale nie zmienia to faktu, że warto „Time Lapse” zobaczyć. Choćby i z tej przyczyny, że prawie wylądował na mojej ekskluzywnej liście Do obejrzenia. A właściwie to byłem przekonany, że na niej jest, ale widocznie to ten przypadek, w którym nie umieszczam na niej filmu ze względu na jego amerykańskość, a co za nią idzie nie muszę o nim pamiętać, bo sam mi wpadnie w łapy. Czego o różnych bardziej egzotycznych produkcjach nie można powiedzieć.

Bohaterami filmu jest troje młodych ludzi, współlokatorów, z których dwoje jest parą. Pewnego dnia odkrywają, że mieszkający w domu na przeciwko ich mieszkania profesor wziął i zniknął. Jako że posiadają zapasowy komplet kluczy do mieszkania profesora (jeden z bohaterów jest tu cieciem; nie wiem, czemu wdaję się w takie szczegóły; z niewyspania chyba) postanawiają zobaczyć, czy u starszego pana wszystko gra. Zamiast mężczyzny znajdują tajemniczą maszynę wyglądającą jak połączenie pieca z polaroidem. A na ścianie serię zdjęć, na których dostrzegają swoje mieszkanie. Wkrótce odkrywają, że znaleziona maszyna robi zdjęcia przyszłości. A konkretniej następnego dnia o godzinie 20. Postanawiają to wykorzystać.

Przyznam szczerze, że miałem spory problem z główną koncepcją filmu, ale łaskawie założyłem, że to u mnie coś nie styka. Bo przecież twórcy, z którymi wywiad kiedyś tam widziałem i którzy zapewnili, że przed przystąpieniem do pisania scenariusza przeanalizowali wszystkie filmy o podróżach w czasie, na pewno najbardziej przemyśleliby swój podstawowy pomysł na film i nie zrobili go (filmu) wiedząc, że coś z nim (pomysłem) jest nie tak. Potrzeba było dłuuugiej dyskusji z gambitem, żeby ostatecznie (chyba) zrozumieć błąd w moim myśleniu. Na tyle, że nie zamierzam się nad szczegółami rozwodzić i na pewno nie myślę o tym jako o kardynalnej wpadce. Tak czy siak mechanizm manipulacji czasem przy pomocy zdjęć nie jest w filmie jasno wytłumaczony i tego trzeba mieć świadomość. Nie wszystko zostało tu wyłożone kawa na ławę, ale to może też wynikać z ograniczeń, z jakimi musieli zmagać się twórcy filmu. Nie wszystko co ciekawe mogli pokazać wprost ograniczając wszelkie wizualne efekty do zerowego niemal minimum.

Bo przede wszystkim były to ograniczenia finansowe. „Time Lapse” to film z sześcioma aktorami nakręcony w zasadzie w dwóch pomieszczeniach. Jeśli ktoś spodziewa się po nim wizualnych majstersztyków to tu ich nie znajdzie. Co nie znaczy, że nie ma tu nic, czego nie można by pochwalić. Głównie myślę o ścianie wypełnionej zdjęciami z polaroidu, która robi spore wrażenie, głównie w kategoriach pomysłowości twórców. Prościutki pomysł, ale wizualnie zapadający w pamięć i dający obraz, który sam już wynosi film ponad przeciętność, a przy okazji nadaje się do zachęcającego marketingu. Zawsze doceniam takie drobne w sumie rzeczy, bo stanowią dowód na to, że ktoś się cholernie postarał, żeby dać widzowi coś, czego być może nigdzie jeszcze nie widział. Że nie chciał odbębnić filmu, a przysiadł nad nim tam, gdzie się dało. Jeden rzut oka na tę ścianę i wiadomo, że mamy do czynienia z czymś powyżej przeciętnej. Niezależnie od tego, że całość nakręcono jakimś tanim zapewne półamatorskim sprzętem, a na aktorów można było sobie pozwolić jedynie takich sobie. Tak, aktorsko jest tutaj kiepsko.

Ale najważniejsza jest historia, która jest najmocniejszym elementem tego filmu. Ma swoje słabe strony (który film o czasie poza „Time Copem” ich nie ma? 🙂 ) i łatwo można go całkiem przekreślić na widok np. pomysłu z bukmacherem (czemu nie Lotto? pytają marudy i mają rację, nie przeczę), ale przy odrobinie dobrej woli można to odpuścić. Bądź co bądź bohaterowie działają w stresie, zaskoczeniu i trochę po omacku, czego nie można powiedzieć o fotelowych krytykach, którzy na ich miejscu zachowaliby się z pewnością inaczej. Nie każdy i nie zawsze jest tak rozważny jak oni. Dlatego ten akurat szczegół mi nie przeszkadza, co innego jest dla mnie ważne.

Ile to już filmów za miliony dolarów się obejrzało, a po seansie zapominało o nich i bez słowa przechodziło do kolejnych seansów? I co z tego, że „Time Lapse” nakręcono za na oko sto dolarów, kiedy daje fajny punkt wyjścia do zastanawiania się nad fabułą i jej poprowadzeniem. Z przyjemnością można sobie o nim pogadać, a choćby i wynaleźć jakieś inne scenariuszowe dziury kłócąc się o to, czy rzeczywiście tam są, czy może da się je jakoś obronić. Na pewno mowa o filmie nakręconym z pasją i starającym się ciekawą historią przysłonić minusy wynikające z faktu pustki w portfelu. Filmie, o którym można sobie z kumplem pogadać i zanalizować co ciekawsze fragmenty z troszkę zbyt mętnym zakończeniem na czele. Kto wie, może kiedyś twórcy nakręcą to raz jeszcze efektowniej i dogłębniej – coś jak przy okazji drugiego „The Evil Dead”. Obejrzałbym ;). 7/10

(1846)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004