×

The Following, s01e01

Stało się. Najbardziej oczekiwana premiera sezonu serialowego w końcu zadebiutowała. Było na co czekać?

(Kurde, nie przestawiłem się z pisania newsowego na pisanie notkowe. I co teraz będzie?)

O serialu było głośno od jakiegoś czasu. Szczegółów Wam nie podam, bo sprawy nie śledziłem, ale że dotarła i do mnie, to oznacza, że było głośno. W każdym bądź razie słowa klucze robiły wrażenie. „Seryjny morderca”, „Kevin Williamson”, „Kevin Bacon”. Mogło być ciekawie.

Z pilnie (przez sześć osób 😉 ) strzeżonego więzienia na miesiąc przed egzekucją ucieka groźny seryjny morderca, który trafił za kratki za brutalne mordy na kilkunastu młodych dziewczynach. Telefony rozgrzewają się do czerwoności, a jeden z nich dzwoni właśnie u skacowanego byłego agenta FBI, który jakiś czas temu w pojedynkę złapał tego groźnego psychopatę. Agent nie jest specjalnie skory do pomocy – swoje już odcierpiał, a w nagrodę dostał rozrusznik serca i samotność – szybko jednak zmienia zdanie i leci do Virginii. A tam obława trwa w najlepsze. Policyjna opieka otacza już ostatnią niedoszłą ofiarę killera, a także stoi u drzwi jego byłej żony. Wszyscy są tak zajęci, że nie zauważają pewnego szczegółu, który od razu wpada w oko naszego weterana i pcha śledztwo do przodu.

Kevinowi Williamsonowi wyszedł kiedyś „Krzyk” (a potem jeszcze bardziej wyszedł mu „Krzyk 2”) i od tej pory próbuje i próbuje i próbuje zrobić coś równie fajnego i – wg mnie – nijak mu to nie wychodzi. Kolejna próba, tym razem telewizyjna, jest całkiem niezłym strzałem, ale pozostawia z uczuciem… No właściwie pozostawia z wieloma uczuciami. Najbardziej bolesne jest to, że ze spodziewanej (przeze mnie przynajmniej) jednej historii ciągniętej przez kolejne odcinki aż do finału raczej nici. Trudno wyrokować po jednym odcinku, ale wygląda na to, że „The Following” szybko przerodzi się w kolejny procedural. Sprytnie pomyślany, ale jednak procedural. A jeśli tak właśnie będzie, to raczej nie ma się co spodziewać czegoś więcej poza proceduralowy schemat. Z dobrą obsadą (minus nasz ulubiony Czarnoskóry z „Dexa” i „Synów anarchii” – chyba najgorszy serialowy wynalazek ostatnich lat), ale jednak schemat.

Serialowi trudno odmówić wartkiego tempa i więcej niż poprawnie budowanej fabuły. Williamson zna się na rzeczy i pilota konstruuje ze znawstwem profesji. Wszystkie pionki rozstawia tam gdzie trzeba, a poprzez twisty mniejsze bądź większe dociera do końca odkrywając powoli wszystkie elementy układanki. Decydując się na kilka odważnych ruchów skupia uwagę widza do samego końca i z grubsza wszystko jest tam, gdzie być powinno. Pytanie tylko, czy „The Following” oferuje coś więcej od tego, co przewinęło się już po ekranach kinowo-telewizyjnych przez ostatnie lata? Raczej nie. A w zasadzie na pewno nie. Wszystko już gdzieś było (nie ma co nawet wspominać o podobieństwie do relacji Will Graham – Hannibal Lecter, bo jest oczywiste), a trudno oczekiwać, żeby sztampowość fabuły ukryły dość obrazowo pokazane ofiary zabójcy, bo w dzisiejszych czasach plama krwi i pomaziane na czerwono gardło nie zrobią na nikim wrażenia. Tu – zamiast brutalności, łagodnej dość przecież – przydałoby się to Coś, co wyróżni „The Following” na tle innych seriali. I przykuje do krzesła na resztę odcinków aż do finału. A tego nie ma. Jest porządny serial i nic ponad to. Nawet nie specjalnie mroczny, jak można by się tego było spodziewać. W pierwszej połowie odcinka zdecydowanie brakuje jakiegoś wizualnego myku, który sprawiłby, że zapomnimy o tym, że oglądamy serial. Niby głupi deszcz np. jest już mocno ograny i banalny, ale robi swoje, gdy trzeba. Potem, gdy nadchodzi noc, jest już lepiej pod tym względem, ale pierwsze wrażenie zostaje. Wrażenie telewizyjnej opowieści według przerabianego w telewizji już sto razy klucza.

A dlaczego jest tak a nie inaczej? Bo moim skromnym zdaniem kino i telewizja już dawno wyczerpały możliwości, jakie dają historie o polowaniu na seryjnych morderców. Przerabialiśmy je już w każdej postaci i formie i obawiam się, że nic więcej póki co nie da się z nich wycisnąć. 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004