×

Dredd 3D

– Hej, Q, czemu nie chcesz nic napisać o Dreddzie 3D? – A bo nie lubię pisać krótkich recek, a nie sądzę, abym miał dużo do napisania o tym filmie. – Pogięło cię? I tak znowu napiszesz siedem akapitów w tym góra jeden na temat. – No weź, gdzie tu siedem akapitów o tym wymodzić. – Siadaj i pisz leniu patentowany! – Nie chce mi się, wolę klikać bez sensu w net. – To chociaż sobie coś obejrzyj, żebyś miał o czym nie pisać. – Nooo nieeee wieeeem. – AAAAAAAA!

Tak to z grubsza wygląda bardzo często w mojej głowie. Nie jest łatwe żyć z czymś takim, przysięgam.

No i już dwa akapity z głowy.

A nawet trzy… Nie mam o poprzedniej ekranizacji komiksu o sędzi, ławie przysięgłych, policjancie i kacie w jednej osobie żadnego bardziej wyrobionego zdania. Widziałem ją chyba tylko raz od początku do końca z jakiejś marnej kopii, bo to był „wielki hit, który koniecznie trzeba obejrzeć z japońskimi napisami” i nie podobało mi się. Potem próbowałem ją powtórzyć, ale jakoś nie wyszło. No i w sumie stanęło na tym, że to po prostu marny film ze Sly’em i jeszcze z tym wkurzającym Robem Schneiderem. I tyle. Człowiek nie wiedział, że to chyba jeden z ostatnich, o ile nie ostatni, zdatny do oglądania film ze Stallone’em na długie długie lata.

Fanem komiksu nie jestem również (ogólnie i szczególnie), więc na nową ekranizację nie czekałem wcale. I byłbym ją w ogóle ominął, gdyby nie jeden krwawy fragmencik umieszczony w sieci. Będzie się lała krew? A no to warto rzucić okiem. Poszedłem, zobaczyłem, źle nie było. Prawie 7, czyli 6.

Daleka zdaje się przyszłość. Ludzkość poszła z dymem, w Megamieście żyje 800 milionów survivorów, którzy lekkiego żywota nie mają. Przestępczość rośnie jak (tu sobie wstawcie jakieś cool porównanie, bo ja nie wymyśliłem żadnego), a jedynym zbrojnym ramieniem prawa walczącym z wszelkiej maści oprychami są Sędziowie. Jeżdżą w hełmach na motorach i załatwiają sprawy łapania i sądzenia przestępców, jak Talibowie – za jednym zamachem (ha! ;P). Tymczasem w mieście pojawia się nowy narkotyk, którego centrum dystrybucji znajduje się w duuuużym wieżowców. Zamknięta zostaje w nim dwójka Sędziów, którzy będą musieli walczyć o przetrwanie.

Z opisu całość wygląda na niezłą rozpierduchę i w rzeczy samej taką rozpierduchą jest. Sędziowie to byt dość radykalny, którzy aby złapać zbira nie chromolą się z postronnymi świadkami i jeśli jakiś musi przy okazji zginąć – trudno. Z tego względu trup ściele się tu gęsto, a krew sika na czerwono. Fajną ranę postrzałową zawsze potrafię docenić i pod tym względem „Dredd” nie zawodzi. Choć takie naprawdę fajne fajne sceny śmierci są tu może dwie (przy okazji spostrzeżenie – jakieś 75% fajnych filmowych śmierci ma związek z uszkodzeniem głowy). Doceniam też futurystyczny klimat, o który ostatnio w kinie ciężko, a na którym wielu z nas się wychowało oglądając te wszystkie postapokaliptyczne bzdury (wiadomo, nie masz budżetu to kręcisz na pustyni i mówisz, że tyle zostało po Nowym Jorku). Nawet jakiś oneliner się po drodze trafił. Wszystko co w rozpierdusze potrzebne – było.

To czemu, do cholery, 6? Może dlatego, że podczas seansu przysypiałem za często jak na taki film przystało. No bo na pewno nie z powodu głupot scenariuszowych (hłe hłe), na które nawet nie zwracałem uwagi. Luzik, jeśli ginie 50 osób, a kule rozpieprzają na wylot całe piętro, a przy okazji nasi bohaterowie wychodzą bez szwanku – so be it, no problem. Przysypiałem = było za dużo przerw między jedną, a drugą rozpierduchą. Ożywiłem się na dobre właściwie na 10 minut przed końcem filmu i wtedy byłem o taaak blisko od siódemki. I siódemka byłaby, gdyby finałowa akcja trwała z 10 minut dłużej, a na koniec dostałbym jakąś epicką scenę śmierci. Było inaczej.

(1426)

PS. Wielu zarzuca „Dreddowi” za duże podobieństwo do The Raid: Redemption. Nie da się ukryć, że idea obu filmów jest identyczna, ale nie odczułem wielkiego deja vu. Wręcz przeciwnie, odniosłem wrażenie, że twórcy zdając sobie sprawę z podobieństwa do indonezyjskiego hitu starali się jak najbardziej uniemożliwić porównania. Może szkoda. Może trzeba było szturmować budynek od początku do końca. Tego się już nie dowiem. 

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004