×

Death Race 2

Debilem zostać jest bardzo łatwo i wcale nie trzeba podpaść Korwinowi. Wystarczy ocenić „Death Race 2” na 9/10 i voila 🙂 Oczywiście ubarwiam sprawę, bo nikt mnie debilem nie nazwał, ale gdybym miał serce, to mógłbym się tak poczuć, gdy próbuje się mi wmówić, że 9/10 miało być chyba 0.9/10 lub kwituje całą sytuację mianem „szoku roku”. Pozdrawiam! 🙂

Czasem, bardzo często, mam wrażenie, że ludzie nie wiedzą co za filmy oglądają. Stąd się bierze to całe filmwebowe jedynkowanie i alebeznadziejowanie na forach etc. A taka wiedza jest potrzebna, żeby w miarę sensownie i obiektywnie (choć nie ma czegoś takiego jak obiektywna recenzja, do tego doszliśmy podczas dyskusji o nowej Pamięci absolutnej) ocenić oglądany film. A nie mącić potem biednym ludziom w głowie, że coś jest żenadą, facepalmem i gwałtem na taśmie filmowej (metafora, której nie należy odczytywać dosłownie ;P).

W przypadku opisywanego filmu łatwo poznać kogoś, kto nie wie, jaki film oglądał. To np. ten kto narzeka na scenę, w której wydekoltowana laska wychodzi na dach pędzącego samochodu i ładuje w inny samochód z miniguna. Jeśli załamuje ręce nad jej głupotą (sceny, a nie laski… a może i i sceny i laski…) – już wiesz, Drogi Czytelniku, że z opinią tego kogoś nie ma się co liczyć. A pomijam osobników, którzy podejrzewają, że to chyba prequel (nie wiedząc co to znaczy), bo dla nich fabuła jest niezrozumiała i nie ma sensu.

Najpierw, o czym wielu zapomniało, była meganiskobudżetowa produkcja ze stajni Rogera Cormana, którą jeszcze z 15 lat temu można było błysnąć w towarzystwie, że zna się taki film z Sylvestrem Stallone… Potem długo długo nic aż powstał bardzo fajny remake (w tym miejscu warto zaznaczyć, że nie jestem zwolennikiem teorii, że „jeśli w filmie gra Jason Statham to na pewno będzie to fajny film”; remake jest fajny, bo jest fajny, a nie dlatego, że gra w nim Statham). A jakiś czas potem prosto-na-video (czy tam od-razu-na-video bo tak chyba zgrabniej) postanowiono nakręcić drugą część. Drugą z nazwy, bo tak naprawdę – jak to już ustaliliśmy – prequel.

OD-RAZU-NA-VIDEO!

Co mnie uderza w krytyce DR2 i w zdziwieniach na widok mojej oceny tego filmu to fakt, że współcześni widzowie większość swojego czasu spędzają na mędzeniu za Starymi Czasami, w których filmy były lepsze, krew bardziej czerwona, cycki gołe, a przekleństwa zaczynały się na literę „f”. „Teraz to już nie to, zasrane PG-13, buuue, sreee itepe”. Dlaczego mnie uderza? Bo jak dostają film taki jak te 20 lat temu z wypiekami na twarzy oglądali po sześć razy, a teraz wzdychają na jego wspomnienie – to narzekają, że laska z miniguna sadzi na dachu rozpędzonego samochodu. Weźcie się i zdecydujcie.

O beznadziejności DR2 świadczy też oczywiście fakt, że nie ma w nim Jasona Stathama. Żenada. I że jedynka była filmem pełną gębą, a dwójka to jakieś takie niskobudżetowe coś i w 52 minucie widać nawet ekipę filmową w odbiciu lusterka (nie sprawdzajcie, ironizuję). Są też zarzuty, że „fabułę zerżnęli z jedynki”… 😉

OD-RAZU-NA-VIDEO!

„Death Race 2” to świetne kino akcji, które obejrzałem z prawdziwą przyjemnością. Dużo się tam dzieje, mało przynudzają, a finał jest naprawdę epicki. 9/10 jak w mordę strzelił. Jeśli się wie, jaki film się ogląda.

(1420)

PS. Żeby nie było, że jestem zupełnie bezkrytyczny i w takich filmach łykam wszystko bez zastanowienia i wątpliwości. Pierwsze minuty filmu upłynęły mi m.in. na załamywaniu się nad wzięciem dwudrzwiowego autka jako getaway cara dla trzech chłopa z łupem. Ale żeby nad laską z minigunem się załamywać…

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004