×

Serialowo, s04e09

Nie macie pojęcia, ile złotych myśli mi ucieka przez to, że nie piszę od razu po obejrzeniu tylko ciurkiem, gdy już się nazbiera trochę odcinków! 😉 To tak tytułem wstępnego marudzenia, bez którego notki byłyby niepełne. Może, żeby ich nie gubić (złotych myśli, a nie notek) powinienem zapisać się na jakąś…

Terapia [In Treatment], tydzień trzeci

Tydzień numer trzy to przede wszystkim kontynuacja pozytywnego trendu rozpoczętego w drugim tygodniu terapii. Czyli odbiegania od sztywnego schematu rozmowy lekarz-jego pacjent. Zresztą byłoby dziwne, gdyby od niego nie odbiegli, bo dziewięć tygodni samej rozmowy mogłoby wykończyć najtwardszego zawodnika. Oczywiście nadal podstawa odcinków jest dialog, ale już nie tylko. Co więcej, pacjenci zaczęli wchodzić ze sobą w interakcje, co sprawia, że fabuła się zagęszcza i nasz pan doktor będzie miał coraz twardsze orzechy do zgryzienia. A że w życiu prywatnym też nie za różowo… Tak czy siak dobrze, że toczy się to w takim kierunku.

Co trochę nie zmienia faktu, że nie zauważyłem jakichś większych przewrotów w serialowej rzeczywistości. Różne tajemnice wychodzą co rusz na jaw, ale póki co nie wypłynęło na powierzchnię nic, co by zatrzęsło moją ziemią widza. I przyznam szczerze, że gdyby odcinki trwały po 42 minuty, to chyba bym nie zdzierżył. No ale 20 minut to odpowiedni czas trwania i nawet jeśli nie siedzę na skraju fotela podczas oglądania (a często zdarzy mi się też troszeczkę przysnąć 😉 ), to nic nie stoi na przeszkodzie dalszemu seansowi. A że zostało jeszcze sześć tygodni to w końcu musi się coś ruszyć jeszcze bardziej. Przyznaję, że czekam na to, bo poziom serialu choć wysoki, to jednak spodziewałbym się jakiejś poważniejszej wolty.

A może po prostu twisty i cliffhangery tak mnie rozleniwiły, że tylko one mi w głowie zamiast skupić się na innych rzeczach i docenić np. dialogi. Choć przyznam szczerze, że coś się we mnie budzi niedobrego, gdy główny bohater odpowiada pytaniami na pytania.

***

Dexter, 6×05

Kiedyś dobra passa musiała się skończyć. Dobra passa dotycząca braku powodów, na które miałbym ochotę ponarzekać. Ogólnie nic się nie zmieniło, sezon nadal jest bardzo fajny, ale jest trochę znaków na niebie i ziemi każących podejrzewać, że zaraz ta fajność się skończy, a zacznie przeciąganie na siłę.

Teoria Gawitha wydaje się coraz bardziej słuszna i szczerze powiedziawszy trochę bym się zdziwił, gdyby okazało się inaczej. I pal licho, jeśli za odcinek czy dwa wyjdzie to na jaw, a historia niespodziewanie zakręci gdzie indziej, ale źle, jeśli będą to przedłużać w nieskończoność byle w ostatnim odcinku z tym gruchnąć. A niestety wiele na to wskazuje. No ale może jestem przewrażliwiony, oby. Tak czy siak nie widzę żadnego innego powodu niż przedłużanie dla takich scen jak końcówka odcinka zupełnie z dupy (na taką wygląda, ale może nie jest), a przede wszystkim wypuszczenie młodego Hanksa w pizdu zamiast kazać się zawieźć prosto do profesora.

I jeszcze standardowe narzekanie na Angela i Quinna. Ech, scenarzyści potrafią wyciągać wnioski, ale nie do końca. OK, wątek Angel i LaGuerta to był błąd – przyznali. Ale w zamian dali zupełnie identyczny wątek Angel, Idiota-Quinn.

***

The Walking Dead, 2×02-03

Na razie jest dobrze. I tyle.

😉

Być może wiele się nie dzieje, a akcja do przodu nie zmierza, ale akurat w przypadku tego serialu nie ma większej potrzeby na ruszanie do przodu z kopyta. A i owszem, w pierwszym krótkim sezonie było podobnie i to sprawiło, że wielu widzów zostało zanudzonych, ale w sezonie drugim mnie przynajmniej na razie nie nudzi. Bohaterowie mają jakieś tam przeszkody do pokonania, parę niewiadomych jest, a zombie chodzą w tłumie utrudniając życie żywym. A wszystko to jest bardzo ładnie nakręcone w sposób, na który nie ma żadnego sensu narzekać. Apokaliptyczny klimacik jest, sytuacje zombie bezwyjściowe są, splattery są, świetny pomysł na wiszącego zombiaka jest… Drugi sezon dowodzi, że można nakręcić to samo, ale zrobić to lepiej. Z napięciem, suspensem i ciekawością widza na temat tego, jak oni sobie z tym wszystkim poradzą.

***

Survivor, 23×07

Odcinek absolutnie genialny. I w nosie mam czy to wymyślone przez scenarzystów czy nie. Choć jeśli to pierwsze, to mogli lepiej zmontować odcinek, a konkretnie scenę, w której Ozzy żartuje sobie z Woody’ego. Ozzy oznajmia, że HII nie oddaje, Woody uśmiechnięty:

Cięcie, zbliżenie na Woody’ego, który patrzy przed siebie, a na słowa Ozzy’ego odwraca się do niego z zaskoczoną miną:

Nevermind. Tak czy siak na jutrzejszy odcinek czekam tak, jak na żaden inny odcinek żadnego innego serialu. Po raz kolejny „Survivor” rządzi 🙂

Plan Ozzy’ego wydaje się niezły, choć oczywiście ryzykowny. Nigdy czegoś takiego w „Survivorze” jeszcze nie było, no ale Redemption Island jest dopiero drugi sezon, więc być nie mogło. Osobiście uważam, że mu się powiedzie i znowu po merge’u wytłuką ze współplemieńcami drugie plemię tak jak w moim ulubionym XIII sezonie. Szczególnie, że nikt nie będzie wiedział, że Ozzy ma HII. Oczywiście może być zupełnie inaczej i wiele się jeszcze wydarzy, ale fakt pozostaje faktem – prawdziwy „Survivor” zaczyna się w okolicach merge’u.

BTW był już taki jeden od genialnych planów – JT. Jego plan też wyglądał na genialny, a skończyło się tak jak się skończyło. No ale wtedy od razu było wiadomo, że cały misterny plan w pizdu.

***

Castle, 404-406

Seria świetnych odcinków się trafiła „Castle’owi”, choć sam nie wiem czy to może dlatego tak uważam, że miałem od niego sporą przerwę, a wcześniejsze sezony łyknąłem za jednym zamachem i odcinki zaczęły mi się wydawać takie same.

No ale chyba nie, bo odcinki wciąż są takie same i podobne jeden do drugiego, a mimo to świetnie mi się je oglądało. Czy to odcinek o 3xK czy ten halloweenowy były dokładnie takie, za co lubię ten serial. I jeśli seria się utrzyma, to już zacieram łapy na odcinek z wczoraj.

W końcu, w końcu ktoś pojechał Castle’owi od Jasona Batemana! 🙂

***

Sons of Anarchy, 4×08-09

Clay pogrąża się coraz bardziej i bardziej, a że raczej na pewno nie zginie, to wkrótce w Charming rozpocznie pewnie działalność kolejny gang motocyklowy. Czemu nie, w końcu w tym małym miasteczku jest już parę karteli, są meksy, afroamerykanie, byli naziści, irole za chwilę wpadną… Centrum wszechświata normalnie.

Bardzo dobry poziom sezonu udało się zachować i już raczej nie ma strachu, że przynudzą do końca. Owszem, może i jakoś szaleńczo do przodu to nie idzie, ale oglądam z przyjemnością i nawet hugi mi nie przeszkadzają w niczym. Dać każdemu serialowi meksykański kartel – od razu będzie się go fajnie oglądało!

W końcu kojfnęło się było jakiemuś Sonsowi i należy podziwiać scenarzystów, że akurat temu co od pierwszego sezonu na umierającego wyglądał. Tyle soku z jednego bohatera to nie wycisnęli chyba nawet z Juice’a 😉

Swoją drogą dziwne to serialowe życie. Kozik tyle walczył, żeby go do Sonsów wzięli, a jak w końcu wywalczył sobie miejsce to zwiał, żeby zostać gospodynią domową w „Prime Suspect” (dalej zatrzymany jestem na 1×03, co źle wróży). Nie wpadł nawet na Bardzo Ważne Głosowanie, a kolegom jakoś dziwnie to nie przeszkadzało nawet.

***

Homeland, <1×05

No cóż, „24” toto zdecydowanie nie jest. Tempo po pierwszym odcinku dość drastycznie spadło tak jak i mój entuzjazm odnośnie serialu, ale 1×05 daje nadzieję na to, że w końcu coś ruszy z kopyta, bo już starczy tego wprowadzenia, czas na akcję. Spodziewałbym się w końcu jakiegoś realnego zagrożenia dla tych biednych Stanów Zjednoczonych, bo bez tego z samymi podejrzeniami lekko wieje nudą. Na szczęście Morena się cały czas rozbiera, więc można przetrwać.

No i, kurczę, jednak trzeba mieć sporą dozę cierpliwości i dobrej woli, żeby polubić główną bohaterkę tego serialu. Beznadziejna baba 😉

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004