×

Prawo zemsty [Law Abiding Citizen]

I jak tu kina nie kochać:


L-A-C

No dobra, mocny początek i trochę przesadzony, bo ledwo pierwsze zdanie i już coś o miłości, a to przecie notka sensacyjnego filmu tylko. Dość głupiego i naiwnego zarazem. Ale co z tego skoro mi się podobał.

Witajcie w świecie kina lat osiemdziesiątych. Gdy cię zabijają – krwawisz. A gdy chcesz powiedzieć „fuck” to nie mówisz „oh, snap”.

Niewielu jest reżyserów na świecie, którzy mają na mnie patent. Po prostu kręcą filmy, które mi się podobają. Nie jakieś wspaniałe artystyczne kino przez duże K, ani nawet nie wystawne widowiska, w których nie wiadomo na co patrzeć, bo tyle w nich wspaniałości (są w ogóle takie filmy? ;P), ot po prostu włączam i wiem, że za chwilę będę się dobrze bawił. I rzeczywiście. Włączam i się dobrze bawię. Nazwiska tych reżyserów też chyba małym zaskoczeniem dla Was będą, bo jednym z nich jest pan Antoine Fuqua, do którego „The Replacement Killers”, „Bait„, „Training Day”, „Tears of the Sun„, „King Arthur” i „Shooter” nie dość, że nic nie mam, to o każdym z nich mogę powiedzieć, że świetnie mi się go oglądało. Niezależnie od tego, że łączy je też jeszcze jeden wspólny mianownik – przeważnie są dość głupie, nielogiczne i naiwne. ALE CO Z TEGO? Drugim takim posiadaczem patentu na Quentina jest pan F. Gary Gray, który jest reżyserem LAC. A wcześniej urzekł mnie swoimi „Friday”, „Set It Off” (to szczególnie) i troszkę mniej w przypadku „The Negotiator” czy „The Italian Job”. I choć trafiają się wśród filmów jednego i drugiego filmy ewidentnie słabe, to jednak przewaga tych lepszych jest na tyle duża, że spokojnie mogę napisać, że na kolejne ich dzieła czekam z niecierpliwością. Bo wiem, że i oni wiedzą o tym, czego oczekuję.

Bohaterem „Prawa zemsty” jest szanowny pan ojciec rodziny, Clyde Shelton. Niestety, nie dane jest mu w spokoju sobie żyć. Dwójka bandziorów przewraca jego życie do góry nogami, gdy na jego oczach gwałcą i zabijają jego żonę i córkę. Jeden z napastników dostaje czapę, a drugi godzi się na współpracę z ambitnym panem prokuratorem Nikiem Rice’em i wkrótce wychodzi na wolność. Co nie podoba się Clyde’owi. Mija dziesięć lat od procesu. Clyde rozpoczyna zemstę, której ofiarami szybko staną się wszystkie osoby związane z uwolnieniem zabójcy jego rodziny.

Lubię filmy o zemście. W pewnym sensie są one kwintesencją kina akcji. Wkurwiony bohater, zastęp wrogów do pozabijania, karabiny, krew, zdychaj materfakerze. Czego więcej chcieć do szczęścia? Sensu, logiki? „Chcesz realizmu, zapodaj sobie film dokumentalny”. W „Prawie zemsty” realizmu nie ma, logiki nie stwierdzono, a niektóre rozwiązania ocierają się leciutko o żenadę, ale wszystko zrekompensowane jest ciągłą akcją i niezbyt wielką dozą niepotrzebnego rozwlekania akcji. Kto ma zostać zabity nie ma co liczyć na laskę, a kto ma ochronić od zabijania nie ma co liczyć na to, że kruczki prawne pozwolą mu to wszystko zakończyć. Nie ma na to miejsca, bo jednym z „wrogów” głównego bohatera jest ślepa sprawiedliwość, której gra na nosie. A że główny bohater daleki jest od ideałów uczciwości i nieskazitelnego dobra, to w jego grze wszystkie chwyty są dozwolone. Szczególnie, że jego główny przeciwnik, to niestety jakiś tam skromny chłopiec na posyłki, który – próbują nam to wmówić – jest najlepszym prokuratorem i gwiazdą każdego sądu na zachód od Saturna. Eeee. I tu jest miejsce na moje małe zdziwienie – czemu Foxx przyjął tę rolę, nie wiem. Snuł się tylko po ekranie i wkurzał – nic do zagrania, nic do błyśnięcia. Nuda. Skończyło się jego pięć minut, czy co? Najpierw słaby „Solista”, teraz rólka dla tak naprawdę obojętnie jakiego aktora.

Bo jedyną godną lepszej obsady rolę zgarnął tu Gerard Butler, którego nadal nie lubię i zamiast którego wolałbym tu kogo innego. Ale co począć, wziąłem co dali i jeśli Butler ma grać tylko i wyłącznie w takich filmach, to pewnie go nie polubię, ale choć będę lubił te filmy. 5-(6).

I proszę, darujcie sobie udowadnianie mi w komentarzach (optymista ze mnie! myślę, że będą jakieś komentarze!), że ten film to bzdura na kółkach, bo ja to wiem. Trudno, kosztem nienudnego filmu przełykam bez żalu te leżące przez trzy dni „na celu” walizki, którymi nikt przez ten czas się nie zainteresował. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.
(910)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004