×

Egzorcyzmy Dorothy Mills [Dorothy]

Egzorcyzm (gr. exorkízein – zaprzysięgać, zaklinać) – obrzęd poświęcenia mający na celu uwolnienie człowieka, zwierzęcia, miejsca lub przedmiotu od wpływu złego ducha. W Kościele katolickim egzorcyzmem nazywany jest obrzęd liturgiczny mający na celu usunięcie bezpośredniego wpływu Szatana na osobę ew. (rzadziej) zwierzę, miejsce lub przedmiot w formie opętania, dręczenia lub zniewolenia. Egzorcyzmy w Kościele katolickim należą do sakramentaliów.

Dziękujemy Wikipedii za udostępnienie hasła, które niniejszym dedykuję osobie, która wymyśliła polski tytuł tego filmu. Cele marketingowe, kumam. To czemu nie iść na całość i zrobić np. „Dorothy Mills w jednej scenie pokazuje cycki”. Dużo więcej by miał taki tytuł wspólnego z filmem niż te nieszczęsne egzorcyzmy.

Strasznie mnie denerwuje nagminne psioczenie na horrory w jednym, przewijającym się wszędzie (gdzie by nie spojrzeć na komentarze userów Internetu) tonie: „łeee, badziew, w ogóle nie straszny”. Szczerze powiedziawszy, uważam że oczekiwanie od horroru tego, że będzie straszny, jest idiotyczne, żeby nie powiedzieć mocniej. A już skreślać cały horror za to, że nie przestraszył albo przestraszył tylko Głośnym Dźwiękiem (TM)(R)? Dziecinada. Straszne rzeczy to teraz są pokazywane w Wiadomościach, a cóż przerazić nas może w horrorze? Jeśli mamy więcej niż dajmy na to te „magiczne” trzynaście (PG-13) lat, to zapomnijmy o tym, że w kinie nas coś przestraszy. A jeśli uważacie, że horrory powinny straszyć, to przykro mi, ale darujcie sobie oglądanie horrorów, bo nic więcej, tylko będziecie psioczyć. Jeśli zaś chcecie zapytać: to, czego mamy się spodziewać po horrorze, jeśli nie tego, że nas wystraszy? to ja oczywiście mam na to gotową odpowiedź: nie wiem ;P

Jasne jest więc już, że w tej recenzji (no dobrze, recce, recenzje to piszą zawodowcy ;P) nie przeczytacie ani jednego psioczenia na to, że film straszny nie jest. Nie dlatego, że film jest straszny. Znaczy straszny to on jest, ale w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. I na to sobie trochę popsioczę, bo choć mogłoby się pewnie przez chwilę wydawać, że będę film chwalił to zonk, chwalił go nie będę.

Na zabitą dechami irlandzką wyspę przybywa elegancka pani psycholog. Ma się ona tam zająć przypadkiem tytułowej Dorothy Mills, która w napadzie szału wzięła i zabiła dziecko, którym miała się opiekować. Ocena pani psycholog ma zadecydować o dalszym losem niewinnie wyglądającej panienki. Tymczasem miejscowy establiszment (hłe hłe) zaczyna krzywym okiem patrzeć (można krzywym okiem patrzeć?) na światową przybyszkę, która mąci ich bogobojne i twarde życie na zabitej dechami irlandzkiej wyspie. Kłopoty wiszą w powietrzu jak Małysz za swoich najlepszych lat.

Mało czego nie lubię tak bardzo jak przerywania (samemu sobie) w trakcie pisania. A wiadomo, że wielu rzeczy nie lubię.

No więc te całe „Egzorcyzmy…” to film słaby dość z oczekiwaną końcówką (nie żebym się domyślił wszystkiego co i jak, ale nie wątpiłem ani przez chwilę, że będzie tak a nie inaczej). Choć trzeba przyznać, że mimo przewidywalności, to końcówka była fajna i przypadła mi do gustu głównie z powodu przewrotnej odwagi, która się w niej zawierała (spoko, ja też nie wiem, o co mi chodzi). Tyle tylko, że zanim doszło do tej końcówki, to trzeba było przetrwać dość idiotyczny film posklejany z absurdalnie zabawnych scen. Niestety były to sceny niezamierzenie zabawne, stąd dziwne wrażenie, że pani reżyser była, gdzie indziej, gdy przyszło zadbać o jakiś sens tego, jak to wszystko opowiada. I nie mówię tylko o tej nieszczęsnej babci… no wiecie, kiedy 🙂 Ogólnie babcia była niezła, już gdy w zbliżeniu wkroczyła na scenę z tym swoim „leć i zobacz u proboszcza” parsknąłem szczerym śmiechem.

Całe prowadzenie fabuły podporządkowane zakończeniu nie sprzyja zadowoleniu widza z filmu, bo to raczej irytujące, że źródło przeszkadzającej muzyki zostaje sprawdzone dopiero wtedy, gdy już można. Każdy normalny człowiek już drugiej nocy zrobiłby w tej sprawie kęsim, a nie czekał niewyspany przeklinając pod nosem. Podobnych mniejszych lub większych dziur/niedomówień/jakzwałtakzwał jest kilka, co również nie wpływa pozytywnie na oglądającego. Mary chce facetowi na motorku zrobić loda, a ten, znający przecież historię wyspy, zamiast spieprzać gdzie pieprz rośnie rozpina spodnie… Trudno wymieniać bez spoilerowania.

Plusem filmu jest aktorka wcielająca się w tytułową Dorothy. To jej aktorski debiut, czym na jeszcze większe brawa zasługuje. I choć spokojnie można ją próbować porównać do Edwarda Nortona debiutującego w „Leku pierwotnym” to jednak nie wyszło na dobre mnożenie przed nią aktorskich zadań. To również przyniosło odwrotny skutek w postaci niezamierzonej śmieszności.

Ale co ja się, kurde, tak rozpisuję? Przecież doła mam i gwałtowne obniżenie poczucia własnej wartości! Ja chcę być mikrocelebrytą!
3(6)
(851)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004