×

Max Payne

Sprawa wydawała się prosta. Realizatorzy ekranizacji popularnej gry komputerowej powinni zadać sobie „jedno, zajebiście ważne pytanie”: po co w filmie na podstawie gry o strzelaniu do wszystkiego co się rusza i nie ma przycisku przejścia w zwolnione tempo jakakolwiek fabuła? I jeśli takie pytanie sobie zadali, to z pewnością odpowiedzią na nie, nie jest film, w którym przez godzinę nie pada (z grubsza) ani jeden strzał.

Bohaterem filmu jest niezbyt rozgarnięty detektyw Max Payne (Mark Wahlberg). Jego przyjaciel pracuje w firmie farmaceutycznej, która ma w logo dupne czarne skrzydło, ale Maxowi nic to nie podpowiada. Nic więc dziwnego, że już trzeci rok szuka zabójcy swojej żony i malutkiego dziecka. Żony, która pracowała w tej samej farmaceutycznej firmie, co ww. przyjaciel. Tymczasem zupełnie przypadkowo na jego drodze staje nowy trop. Trop ubrany w koszulkę nocną i cieniutką kurteczkę pomimo zimy panującej na ulicach Nowego Jorku. Laska (Olga Kurylenko, która aktualnie gra w każdym filmie) jest najwyraźniej gorącokrwistą kobietą, bo gdy wchodzi do domu z tego ziębu to od razu zdejmuje tę koszulkę nocną. Widać jest jej za gorąco. Na nic się jednak ta gorąco krwistość zdaje, bo zaraz na drugi dzień policja znajduje ją w kilkunastu kawałkach, a głównym podejrzanym jest nasz Max.

„Max Payne” w 20 sekund

No niestety, opinie internetowych widzów okazały się zgodne z rzeczywistością. Ten film faktycznie ma bardzo adekwatny tytuł, bo dla widza to on w rzeczy samej jest max pain. A przecież nie spodziewałem się cudów. Wystarczyłoby, żeby się strzelali przez półtorej godziny i byłbym zadowolony. Z drugiej strony, gdyby mieli się strzelać na poziomie tej sceny, w której Max sadzi z shotguna za siebie, to i tak byłaby spora szansa, że i to spartolą.

Nie jestem jakimś fanatycznym zwolennikiem komputerowej wersji, ale sam fakt, że jest ona jedną z niewielu gier, które przeszedłem od początku do końca (nie to, że jestem za głupi albo, że nie potrafię odpowiednio przyciskać klawiszy, ale mnie zwykle każda gra nudzi już parę sekund po intro), to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to bardzo dobra gra i że warto sobie posiedzieć i pofruwać w zwolnionym tempie. A tak samo jak warto zagrać w „Maxa Payne’a” tak nie warto oglądać filmu, bo to tylko strata czasu i bolesne oczekiwanie na to, aż w końcu ktoś wystrzeli, a ktoś inny zacznie krwawić. Zresztą tego drugiego chyba do samego końca nie było. Pewnie będzie w unratedzie… takie czasy, psia mać.

Dobrych rzeczy tu niewiele. Właściwie chyba tylko fajny zimowy klimat i ładne, ponure zdjęcia Nowego Jorku. Cała reszta to prosta jak konstrukcja cepa fabuła, którą rozgryzie każdy bez dłuższego zastanawiania się nad jej rozwiązaniem. I tylko Max ze smętną miną szuka tego rozwiązania męcząc i siebie i nas. A tak swoją drogą, „Max Payne” jest wyraźnym przykładem na to, ile złego może zrobić dla aktora zaszufladkowanie go w jednej roli. Podziwiam każdego, kto nie wybuchnął śmiechem na widok diabolicznego Fernando Sucre’a. Damn, nawet nie wiem, jak się naprawdę nazywa. Amaury Nolasco? No chyba, że „Skazanego…” ten ktoś nie ogląda, to mógł się nie śmiać. 3-(6)
(711)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004