×

„Nigdy nie mów żegnaj” [„Kabhi Alvida Naa Kehna”]

Splątane ze sobą losy dwóch nowojorskich małżeństw pochodzenia hinduskiego. Dev (Szakruk) jest piłkarzem, który odnosi sukcesy w sporcie, ale nie może się dogadać ze swoją robiącą karierę na innym polu żoną (Preity Zinta), której wiecznie nie ma w domu. U Talwarów (Darak Darak Bachchan & Rani Mukherjee) podobnie – jedno chce czego innego niż drugie. Nic dziwnego, że gdy przeznaczenie splata losy obu małżeństw wkrótce musi dojść do komplikacji.

Ludzie są dziwni, nie ulega wątpliwości. Poczytałem sobie komentarze widzów na IMDb a tam jedna słaba nota goni drugą słabą notę. Wszyscy bez mała nosem kręcą (przynajmniej na pierwszej stronie z tymi opiniami) a pozytywnych ocen jest tyle, co kot napłakał. Zresztą nawet w porównaniu do innych bollywoodzkich produkcji, które niezależnie od tego jak głupie są a mają oceny lepsze niż „La Strada”, to KANK wypada dużo gorzej z tym swoim 5,4, które jak na ocenę bollywoodzkiego filmu jest strasznie mało. Tak mało, że aż wstyd. Po przeglądnięciu tego wszystkiego zadałem sobie pytanie: dlaczego takie niskie te oceny? I nie znalazłem żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Może oceniającym na 1 Hindusom nie podoba się to, że akcja dzieje się w Stanach i w zasadzie film opowiada o Amerykanach bardziej niż o nich samych? Może widzieli zylion lepszych filmów od KANK i ten ich zawiódł sromotnie? Nie wiem. Ja bollywoodzkich filmów wiele nie widziałem i muszę jasno powiedzieć, że „Kabhi Alvida Naa Kehna” to ZDECYDOWANIE i bez wątpliwości NAJLEPSZY bollywoodzki film jaki widziałem. Ba, w ogóle najlepszy film jaki ostatnio widziałem (przy czym nie oglądam dużo). Zostawmy więc tych smętnych malkontentów z IMDb, bo tylko szkoda, ze potencjalnym widzom psują takimi opiniami ochotę na obejrzenie filmu.

W przypadku produkcji filmowych jest wiele rzeczy, które trudno zrobić. Najczęściej są to rzeczy najprostsze. I tak jak pisałem w przypadku „…ing”, że najtrudniej zrobić dobry film o banalnej w gruncie rzeczy historii, to w przypadku KANK napiszę, że bardzo trudno jest zrobić film, który trwa trzy godziny i nie nudzi ani przez chwilę. A jeszcze trudniej zrobić film, który trwa trzy godziny, nie nudzi ani chwilę i oparty jest w gruncie rzeczy na banalnej historii. A „Kabhi…”, a własciwie jego reżyserowi Karanowi Joharowi (pod adresem którego na IMDb również nie szczędzono gorzkich słów… a sprawdzę aż co on za filmy zrobił, że prawie wszyscy się na nim zawiedli i nie wierzą, że mógł nakręcić taki słaby film jak KANK… no tak „Czasem słońce, czasem deszcz”, tak myślałem… czyli to dopiero musi być arcydzieło, jeśli opierać się na zestawieniu opiniii z IMDB… znaczy mnie się nie spodoba pewnie…łojezu, jaki długi nawias, ktoś jeszcze pamięta, co było przed nim?), sztuka ta się udała. Film trwa trzy godziny i nie znudził mnie nawet przez chwilę.

KANK spodobał mi się od początku. Trudno, żeby było inaczej skoro rozpoczął się od piłki nożnej. Duży stadion pełen kibiców, zielona murawa i absolutnie science fiction wstawka dryblingu hehe. No, ale co począć, że filmy z wstawkami futbolowymi zwykle nie grzeszą sensem – mam bogatą wyobraźnię, ale ciężko mi sobie wyobrazić, że wynik meczu brzmi 0:0 mimo, że na murawie przebywa Dev, który w jednym rajdzie mija kilku przeciwników a przez 90 minut nie potrafił bramki strzelić. Co to, przypomniało mu się nagle jak się to robi? No, ale nieważne. Ważne, że sam motyw piłki nożnej wywołał u mnie zaciekawienie. No i całe szczęście, że futbolu było potem mniej, bo taka wstawka jak ta późniejsza z meczem dzieci to już zdecydowanie najgorszy moment filmu, kosmiczna bzdura. Brr. Na wspomnienie przeszły mnie ciarki rozjaśnię więc sobie ten fragment recki moją ulubioną bollyaktorką, która jednak jakoś tak ładniejsza mi się wydawała, gdy widziałem ją po raz pierwszy.

Szakruk. No proszę, jak chce to potrafi rzeczywiście. Może nie od razu być wielkim aktorem, ale zagrać kogoś do polubienia. Na Dona w jego wykonaniu nosem kręciłem, ale na jego rolę w KANK złego słowa nie powiem. Fajną postać gra, a jego poczucie humoru i nerwy są właściwie takie same jak i posiadam ja. Swój chłop znaczy się – najfajniejsza postać w całym filmie, choć np. Darak Darak według mnie lepszym od niego aktorem jest. Tak czy siaj ile razy się Szakruk odezwał, tyle razy się śmiałem, a już najbardziej z uwagi o tym, że Czarna Bestia pewnego chłopaka nie porwie, bo najpierw by go musiała udźwignąć. W tym momencie już wiedziałem, ze film mi się spodoba na pewno.

I w zasadzie żałuję, że śpiący jestem, bo pewnie bym jeszcze wiele dobrego o KANK napisał. Podobał mi się bardzo, bo ja w zasadzie takie filmy najbardziej lubię. Najpierw horrory z odrywanymi kończynami i fontannami krwi, a potem takie filmy jak KANK właśnie. W zasadzie trudno powiedzieć jednoznacznie do jakiego gatunku należy film Johara, ale chyba najbliżej mu komedii romantycznej, choć oczywiście momentami komediowo to nie jest i zapas chusteczek się przyda.

To może jeszcze na koniec parę luźnych uwag w formie myślników i idę spać.

– Amitabh nie ma za grosz poczucia rytmu.
– Fajnie, że na ekranie występują ojciec i syn (i w filmie i w realu). Nie spotyka się to często w filmach przez co jest ciekawe. Choć nie wiem dlaczego 🙂
– Świetne piosenki. Każda jedna mi się podobała. Do posłuchania tutaj. Ta strona jest zresztą świetna, można na niej posłuchać piosenek z (bez przesady) zyliona filmów.
– KANK to zupełnie inny film niż te o podobnej tematyce rodem z Zachodu. W zachodnich filmach wszyscy z wszystkimi idą do łóżka, a dopiero potem się przejmują. A tutaj inaczej. Romansują ze sobą przez dwie godziny, ale wszystko takie max romantyczne bez podtekstów. Przez co jest sympatyczniej no i tak inaczej. A gdy jest inaczej to dobrze, bo po co po raz kolejny to samo oglądać.
– Ktoś z ekipy na pewno „Joe Blacka” oglądał, ale wybaczam.
– O matko, ale mi się spać chce. Szkoda, bo z trzeźwym umysłem bym fajniejszą notkę napisał.
– Bardzo lubię filmy, które pokazują bohaterów na przestrzeni kilku lat. To i nic dziwnego, że KANK mi się spodobał.
– Zaczyna się od s-f (wątek piłkarski) i kończy s-f bo w 2009 roku.
– Można go obejrzeć na YT, ale nie polecam.
– W Indiach to tak jak u nas. Dziesięć megagwiazd mają, które w każdym filmie grają. Czasem tylko jedna, a czasem wszystkie dziesięć. I tylko Amitabh wszędzie.
– Nareszcie zobaczyłem pląsającego (no tak trochę) i śpiewającego Johna Abrahama.
– A Kajol to rzeczywiście fajniutka jest.
– Szakrukowi niezbyt fortunne imię i nazwisko w filmie dali. Dev Saran… zacząłem KANK oglądać w oryginale i na początku filmu, gdy mówią w zasadzie cały czas po angielsku słuszałem „death surround” i zastanawiałem się kogo ta śmierć otacza.
– Co te chajtające się Hinduski takie wymalowane dłonie mają? Fatalnie to wygląda, jak wirus ebola. Nie chce mi się screena robić, bo spać idę i niepotrzebne mi koszmary.

6(6). Bez dwóch zdań.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004