×

„My Dead Girlfriend”

Steve i Amy tak bardzo się kochają, że postanawiają ze sobą zamieszkać. Wszystko układa się niczym w cudownym śnie i byłoby tak zapewne dalej, gdyby pewnego dnia Steve absolutnym przypadkiem nie rozjechał Amy samochodem na śmierć…

Uroczy filmik nakręcony przez amatorów za kilka kanadyjskich dolarów. Zupełnie niespodziewanie zresztą (niespodziewanie uroczy a nie niespodziewanie nakręcony), bo trzeba mieć spore szczęście, żeby tak dobrze trafić w przypadku amatorskiej produkcji. Trzeba przemęczyć dziesiątki „Vampires vs. Zombies” i innych „Children of the Living Dead”, żeby w końcu upolować coś wartego obejrzenia. No, ale potem radość podwójna.

Oczywiście nie ma w przypadku „My Dead Girlfriend” mowy o realizatorskich fajerwerkach, wyszukanych dekoracjach, oscarowej grze aktorskiej… całość wygląda niczym produkcja telewizji regionalnej, ale bądź co bądź taki urok amatorskich horrorów. A właściwie „horrorów”, bo więcej w przypadku tego filmu śmiechu niż strachu. Noo, strachu to nie ma w ogóle, szczególnie że tytułowa bohaterka nawet po śmierci i choć krwiożercza, to nadal pozostaje sympatyczna.

To, co najbardziej mnie w „My Dead…” zaskoczyło to obecność scenariusza, a konkretniej sporej dozy humoru w nim zawartego. Humoru szczerego i zamierzonego poprzez fajne (to dobre słowo) dialogi i zabawne sytuacje rodem z „Weekendu u Berniego” w wersji lekko gore). To żadna sztuka znaleźć amatorski horror z całą masą idiotycznych sytuacji, w których nie pozostaje nam nic innego, jak tylko śmiać się z idiotyzmu twórców filmu. Tutaj tak nie jest. Jeśli się śmiejemy to w momentach zamierzonych przez tandem autorski Brett Kelly/John Muggleton. I za to duże brawa. A i trzeba przyznać, że występująca tu grupka aktorów nie jest tak zupełnie beznadziejna. Najwidoczniej dobrze się bawili i zapomnieli, że kręcą film. To i nic dziwnego, że grają na luzie i nie udają, że są lepsi od Meryl Streep czy Jacka Nicholsona.

Tak więc „My Dead…” to niezła zabawa, ale chyba raczej tylko dla amatorów takich produkcji. Widzowie przyzwyczajeni do 'normalnego’ kina zaraz by pewnie zaczęli marudzić, że wszystko na ekranie sztuczne i idiotyczne, a główny aktor wcale nie przypomina Brada Pitta. Z drugiej strony, jeśli już ktoś chce spróbować czym się takie kino je, to lepiej zacząć od tego filmu niż od dziesiątek produkowanych każdego roku 'horrorowatych’ produkcji nakręconych kamerą video wujka. Zdecydowane 5(6) w swojej kategorii, jak i w sprawiedliwej ocenie mojego 'funu’ z seansu.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004