×

PROCENTY PROCENTUJĄ

1.  PROLOG

Kłopoty z moim magnetowidem zaczęły się podczas najgorszego weekendu w moim życiu. Pojedyncze dni tego weekendu nie są może w czołówce tego co najgorsze, ale ogólnie składają się na najmarniejszy z marnych weekend. Wtedy właśnie w sobotę siedziałem na uczelni od ósmej rano do dwudziestej pierwszej wieczorem, to wtedy wracając do domu zatrzymała mnie policja i wlepiła mi mandat, no i to wtedy następnego dnia miał miejsce najdłuższy egzamin nowoczesnej Europy, który przypominam zaczął się około trzynastej w niedzielę, a skończył w poniedziałek o piątej rano by zacząć się tego samego dnia o dziesiątej. A w międzyczasie wróciłem do domu i znalazłem tam rozwalony magnetowid. Cruella ścierała kurze i niechcący (sic!) strąciła go z ponad metra na twardą podłogę. Shit happens. Magnetowid dało się naprawić, ale już nigdy nie przypominał sprawnego sprzętu, a gdy jakiś czas potem również przypadkiem szarpnąłem z całej siły wtyczkę zasilania to nic dziwnego, że zepsuł się na dobre.

2. NAPRAWA NR 1

Zepsuty magnetowid nie przeszkadzał mi nic a nic więc przeleżał sobie na szafie i się kurzył. Nikomu innemu też nie przeszkadzał więc nie było rabanu. No, ale dnia pewnego podczas pewnej rodzinnej imprezy brat mój cioteczny podjął się ochoczo naprawy sprzętu w czym miałem mu dość biernie asystować. A imprezy rządzą się swoimi prawami więc sztab elektroniczny w pełni świadomości nie był. Nie, nie, żadna tam postawa „ławka w parku” bądź „zwis nad sedesem”, ale taka  w sam raz „radosna twórczość”. Oprócz magnetowidu dysponowaliśmy jednym śrubokrętem, kawałkiem waty, no a spirytus nie było trudno znaleźć, wiadomo. Brat wziął się za naprawianie, a ja podtrzymywałem Go na duchu. Szybko rozkręcił obudowę, skrzynkę pełną kabelków i układów scalonych, wtyczki poodłączał i takie tam. Rzucił okiem, podrapał śrubokrętem, przetarł płytkę watą nasączoną spirytusem i sprawnie poskręcał z powrotem. Podłączyliśmy do prądu, pstryk i światło. Magnetowid działał a my wróciliśmy na imprezę.

3. NAPRAWA NR 2

I tak sobie dłuższy czas podziałało to moje video nieszczęsne aż tu zeszłego weekendu wracam z osiemnastki bratanicy wyłączam magnetowid, który nagrywał mecz Argentyna – Meksyk i idę spać. Budzę się rano, chcę oglądać a tu magnetowid znów nie działa. Nie działo się nic wybuchowego, żadnego kabla nie zawadziłem, piorun w nic nie dupnął, nic z tych rzeczy. Po prostu zepsuł się i już. No trudno, znów nie przeszkadzało mi to zbytnio. Tym razem awaria przeszkadzała jednak Mężowi Cruelli, który nie mógł obejrzeć meczów 1/8 MŚ i zażyczył sobie aby Mu je nagrać. „Idź zanieś magnetowid do A. raz naprawił, drugi raz też naprawi”. Nie bez oporów natury leniwej ale poszedłem. Cioteczny brat był w domu, pokazałem Mu magnetowid, a On zaczął nosem kręcić, że się nie zna, że nie wie co zrobić, że bla, że ble. Zaczęło się od problemów z rozkręceniem obudowy. Nie było odpowiedniego śrubokręta. Kiedy w końcu się znalazł zaczęło się pasmo utyskiwań. Co zrobić? Co odkręcić? Skąd wziąć taki cienki śrubokręt żeby dobrać się do tej śrubki? Jak rozpiąć te kable? Co za idiota tak wcisnął bezpiecznik w wąską szczelinę, że się go wyjąc nie da? Gdzie jest lutownica etc. etc. etc. Trwało to dość długo kiedy skręcilismy magnetowid z powrotem. Podłączyliśmy go do prądu i… nie działał.

4. EPILOG

I jak tu nie wierzyć w zbawczą siłę procentów? Naładowani nimi naprawiliśmy (no brat naprawił) magnetowid szybko i jednym marnym śrubokrętem. Pozbawieni napędu nie naprawiliśmy go w ogóle. Przy użyciu co najmniej czterech różnych sprzętów! Nie wiem czy ta hipoteza o procentach jest słuszna, ale wszystko wskazuje na to, że tak. A epilog. Cóż, epilog mógł nastąpić dzisiaj, bo znowu była rodzinna impreza i można było podjąć próbę naprawy magnetowidu. Taka próba jednak nie została podjęta. Może przy następnej okazji. A na pewno taka będzie.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004