×

„POSEIDON” & „NACHO LIBRE”

„Posejdon” [„Poseidon”]

Podczas sylwestrowego balu na pokładzie super-hiper-ultra nowoczesnego statku dochodzi do tragedii. Wielka fala wywraca statek do góry nogami, a zagłada pasażerów wydaje się być nieunikniona.

„Posejdon” to przykład w jaki sposób 160 milionów dolarów może pójść w wodę. Przerost formy nad treścią jest w przypadku tego filmu aż nadto widoczny. Szkoda, bo po tym remake’u „The Poseidon Adventure” z 1972 roku można było spodziewać się więcej, szczególnie że za kamerą stanął Wolfgang Petersen, który z wodą w kinie miał już wcześniej do czynienia z dużo lepszym skutkiem („Das Boot”, „Perfect Storm”) niż w tym przypadu. A i obsada jest ciekawa: Kurt Russell, Josh Lucas, Richard Dreyfuss.

Film Petersena to typowy przykład filmu katastroficznego takiego jakie święciły triumfy w kinie szczególnie w latach siedemdziesiątych. Mamy więc początek filmu, w którym w szybkim tempie poznajemy głównych bohaterów tragedii, potem kulminacja w postaci kataklizmu, no i po nim już do końca walka o przetrwanie we wnętrzu ogromnego statku zamienionego w jedną wielką pułapkę, w której co chwilę coś wybucha lub zalewa się tonami sześciennymi wody.

Nie ma co ukrywać, „Posejdon” to z grubsza jedna wielka bzdura, w której momentami ciężko dopatrzyć się ciągłości fabuły (przypomina bardziej zlepek przypadkowych scen luźno powiązanych ze sobą tematem katastrofy). Niemniej jednak źle się to aż tak nie ogląda i raczej nie ma czasu na nudę. Szkoda, że nie można się bardziej wczuć w losy bohaterów, bo byłoby to lepsze dla filmu. A tak to nie ma większego znaczenia kto umrze, a kto przeżyje (o ile ktoś przezyje, bo przecież nie wiadomo 🙂 ).

*

„Nacho Libre”

Pewien zakonnik (Jack Black) aby podreperować finanse sierocińca, w którym jest kucharzem, postanawia zarobić trochę grosza występując na ringu jako zapaśnik.

Sympatyczny film w reżyserii Jareda Hessa odpowiedzialnego za „Napoleona Dynamite”. „Nacho Libre” Napoleonem nie jest ale klimat ma. To coś takiego jakby Jodorowsky komedie kręcił. Tekstów nie posiada, ale jest trochę sytuacyjnego humoru no i ogólnie cała otoczka filmu jednak taka komediowo-sentymentalna jest. Na pewno ciekawszy od setek filmów z gatunku obejrzeć-zapomnieć, ale poprzeczki podniesionej przez „Napoleona” nie dało rady pokonać ani się zbliżyć. Generalnie to taki film od którego zwykły zjadacz filmów powinien zacząć zanim weźmie się za Napoleona, bo w przypadku ND to jednak trzeba mieć sporo silnej woli żeby nie wyłączyć po 15 minutach kiedy jest sie przyzwyczajonym do narracji dla idiotów 🙂

Jacka Blacka nawet lubię, a tutaj ograniczono jego wygłupy do minimum i dobrze. Wystarczyło, że zagrał postać, która bez specjalnych min i gestykulacji jest zabawna. BARDZO fajna muzyka no i śliczna aktorka w roli siostry Incarnation. Ja pierdziu, mają w tym Meksyku na kopy pięknych aktorek. Choć Paz Vega w „Spanglish” fajowsza.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004