×

[„RETURN OF THE LIVING DEAD 4 – NECROPOLIS”]

Cóż by nasza biedna ludzkość zrobiła bez filmy Hybra Tech? Pewnie nic. To dzięki niej powietrze jest świeże, sklepy są zaopatrzone w nasze ulubione bułeczki, toksyczne odpadki nam nie zagrażają, bo są utylizowane w profesjonalny sposób, a jak nam się trafi plaga krwiożerczych zombie, to nawet i je, Hybra Tech powstrzyma bez problemu, tak samo jak kilkanaście lat wcześniej. God bless Hybra Tech! God bless pracowników Hybra Tech! Czy aby na pewno? No cóż, jeśli już, to na pewno nie Charlesa Garrisona (Peter Coyote!), który właśnie siedzi w samochodzie wiozącym go do ruin Czernobyla, gdzie zamierza nabyć drogą kupna, pięć ostatnich beczek Tryoxinu 5, którego to trujące wyziewy, zamieniają ludzi w żywe trupy. Co zamierza z nimi zrobić? Tytuł filmu nie pozostawia żadnych wątpliwości.

BRRAAAINNN!!! Był rok 1985, kiedy to Dan O’Bannon, facet odpowiedzialny za scenariusz „Alien” Ridleya Scotta, postanowił ożywić na nowo, lekko juz zakurzone po „Day of the Dead”, żywe trupy, no i w ten sposób powstała pierwsza część „Powrotu żywych trupów”. Filmu, który niespecjalnie mi się spodobał, ale który to, niezważając na moje o nim zdanie, miał sporo kontynuacji. Druga część, moim zdaniem najlepsza, była naprawdę świetnym filmem, trzecia miała bardzo fajne krwawe efekty specjalne, a czwarta… no cóż. Czwarta akurat niczym specjalnie ciekawym nie może się poszczycić. Strach się bać jaka jest piątka, choć zapewne taka sama, biorąc pod uwagę to, że ta sama ekipa co i czwórkę ją przygotowywała.

„Necropolis” to typowy film video, który (być może) nakręcony dziesięć lat temu miałby szansę zrobić jakieś wrażenie na ówczesnych piętnastolatkach, ale teraz, to jedynie dla zagorzałych fanów może stanowić jakąś atrakcję. No, a jeśli nie atrakcję, to nazwijmy to, anomalię, której może i warto poświęcić półtorej godziny, a może i nie. Ciężko powiedzieć. Nie jest to na pewno wyjątkowo niestrawny knot (cały czas pamietamy, ze to produkcja video z 75% rumuńskiej obsady!), czy, cytując klasyka, kupa niemożebna, a i przy odrobinie dobrej woli da się go obejrzeć bez bólu, ale na pytanie czy warto poświęcić półtorej godziny żeby zobaczyć coś, co się już nieraz wcześniej widziało, nie potrafię odpowiedzieć. Ot, wszystko zależy od Was.

O fabule rzecz jasna zapominamy (no i akceptujemy np. to, że zombie ni stąd ni zowąd zaczynają ginąć od postrzałów w całe ciało, a nie tylko w głowę) – liczy się tylko ubaw (seria „Powrotów” charakteryzuje się sporym humorem) no i możliwość podziwiania krwawych fontann to tu, to tam. Czy w „Necropolis” zapewniono choć tyle? Hmm… ubaw jest, ale często zupełnie niezamierzony przez twórców filmu. No, ale jak się tu nie śmiać kiedy w Amerykanów wcielają się Rumuni mówiący po angielsku z wyraźnym europejskim akcentem? Pojawia się ordynator amerykańskiego szpitala i z akcentem rumuńskim nawija – nic tylko się śmiać i to w sumie szczerze, a nie złośliwie. Przynajmniej ja nie robiłem tego złośliwie. Dodatkowo można się też pośmiać w momentach co do tego chyba zamierzonych („Dad?!? Mom?!?” ROTFL) więc nie jest tak do końca źle. A jak jest z gore? Poprawnie choć bez rewelacji. Większość atrakcji (jakieś 90%) to rany postrzałowe głowy, całkiem fajnie wykonane. No, ale niewiele więcej. Sumują więc wszystkie za i przeciw, więcej niż 3(6) nie wychodzi, a to i tak niech się cieszą, że ja jestem wyjątkowo tolerancyjny w tych sprawach.

I dwa słowa o aktorach. Mam nadzieję, że słodziutka Aimee-Lynn Chadwick (nie mylić z Jeną Malone) zrobi karierę, bo przyjemnie na nią patrzeć, no a Peter Coyote… Ktoś wie co on tu robi? Zrobili mu jakieś pranie mózgu, czy może zgłupiał na starość? Wyraz jego twarzy i nieschodzący z ust uśmiech Jokera, wyraźnie świadczy, że coś z nim jest nie tak.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004