KRYMINALISTA (5)

W poprzednich odcinkach:
Quentin popełnił przestępstwo za które miał ponieść karę grzywny. Zamiast grzywny zaczął dostawać różne inne pisma z różnych innych sądów.

Czas sobie mijał, a nic w mojej sprawie pewnego wciąż nie było. Pewne było tylko to, że w magicznym trójkącie Zielona Góra – Częstochowa – Ogrodzieniec krążyły sobie papierki zawartości różnej. Sam dostałem kilka poleconych listów, z których najczęściej mogłem się dowiedzieć jak się nazywam i czyim jestem synem. A na wszystkie te przełomowe informacje, zawsze trzeba było zużyć około trzech kartek A-4. Biurokracja pełną gębą. Nie narzekałem, bo było czym palić w piecu, ale mimo wszystko chciałem się jednak dowiedzieć co mają zamiar zrobić z biednym kryminalistą. Przełom nastąpił przed Wielkanocą.

Źle zaczynało się dziać między mną, a Bubą i swoje kłopoty miałem i nieprzespane noce, a tu pewnego dnia listonosz dostarczył mi kolejny list polecony. Otworzyłem kopertę spodziewając się zawartości, a tymczasem w środku nie było wielu papierów. Wręcz przeciwnie. List zawierał jedną karteczkę, na której to Sąd Rejonowy w Częstochowie wystosował zaproszenie dla mojej skromnej osoby na rozprawę, która odbedzie się w Wielki Piątek. Miałem być oskarżonym w tej rozprawie. No pięknie. Tylko tego brakowało. Nie miałem siły nawet bluzgać, a przewidywałem najgorsze. Jak już wspomniałem byłem absolutną sądową dziewicą i nigdy nie miałem podobnych kłopotów. A tu nagle zrobiłem się oskarżonym, przeciw któremu za kilka dni odbędzie się rozprawa w prawdziwym sądzie.

Dzień rozprawy był trafiony jak piernik. Przecież Wielki Piątek jest co parę dni więc jeden można sobie odpuścić. Pal licho przygotowania do Świąt – ważne żeby skazać tą zakałę społeczeństwa Łukasza K. No, ale co było robić. Wziąłem ojca do towarzystwa i pojechaliśmy do Częstochowy. Sąd oczywiście znajdował się w jakimś konkretnym zadupiu więc trochę nam zeszło zanim tam trafiliśmy, ale i tak byliśmy jakąś godzinę przed czasem. Czekając na rozprawę spotkałem się również z pewną sympatyczną dwójką, która stawiła się aby dodać mi otuchy. Była to bardzo zorganizowana dwójka – miała nawet transparenty żądające mojego uwolnienia. Patrz zdjęcie.

W sądzie były pustki. W zasadzie byłem jedną z może trzech osób, które czekały na swoje rozprawy. Siedząc pod swoją salą rozpraw czas płynął całkiem przyjemnie. Mimo, że miałem duszę na ramieniu to dużo się naśmialiśmy razem z ojcem i wspomnianą wyżej dwójką. Trochę powodów było, ale co ja tu będę opisywał – grunt, że humor nam dopisywał. Tymczasem minął czas mojej rozprawy, a tu nic. Minęło minut dziesięć, dwadzieścia, a tu nic. Dopiero po jakimś czasie zostałem wezwany w końcu na salę. Wziąłem głęboki oddech i po raz pierwszy w życiu wlazłem na salę rozpraw.

CDN

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl