×
Materialiści (2025), reż. Celine Song.

Materialiści. Recenzja filmu Celine Song

Celine Song powraca do tematu miłości. Po pochyleniu się nad pierwszą miłością, teraz zabrała się za miłość romantyczną opiewaną przez minstreli w komediach romantycznych. Czy połączyła nas z Materialistami miłość? Recenzja filmu Materialiści.

O czym jest film Materialiści

Lucy (Dakota Johnson) to zawodowa swatka pracująca dla firmy zrzeszającej inne swatki. Jest wśród nich najbardziej efektywna, co doskonale pokazuje pozycja w tabelce Excela opisana jako „śluby”. Choć Lucy świetnie dobiera ludzi w pary, sama dobrać się nie zamierza. No chyba, że trafi na jakiegoś bogacza, co wyczerpuje jej listę niezbędnych rzeczy, jakich spodziewa się po kandydacie na męża. No i co, nie uwierzycie, bogacz się odnajduje. Ma twarz Pedro Pascala, niczym bohaterowie wszystkich obecnie filmów i seriali. Lucy nie musi się jakoś specjalnie starać, bo bogaczowi wpada w oko, a jeszcze bardziej w gust. W takiej sytuacji na straconej pozycji wydaje się być kelner John (wyjątkowo niewyględny Chris Evans). Ten gołodupiec był kiedyś chłopakiem Lucy, ale ich związek nie przetrwał. Ciekawe, czemu.

Zwiastun filmu The Materialists

Recenzja filmu Materialiści

I znowu widzę, żem w awangardzie recenzenckiej, której dane dzieło się spodobało przy wyjątkowo marnych ocenach, jakie spostrzegłem właśnie wśród znajomych na Filmwebie. I znów trochę się dziwię, bo nie wydaje mi się, aby Materialiści zasługiwali na takie kopanie ich leżąc. No ale co ja tam wiem.

Zapewne takie a nie inne opinie mogły zostać spowodowane poprzednim filmem Celine Song, Poprzednie życie, po którym rzeczywiście można by się było spodziewać, że reżyserka i scenarzystka ponownie nietuzinkowo i niezależnie zaserwuje surowy obraz, w którym chodzą, siedzą, jedzą, rozmawiają, roztaczając jednocześnie nieuchwytną magię najlepiej zrozumianą przez tych, którzy natknęli się w warzywniaku na pierwszą miłość trzydzieści lat później. A tymczasem opromieniona sukcesem Song śmiało wkroczyła do mainstreamu i zostawiła za sobą niskobudżetowy świat kina niezależnego ciesząc się możliwością otrzymania większego budżetu i dotarcia do szerszego grona odbiorców. Stoi więc Materialistami w rozkroku pomiędzy sztampowym kinem komediowo-romantycznym, a zaangażowanym romantycznym dramatem, który próbuje opowiedzieć coś więcej niż tylko o tym, że zakochali się i to jest takie fajne.

No i nie wiem, bo wydaje mi się, że Celine Song wychodzi – do czasu, ale o tym za moment – obronną ręką z próby pogodzenia niezależnego snuja (bardzo mi się podobał Poprzednie życie, żeby nie było) z rozrywkowym kinem dla mas. To dalej jest ta sama Song, co w poprzednim filmie, ale taka dostosowana do potrzeb typowego odbiorcy kina. Jako artystka ma coś do powiedzenia i umie to wyartykułować, jednocześnie schlebiając gustom mniej wymagającym, by powstrzymać się od większych epitetów. Podkłada bombę pod komedię romantyczną i patrzy jak wszystko pięknie wybucha.

Ton opowieści o Lucy i chłopakach nadaje tytuł filmu. Materialiści nieprzypadkowo są materialistami i wokół tego zagadnienia krąży cała fabuła, która wydaje się mniej istotna od tego, co chce nam powiedzieć film. A chce nam powiedzieć, że jebać te wszystkie motylki w brzuchu, romantyczne gesty (no chyba, żeby się karnąć do Islandii zobaczyć gejzery, to wtedy nie jebać), miłość od pierwszego wejrzenia i tęsknotę za zapachem jego/jej swetra. To wszystko jest fajne, ale ile ten John K. zarabia rocznie? Na jaką półkę go to kieruje i do jakiej Megan B. można by go przypasować? No oboje lubią spacery i obejrzeć jakąś szmirę z Netfliksa, ale no nie, 100k rocznie? Megan nie będzie zadowolona. Jej biologiczny zegar już, kurwa, tyka jak bomba Oppenheimera i nie ma czasu na pierdoły. Może bardziej Jack C.?

I tak się to kręci w nowym filmie Celine Song. Bohaterowie mają imiona i inicjały nazwisk, roczną pensję wypisaną nieomal jak w grach komputerowych w dymku statusu nad głową, a miłość jest fajna, ale tylko wtedy, gdy ukochany jest w stanie opłacić kolacyjkę w modnej restauracji z trzema gwiazdkami Stomilu. Wyrachowane i nieprawdziwe? A bo ja wiem, nie sądzę. Celine Song mówi głośno to, o czym każdy sobie w duchu myśli, nawet jeśli myśli, że nie myśli, bo romantyzm rulez przecież, nie będzie nam tu jakaś reżyserka wmawiać, że wszyscy jesteśmy wyrachowani, gdy przychodzi do porywów serca.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby finalnie Song nie podłożyła bomby pod podłożoną już bombę. Przekreśliła wszystko to, co tak misternie opisała w przyjemnych do słuchania dialogach na temat miłości A.D. 2025 i zaproponowała banalny wniosek rozmijający się zupełnie z tym, do czego wydawało się, że Materialiści zmierzają. Zabrakło odwagi? A może pomysłu jak rozprawić się z tą opowieścią w inny sposób niż ten, z którego będą zadowoleni ci, którzy przyszli do kina na komedię romantyczną. O ile dotrwają do finału zalewani wyrachowanymi postawami bohaterów, dla których 15 centymetrów więcej (wzrostu! zboczeńcy), to dodatkowe punkty do atrakcyjności pozwalające otworzyć i wskoczyć do przegródki wyżej dla lasek, do których wcześniej nie wypadałoby nawet zagadać, bo człowiek się tylko wstydu naje. Przegródki wyżej dla przystojniaków też, bo ta zabawa działa również w drugą stronę, czego w XXI wieku tłumaczyć raczej nie trzeba.

(2645)

Celine Song powraca do tematu miłości. Po pochyleniu się nad pierwszą miłością, teraz zabrała się za miłość romantyczną opiewaną przez minstreli w komediach romantycznych. Czy połączyła nas z Materialistami miłość? Recenzja filmu Materialiści. O czym jest film Materialiści Lucy (Dakota Johnson) to zawodowa swatka pracująca dla firmy zrzeszającej inne swatki. Jest wśród nich najbardziej efektywna, co doskonale pokazuje pozycja w tabelce Excela opisana jako „śluby”. Choć Lucy świetnie dobiera ludzi w pary, sama dobrać się nie zamierza. No chyba, że trafi na jakiegoś bogacza, co wyczerpuje jej listę niezbędnych rzeczy, jakich spodziewa się po kandydacie na męża. No i co,…

Ocena Końcowa

7

w skali 1-10

Podsumowanie : Wzięta wielkomiejska swatka staje przed niespodziewanym dylematem wyboru pomiędzy dwoma chłopami, do których przyciąga ją portfel bądź uczucie. Gdyby Jane Austen żyła dzisiaj i czytała „Wysokie obcasy”, to by napisała właśnie „Materialistów”. Przewrotna bomba podłożona pod komedię romantyczną, po której wybuch nieskładnie próbuje się potem poskładać w zakończeniu.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004