×
MaXXXine (2024), reż. Ti West.

MaXXXine. Recenzja filmu Ti Westa

Tak to już zwykle bywa, że dłubiesz sobie coś w garażu, z motorynki wyjdzie ci Harley i nagle wszyscy, którzy przechodzili na drugą stronę ulicy, gdy zbliżałeś się w ich stronę, klepią cię teraz po plecach, gratulują i oferują pomoc, jeśli będzie trzeba. Znani mechanicy wskakują ci do warsztatu i mówią, że przynieśli fajne części do motóra i będą się tylko przyglądać, jak sobie dalej dłubiesz nad czymś nowym. A ty, chcąc nie chcąc, musząc nie musząc, masz gdzieś z tyłu głowy, że wypadałoby w jakiś sposób wyrazić swoją wdzięczność, ot choćby zmieniając w swoim projekcie to i owo według pomysłu rzuconego mimochodem przez tego kolesia, który przyniósł ci mosiężną rurę wydechową. I sam już nie wiesz, czy wierzyć swojemu nosowi, który nie zawiódł cię przy poprzedniej motorynce, czy może jednak rację mają ci, którzy mówią, że fajnie by było, gdybyś przyczepił do tylnego koła takie dwa małe, żeby całość się nie przewracała. Nie mam pojęcia czy tak to było w przypadku MaXXXine, ale z pewnością tak to wygląda. Recenzja filmu MaXXXine.

O czym jest film MaXXXine

Maxine Minx (Mia Goth) w kinie porno osiągnęła już wszystko. Niby lepiej tam płacą niż w mainstreamie, ale dorabiać w peep szole cały czas musi. I również cały czas chodzi na castingi do poważnych filmów, gdzie i tak trzeba będzie pokazać cycki, ale przy okazji dostanie się lepszy monolog. Tak jak w Purytance 2, o rolę, w którym się stara. Skutecznie trzeba dodać. Wydaje się więc, że sen o wielkiej karierze w Hollywood za chwilę się ziści, co dla dziewczyny, która przeżyła masakrę aligatorem mechanicznym jest osiągnięciem kosmicznym, ale wypracowanym ciężką pracą tyłkiem. Czy to wypiętym, czy siedzącym na kanapie podczas uczenia się kwestii na pamięć. I wszystko byłoby znakomicie, gdyby nie seria morderstw powiązanych z tajemniczym Nocnym Łowcą, których ofiarami są najbliższe osoby z otoczenia rezolutnej panny Minx.

Zwiastun filmu Ti Westa

Recenzja filmu MaXXXine

Podniecałem się Ti Westem, zanim to było modne. Mogę to z czystym sumieniem napisać, bo wystarczy pogrzebać w archiwum Q-Bloga za dowodami. I cierpiałem razem z nim, gdy dał się ponieść większemu budżetowi i zmasakrował ten western o dolinie. Wydawało się, że już po Weście, ale wrócił w wielkim stylu jak heroina i, kurde, znowu dał się omamić pieniążkom – na szczęście z lepszym efektem niż poprzednio.

O ile X mi się nie podobał, gdyż był dziełem całkowicie odtwórczym z zerową inwencją do wymyślenia czegoś choć trochę nowego, to Pearl wjechała u mnie na pełnej. Podziwiałem film, podziwiałem Mię Goth, podziwiałem fajną koncepcję stylizowania kolejnych filmów trylogii to-be na kino, które królowało akurat wtedy, gdy dzieje się akcja kolejnych filmów. Tu slasher Tobe Hoopera, tu wspaniały Technicolor – znakomicie, Ti West zamknie swoją trylogię kinem z kasety VHS! No ale nie zamknął. Zapomniał, o co chodziło w jego własnej trylogii i opromieniony blaskiem sukcesu poprzedników zapragnął więcej, bardziej profesjonalnie, efektowniej. Dejcie mnie Elizabeth Debicki oprowadzającą po motelu Normana Batesa, wstawcie złote zęby Kevinowi Baconowi, żeby wyglądał jeszcze bardziej obślizgle! A ziarno VHS-a zostawmy tylko na króciutkie fragmenty Purytanki, żeby się ludzie nie burzyli.

I nawet się nie burzę, bo MaXXXine mi się podobał. Lubię takie pocztówki do kina, by uniknąć wyświechtanych listów miłosnych do konkretnego okresu w historii filmu, i dobrze się na filmie Westa bawiłem. Na dużym ekranie wyglądał ślicznie, a zgniatanie jajek obcasem jeszcze efektowniej. Nasączony jak benzyną szmata w koktajlu Mołotowa latami osiemdziesiątymi, przypomniał świat Hollywood tamtej ery widziany oczami Joaquina Phoeniksa brodzącego w rynsztoku ośmiu milimetrów czy bliżej babilońskiego królestwa Tobeya Maguire’a. Co chwilę można było coś pokazywać palcem niczym Leonardo DiCaprio na memie z Pewnego razu… w Hollywood (nigdy nie skumam, czemu ten wielokropek w tytule nie jest po „w”) i z sentymentem wrócić do czasów, gdy tego typu produkcje oglądało się na kasecie VHS z giełdy.

Z tym, że to nie jest produkcja z kasety VHS z giełdy. Nakręcone zostało to o niebo lepiej niż te gówniane często filmidełka włoskiego twórcy z amerykańskim pseudonimem. Czuć z ekranu piniondz, a MaXXXine wylaszcza się jak Bijons. I sam już nie wiem, czy to dobrze, czy jednak Ti West powinien odważnie iść na całość i zrobić to na pełni w stylistyce VHS-a, do którego pieje swój pean wieńczący (?)  oryginalną trylogię, która bez żadnego wątpienia wyróżnia się na tle konkurencji wszystkim.

Jednocześnie gubi się w tej fachowości i świadomości czasów, do których na ekranie się pije, coś więcej niż tylko powyższe. MaXXXine nie opowiada o niczym nie tylko głębokim, ale może i w ogóle o niczym. Brakuje refleksji, o którą aż by się prosiło w filmie, który powinien opowiadać o tym, co trzeba było poświęcić, by zostać gwiazdą kina lat 80., o kulisach tego przemysłu, o postaciach tamtego świata, o tym, jaką cząstkę samego siebie się poświęciło i czy nie za dużą. Filmie, który kończy coś większego. Nie ma tutaj tej determinacji Pearl do trafienia na ekran, brakuje tego gówna, a nie życia tej samej Pearl, która dekady później pierdzi w stołek w posiadłości ze stodołą i stawem z aligatorem. Dwa poprzednie filmy, potrafiły jednocześnie być listem miłosnym i refleksją na temat sławy i przemijania. MaXXXine nie potrafi, snując marniutką jak scenariusz polskiej komedii romantycznej intrygę rodem z włoskiego giallo. Skórzane rękawiczki trzeszczą, skronie pulsują w morderczym rytmie, podcięte gardła plują potokiem krwi, finałowe rozwiązanie wzbudza uśmiech politowania na twarzy. Im bliżej końca, tym gaśnie nam w oczach to zakończenie (?) trylogii, po którym należało się spodziewać wybuchu wulkanu na Islandii, a nie pierdnięcia głupiutką strzelaniną nad basenem. Dlatego szkoda, że tak się to wszystko potoczyło, bo powiem szczere, przez pierwsze, bo ja wiem, 45 minut, zaczynałem myśleć o Dziesiątce. No ale potem pan West nie dowiózł.

Ale i tak od niedzieli, gdy obejrzałem sobie MaXXXine, w aucie na okrętkę leci mi Judas Priest.

(2622)

Tak to już zwykle bywa, że dłubiesz sobie coś w garażu, z motorynki wyjdzie ci Harley i nagle wszyscy, którzy przechodzili na drugą stronę ulicy, gdy zbliżałeś się w ich stronę, klepią cię teraz po plecach, gratulują i oferują pomoc, jeśli będzie trzeba. Znani mechanicy wskakują ci do warsztatu i mówią, że przynieśli fajne części do motóra i będą się tylko przyglądać, jak sobie dalej dłubiesz nad czymś nowym. A ty, chcąc nie chcąc, musząc nie musząc, masz gdzieś z tyłu głowy, że wypadałoby w jakiś sposób wyrazić swoją wdzięczność, ot choćby zmieniając w swoim projekcie to i owo według…

Ocena Końcowa

7

w skali 1-10

Podsumowanie : Gwiazda kina porno dostaje upragnioną szansę na zaistnienie w mainstreamie, gdy niespodziewanie upomina się o nią przeszłość. Ociekające latami osiemdziesiątymi zakończenie(?) trylogii Ti Westa, który zapomniał, jakie ideały jej przyświecały. Intryga woła o pomstę do nieba, ale i tak bardzo dobrze się to wszystko ogląda.

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

  1. Początek filmu zapowiadał sie fajnie,końcówka trochę zwiaodła.Ale ogólnie podobał mi się film, ma ten swój „klimat”

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004