Jak to miło cofnąć się w czasie do lutego tego roku, rzucić okiem do Poszedłbym, odc. 59 i utwierdzić się w przekonaniu, że jest się zajebistym ;). Czytam właśnie swój wyrok dotyczący tego mało znanego filmu, o którym zawyrokować trudno. Trudno, szczególnie w sytuacji, gdy może ze dwie osoby biorą na poważnie moje zielone światło i jeszcze się biedne natną na jakąś nudę. Logika podpowiadałaby tylko oczywiste zielone światła, ale wtedy cykl Poszedłbym nie miałby żadnego sensu. Lepiej wyrokować zgodnie z przeczuciem, czego słuszność odnajduję w tym krótkim screenie z ww. wpisu:
Wtedy do kina się nie wybrałem, ale zaległości nadrobiłem parę dni temu i zadowolenia z seansu nie ukrywam. Okazało się, że rzeczywiście Viviane chce się rozwieść jest godnym uwagi kinem, z tego gatunku co to treść przysłania formę.
Bo gdyby przyglądać się tylko formie, to wydawać by się mogło, że film, którego akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, a w obsadzie jest jakieś dziesięć osób, nie może utrzymać w ciekawości przed ekranem przez blisko dwie godziny. Owszem, zdarzają się chlubne wyjątki, ale przeważnie czegoś takim filmom brakuje. Viviane na szczęście jest takim chlubnym wyjątkiem i w niczym nie przeszkadza nawet fakt, że nie jest również szczytowym osiągnięciem sztuki operatorskiej. Myślę, że ktokolwiek domową kamerą mógłby nakręcić podobny wizualnie film. Ale przy okazji myślę też, że taki był zamierzony efekt – nie odrywać widza pierdołami od głównego tematu filmu.
A ten wydaje się banalny. Tytułowa Viviane jest kobietą elegancką, przykładną żoną, dobrą matką. Pewnego dnia coś w niej pęka i postanawia się rozwieść. Ot, nie pasuje jej życie, w jakim tkwi od lat. Materialnie niczego jej nie brakuje, mąż jej nie tłucze, ani nie wydarzyła się jej żadna życiowa tragedia. Ale nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość. Stłamszona u boku religijnego tradycjonalisty, jakim jest jej mąż, chciałaby wolności.
Tyle tylko, że o tę wolność nie będzie tak prosto. Jesteśmy w Izraelu, gdzie z rozwodem trzeba się wybrać do rabinów. Nie można go uzyskać na drodze sądowej ani na żadnej innej. Rabini oceniają wszystkie za i przeciw i jedynie ich słowo jest wiążące. Choć i oni mają związanej ręce, gdy jedna ze stron nie chce się zgodzić na rozwód. A właśnie tak jest w tym przypadku. Mąż mówi stanowcze „Nie!”, dodając nieśmiertelne „No i co mi, panie, zrobisz?”. Ano niewiele jest tu do zrobienia, ale Viviane podejmuje tę kilkuletnią (!) walkę, którą utrudnia fakt patriarchalności izraelskiego społeczeństwa.
Nie jest Viviane chce się rozwieść specjalnie wstrząsającym filmem. Nie zrozumcie mnie źle, sytuacja w nim przedstawiona jest chora, a główna bohaterka z pewnością przechodzi piekło, ale nie jest to film z gatunku „będziesz miał doła przez następny tydzień”. I to właściwie dobrze, bo chyba prościej jest całkiem zdołować i przerazić widza niż zwyczajnie skupić się na sednie, czyli absurdalnym prawie, które wydawać by się mogło, że w XXI wieku nie ma możliwości gdzieś funkcjonować. Dobrze, bo tylko udowadnia, że reżyserom filmu – duet Ronit Elkabetz (także tytułowa Viviane) i Shlomi Elkabetz – udała się sztuka zrobienia zwykłego niezwykłego filmu. Przy okazji świat, na co dzień zainteresowany innymi rzeczami – może dowiedzieć się więcej o tym, co dzieje się wcale nie tak daleko. I zareagować? Z tym już trudniej, ale po to wynaleziono też kino, żeby nie milczeć o takich sprawach. Nawet, jeśli jest to przysłowiowy głos wołającego na pustyni.
W Vivane pobrzmiewają nudy sądowego thrillera i kina spod znaku 12 gniewnych ludzi, co tylko podsyca ciekawość rozwoju wydarzeń, ale przede wszystkim jest to pełnokrwisty obyczajowy dramat, którego bohaterka w zderzeniu ze zwyczajnym życiem przechodzi najcięższą próbę. Czy zwycięską? Polecam przekonać się na własne oczy.
(1937)
PS. Duet Elkabetz (brat i siostra) ma na swoim koncie jeszcze dwa obyczajowe filmy – Wziąć sobie żonę i Siedem dni – za którymi trzeba się teraz będzie rozejrzeć.
PS2. Byłbym zapomniał, w jednej z ról zobaczymy tu Sassona Gabaiego (nie wiem jak to odmienić :P). Co w tym ciekawego? W sumie to nic, ale pół filmu myślałem, skąd znam tę twarz i w końcu wymyśliłem! Z Rambo 3. Sasson zagrał tam afgańskiego przewodnika Stallone’a. Wiecie, tego od jadu kobry, kłów grzechotnika i zemsty Afgańczyka.
Ocena Końcowa
8
wg Q-skali
Podsumowanie : W Izraelu nikt nie da ci rozwodu, jeśli obie strony nie będą go chciały. Viviane zderza się z tym problemem, co zaowocowało świetnym kinem obyczajowym.
Podziel się tym artykułem:


