Mamę oszukasz, tatę oszukasz, ale mówiąc, że zwiastun najnowszego Bonda to żadne wydarzenie – nikogo nie oszukasz. Widzieliście go już pewnie wszędzie, jest np. głównym newsem na Onecie, ale nie widzę powodu, byście nie zobaczyli go jeszcze raz na Q-Blogu. Właśnie dzisiaj zadebiutował:
Powiedzieć prawdę? No dobrze, nie urzekł mnie. Jasne, jasne, jest akcja, jest Bond, są gadżety, piękne kobiety i złoczyńca też jest, ale żebym miał rzucać wszystko i iść do kina? Poszedłbym i bez tego zwiastuna, bo to James Bond, a na Jamesa Bonda zawsze warto iść do kina. Ale obejrzenie zapowiedzi w niczym nie zwiększyło mojej chęci na seans. Na oko wygląda na kolejną część, która nic wielkiego poza bondowy standard kinu nie przyniesie. No ale że ten standard to wysoki standard, to nie ma powodu do jakichś drastycznych nawoływań do zbojkotowania filmu. Chcesz Bonda, dostaniesz Bonda. Chcesz Bonda, który zmiecie wszystkie Bondy, jakie do tej pory widziałeś, chyba jednak takiego nie dostaniesz.
Nie jestem specjalistą od Bondów, większość widziałem sto lat temu na VHS-ie, więc nie będę się wdawał w jakieś analizy tego, co zobaczyliśmy w zwiastunie. Najbardziej ucieszył mnie początek, który od razu przypomniał mojego ulubionego Bonda – Żyj i pozwól umrzeć. A najbardziej chyba zasmucił Christoph Waltz, który – wiele na to wskazuje – powtórzy swoją nieznośną już dla mnie manierę bycia Christophem Waltzem. To już lepiej by James z Moriartym powalczył, który przez ułamek sekundy tu mignął.
I co jeszcze? I już chyba nic. Aniołki (Monica Bellucci, Léa Seydoux) fajowe.
Podziel się tym artykułem:


Skyfall wynudził mnie niemiłosiernie, zwłaszcza końcówka. Chcieli się pobawić w Nolana i zrobić Bonda bardziej „poważnym”, ale moim zdaniem nieudolnie.
W nowym zwiastunie widzę niestety kontynuację tej filozofii – niby uderzają w sprawdzone elementy, ale z jakimś takim hałaśliwym „patrzcie Bond, normalnie bondowski Bond”. Nie wiem jak to opisać… to coś jak z człowiekiem, który ma problem z tym jak jest postrzegany i zamiast po prostu być sobą to próbuje przybrać jakąś pozę, ale w rezultacie gmatwa się i w swojej gmatwaninie staje się za bardzo czytelny.
Żeby zrozumieć o co mi chodzi to podam przykład: wyobraźcie sobie lektora z kryzysem wieku średniego, który zaczął zazdrościć młodszym kolegom i teraz próbuje zmienić modulację głosu, ale w rezultacie zamiast skupić się na oglądanym filmie, zaczynasz myśleć „kurcze co te lektor wyprawia?”.
Szacun za wyhaczenie w zwiastunie Anderw Scotta 🙂
@devingel
To prawda, że Skyfall jakimś wybitnym filmem nie był, zresztą w całej tej serii z Craigiem brak takiego filmu, którym by zamknął japę krytykom, ale mimo to – Bond to Bond. Wynudzi czy nie, do kina warto się wybrać, bo nawet jeśli nuda, to przynajmniej nuda z klasą :). Jest w Bondach coś takiego nieuchwytnego, co tylko tam można znaleźć i czego nei ma w innych szpiegowskich filmach, nie mówiąc już o innych gatunkach.
Ta filozofia na poważnie to w ogóle motyw przewodni całej craigowej serii i konsekwentnie to ciągną, ale masz rację, dobre chęci nie przekładają się na efekt, jaki by pewnie sami chcieli osiągnąć. Ale są momenty, kiedy naprawdę fajnie gra to pomieszanie konwencji na poważnie z konwencją klasycznego Bonda. Niestety, to tylko momenty.
@Anix
A dziękuję, dziękuję, ma się to oko do takich pierdół 🙂