Serii ciekawych zwiastunów zasługujących na osobną notkę ciąg dalszy. Od wczoraj po sieci hula trailer najnowszego filmu Ridleya Scotta – The Martian, dzisiaj także i u mnie:
Ridley Scott od dłuższego już czasu (dobrych parę lat) miota się między jednym filmem a drugim w poszukiwaniu tego czegoś, co kiedyś zgubił. Tu próbuje, tam próbuje i trzeba przyznać, że zwykle wychodzi z tego coś ciekawego, ale nie na tyle ciekawego, żeby paść przed reżyserem choćby na jedno kolano. Wizualnie jego filmy zawsze się bronią, ale nie samą wizualką film żyje.
No ale i tak dobrze, że wciąż kręci, bo sporo reżyserów kultowych kiedyś filmów aktualnie pierdzi w stołek, albo co gorsza pierdzi na ekran. No i dobrze też, że się nie poddaje. Nie wyszło jedno hard sci-fi Prometeusz (mnie tam się podobał), to spróbujmy z innym, nieco lżejszym, opartym na bestsellerowej powieści Andy’ego Weira.
Zwiastun wygląda obiecująco (powieści nie znam). Pomysł na film jest prosty, a takie zwykle są najlepsze. Nie ma co kombinować, trza uciekać z Marsa. Samo wymyślanie jak to zrobić brzmi już zachęcająco. Oprócz potencjału na emocjonującą historię a’la Apollo 13 uwagę zwraca też obsada. Matt Damon Mattem Damonem (ma chłopak pecha do kosmosu, bałbym się na jego miejscu tam lecieć po raz kolejny), ale pomiędzy innymi głośnymi nazwiskami warto jeszcze wyłuskać Kristen Wiig, której artystyczna droga przyjęła naprawdę interesujący kierunek – niedawno zwykła komediantka, a teraz poważne filmy o kosmosie, taniec na żywo do piosenki Sii podczas ostatniego rozdania Grammy, full frontal w Welcome to Me
– oraz wykonującego kolejny drobny kroczek w kierunku hollywoodzkiego topu Aksela Hennie’ego. A ja od zawsze podziwiałem twórców/aktorów z Europy nazwijmy to B, którym udaje się tam zaistnieć.
Podziel się tym artykułem:

