Nie, że mi ktoś nie pozwala, tylko tak jakoś sam z siebie nie mogę spać, choć chętnie bym jeszcze pospał. Dobrze choć, że w nocy szybko zasypiam (o ironio 🙂 ) więc nie jestem dodatkowo zmęczony usypianiem. Pierwszy dzień, w którym o siódmej rano jest cicho i nikt nie ryje w przydomowym asfalcie wkopując w ziemię rury (bo Wy nie wiecie, że mi kanalizację na wsi w końcu budują), a ja nie mogę go wykorzystać. Myślę jednak, że będę żył.
Spać nie mogę, ale za to dość częscto mi się coś śni. Mój consigliere uważa, że za dużo filmów oglądam. Eeee, odkąd mam sieć nie obejrzałem ani jednego. Zresztą sami oceńcie.
No więc jednym razem mi się śniło, że jestem na wojnie. Nie wiem jaka to była wojna, ale dobiegała już końca. Zostało do wykonanie jedno zadanie. Jeden z kolegów miał lecieć na linie wroga i coś tam zrobić, a ja miałem siedzieć za okopem i go osłaniać. Dla pewności założyłem dwa hełmy i schowałem się za okopem. Kumpel pobiegł, a ja zacząłem strzelać. Po jakimś czasie kumpel wrócił zadowolony, że misję wykonał. Wszyscy zaczęli się cieszyć i skakać z radości i tylko ja powoli podniosłem się zza okopu i idę w nich stronę. Niby wszystko jest dobrze, ale tak jakoś dziwnie patrzą na mnie i powoli milkną. Okazuje się, że mimo dwóch hełmów dostałem prosto w czoło. Mam tam dziurę z której płynie cienka strużka krwi. No, ale idę o własnych siłach. Wszyscy milkną, ale widząc że żyję zaczynają wracać im humory. Jeden z kumpli siedzących pod workiem z piachem nagle się nerwowo śmieje i mówi: „Nic dziwnego. Mózg nie wypłynie jak się go nie ma”. Ja podchodzę do niego, pochylam się nad nim i w tym samym momencie z dziurki w czole wypływa wielka fala krwi i zalewa żartownisia. No i się obudziłem.
A inny znowu sen był taki bardziej obyczajowy. Nie wiem dokładnie o co chodziło, ale zdaje się zabiłem kogoś, a zabójstwo to podzieliło cały Ogrodzieniec na dwa obozy. Nie było to morderstwo z zimną krwią, a raczej nieszczęśliwy przypadek albo samoobrona, ale tak się złożyło, że zabity należał do jednej z bogatszych rodzin w okolicy, no i oni poprzysięgli, że zrobią wszystko żeby mnie wsadzić do paki. Trochę ludzi było po ich stronie, a trochę po mojej, bo za bardzo to nikt tu nie lubił tej rodziny i niektórzy nawet uważali, że dobrze się stało. Ja jednak i tak miałem stracha, bo do paki iść nie chciałem. No, ale pojawiła się pewna pani adwokat, która powiedziała żebym się nie martwił, bo wszystko świadczy na moją korzyść i na pewno mnie nie wsadzą. Dodam jeszcze, że ta pani adwokat również pochodziła z tej bogatej rodziny, ale nie chciała mieć z nimi nic wspólnego, bo dawno już zerwała wszystkie kontakty, a teraz przyjechała z zamiarem obronienia mnie, usłyszawszy o tym co się stało. Nie wiem jednak czy jej się udało, bo się obudziłem.
Podziel się tym artykułem: