Zdziadziałem. Co prawda zawsze wolałem scrabble, ale w niczym to nie usprawiedliwia mojej słabej postawy na literakowym stole. No, ale rozbrat z grą zrobił swoje. W końcu już ponad rok nie grałem, bo ostatni raz to u Buby, a u mnie z wiadomych, padających przyczyn grać się spokojnie nie dało. A już na pewno partii rankingowych. Zawsze człowiek miał stracha czy czasem w decydującym momencie partii nie braknie sieci, albo czy nie padnie komp. No i zleciał rok bez układania literek na planszy. W międzyczasie jedynie raz zagrałem w prawdziwe scrabble, ale takie granie Quentin vs Quentin to mało przyjemne jest.
A teraz postanowiłem skończyć tę przerwę i wlazłem na Kurnik z zamiarem zagrania. Sytuacja z moją siecią pewna nie jest i wciąż nie ma gwarancji, że w trakcie nie padnę, ale postanowiłem dać sobie szansę i nie oglądać się na zagrożenia związane z padami. Zalogowałem się, założyłem stół, zaprosiłem przeciwnika, przeciwniczkę, i zacząłem grać.
Poniosła mnie ułańska fantazja ustawiając czas gry na 10 minut. Okazało się, że zupełnie odzwyczaiłem się od literakowego myślenia i układanie słów przychodziło mi z prawdziwą męką i ze strachem w oczach, że czas na ułożenie słowa i na partię się zaraz skończy. Co prawda to jak z jazdą na rowerze i jej się nigdy nie zapomina (bardzo głupie powiedzenie moim zdaniem), ale nie od razu się jedzie z górki 80 km/h. Chyba przyjdzie mi pograć jakiś czas żeby się znów te połączenia w mózgu, odpowiedzialne za literakowe kombinowanie, ze sobą na nowo połączyły, bo ból głowy, gdy nie może się nic z siedmiu liter ułożyć nie jest niczym przyjemnym. Jednym słowem zmęczyła mnie ta partia, a że jeszcze na trzy minuty miałem laga, to de facto czasu na partię miałem ledwo siedem minut, a dodatkowym bonusem były nerwy, że „#*$!^% od dwóch godzin nie padała sieć, a akurat teraz jak gram to jej brakło!”.
Oczywiście te wszystkie trudności nie przeszkodziły mi wygrać 368 do 166 🙂
Podziel się tym artykułem: