Kiedy twój kolega, ten Jędrzej, który zna się na filmach, bo trzy razy w miesiącu chodzi do kina i ma abonament na HBO Maksa, powie ci po raz kolejny, że na tym Netfliksie to produkują same polskie gówna, których nie da się oglądać i kto to w ogóle zaklepał do realizacji, od teraz będziecie mogli powiedzieć: Hej, a Rozwodnicy? Ale. Recenzja filmu Rozwodnicy. Netflix.
O czym jest film Rozwodnicy
Jacek (Wojciech Mecwaldowski) i Małgosia (Magdalena Popławska) rozwiedli się przed stosownym organem cywilnoprawnym przed dwudziestu laty i ułożyli sobie życie na nowo. Ona wyszła za mąż za statecznego Andrzeja (Tomasz Schuchardt), on za chwilę chciałby poślubić chyba Monikę (chyba Michalina Łabacz). Najlepiej w kościele przed księdzem. Problem w tym, że Jacek i Małgosia w oczach kościoła wciąż są małżeństwem. Stanęli przecież na ślubnym kobiercu, powiedzieli sobie „tak” przed obliczem kapłana, obiecali, że będą ze sobą póki śmierć ich nie rozłączy. No dobra, ale od dwudziestu lat razem nie jesteśmy, nie powinno być problemu z uzyskaniem unieważnienia małżeństwa (czy jak to się tam nazywa, bo chyba technicznie chodzi o coś innego) – myślą. Nic bardziej błędnego. Machina kościelnej biurokracji niechętnie wypuszcza ze swoich trybów raz poślubione sobie owieczki, o czym przekonają się Jacek i Małgosia stając przed kolejnymi instancjami odpowiedniego kościelnego organu.
Zwiastun filmu Rozwodnicy
Recenzja filmu Rozwodnicy
Nowa produkcja Netfliksa wyreżyserowana przez Radosława Drabika i Michała Chacińskiego wjechała sobie na serwis bez żadnej pompy i informacji. Nie było krzykliwych zapowiedzi, reklam w kinie (ja nie widziałem, więc nie było), wzmożonej działalności gwiazd w mediach społecznościowych itd. Była na pewno informacja na samym Netfliksie, ale co ją widziałem przed premierą, to byłem pewien, że to po prostu jakiś film sprzed lat, który mnie ominął. No ale nie, to produkcja świeża, tegoroczna. Z premierą na Netfliksie właśnie. I nie pisałbym pewnie o tym za dużo, gdyby nie to, że na pewno lepiej zdecydować się na włączenie Rozwodników niż większość polskich produkcji Netfliksa z o wiele lepszym i skuteczniejszym marketingiem. Jeśli szukacie solidnej komedii obyczajowej, Rozwodnicy mogą być dobrym wyborem.
Twórcy filmu stawiają jego bohaterów przed interesującym problemem do rozwiązania, który z każdą kolejną instancją coraz bardziej wsysa ich w tę kafkowską rzeczywistość absurdu i strefy mroku. Coś, co wydawało się, że załatwi się jednym SMS-em, urasta do miary egzystencjonalnego problemu, któremu nie podołali najsłynniejsi filozofowie. Przy czym spirala wspomnianego absurdu nakręcana jest bardziej obyczajowym humorem niż mrokiem, Zanussim i cierpieniami młodego Wertera. Obserwuje się więc te przepychanki z lekkim uśmiechem, śledząc przy okazji wycinek normalnego życia, które najbardziej przypomina podobne TVN-owskie produkcje jedyne przykrótkimi gaciami Wojciecha Mecwaldowskiego. Bo bohaterowie Rozwodników mogą być naszymi znajomymi, choć poziom życia taksówkarza z kłopotami finansowymi i nauczycielki muzyki w szkole, która dyryguje licealną orkiestrą dętą, ale nie potrafi (ciekawe, co na te machanie rękami nie do rytmu powiedziałby Bradley Cooper, który sześć lat uczyć się dyrygowania! (a się nie nauczył)) wydawać się może trochę za wysoki. Nie ma jednak tego niemiłego uczucia, które pojawia się przy wspomnianych wyżej TVN-owskich produkcjach, że hej, magazyniera z Biedronki nie stać na pięciopokojowe mieszkanie na Starym Mieście! I to jest plusem Rozwodników – sympatyczni bohaterowie, którzy żyją codziennością, a nie próbują za wszelką cenę uatrakcyjnić filmu tym, że co czwartek skaczą na bungee, a na firmowych imprezach pojawia się Przełom Hindukuszu. Sympatyczni bohaterowie w zetknięciu z interesującym fabularnym punktem wyjścia.
Ale
Wszystko to fajnie brzmi, ale diabeł tkwi w szczegółach. Z dobrze zarysowanego problemu, przed którym postawiono bohaterów z krwi i kości, nie wychodzi więcej niż przeciętne dzieło. Zamiast mięsa, do tej finałowej zupy nalano za dużo wody, przez co zamiast walczyć o gwiazdę Michelina, konieczne jest doprawienie jej Maggi. I o ile w tej kuchennej metaforze rozwiązanie jest proste, bo do zupy lejesz Maggi i finito, to w przypadku filmu tak to nie działa. Widz nie jest w stanie zrobić nic, żeby poprawić seans. Może się tylko irytować.
Bo interesujący temat został potraktowany po łebkach. Cóż z tego, że twórcy uniknęli pokusy ponabijania się z kościoła katolickiego, o co aż prosiłoby się na Netfliksie, skoro potraktowali problem zbyt powierzchownie. Bojąc się za bardzo przykręcić śrubę dowcipu i absurdu, ale też bojąc się ją za bardzo przykręcić w stronę tego kafkowskiego koszmaru, który sprawia, że bohaterowie stopniowo znikają. Śruba nie zostaje więc dokręcona i gdzieś ten podział na instancje, nazwijmy to pomysłowe średniowieczne grafiki i muzyka sugerująca dużo więcej niż w rzeczywistości się dostaje, które aż prosiłyby się o bardziej inteligentny scenariusz – rozmywają się w kolejnych scenkach rodzajowych mniej lub bardziej przyjemnych. Skaczemy więc sobie od gabinetu w kurii metropolitalnej do podwórka byłego kolegi z wesela, ale nie angażuje nas to bardziej niż przyjemna, ale jednak produkcja typowo na niedzielne popołudnie. Potencjał był na dużo więcej i dlatego trochę szkoda. Twórcy zdecydowanie starali się wepchać do swojego filmu za dużo (zasygnalizowane jest wiele, do końca nie satysfakcjonuje nic – najlepiej widać to po wątku Andrzeja, który został odbębniony byle był i tyle), zamiast skupić się na jednym konkrecie i tkać wokół niego. Owym kościelnym absurdzie najlepiej, bo i to zapowiadali w opisie filmu. A wyszło niczym zabawna historyjka z życia, którą w skrócie opowiadamy kumplowi, a potem przechodzimy do innego tematu.
(2627)
Ocena Końcowa
6
w skali 1-10
Podsumowanie : Starający się o orzeczenie nieważności małżeństwa Jacek i Małgosia odkrywają, że nie będzie to takie proste, choć nie są razem już od dwudziestu lat. Przyjemna do oglądania i sympatyczna komedia obyczajowa z gatunku tych rzadkich polskich produkcji Netfliksa, na które warto rzucić okiem.
Podziel się tym artykułem:
Dobra recka, poszła kawusia, dzięki!
A do kogo ta kawusia poszła? Pogratuluję 🙂