×
The Electric State (2025), reż. Anthony i Joe Russo. Netflix.

The Electric State. Recenzja filmu Netfliksa

Rzut oka na ocenę najnowszego dzieła braci Russo na agregacie Metascore ukaże nam oszałamiające 31% pozytywnych recenzji. Trochę mało dla jednego z lepszych filmów Netfliksa. Recenzja filmu The Electric State.

O czym jest film The Electric State

Lata 90. ubiegłego wieku. Wojna z robotami została wygrana, a one same wysłane do strefy za wysokim murem, skąd nie mają ucieczki. Koszt zwycięstwa jest jednak spory. Ludzkość zamyka się w domach pochłonięta światem wirtualnym dzięki specjalnemu urządzeniu pozwalającemu jednocześnie prowadzić życie zawodowe i rozrywkowe. Przeciwko wirtualowi buntuje się zmieniająca jak rękawiczki rodziny zastępcze osierocona nastolatka, Michelle (Milly Bobby Brown). Gdy niespodziewanie okazuje się, że młodszy braciszek, którego uznawała za zmarłego, żyje, Michelle wyrusza w niebezpieczną podróż w towarzystwie przemytnika Keatsa (Chris Pratt) i dwóch rezolutnych robotów, których posiadanie grozi poważnymi konsekwencjami.

Zwiastun filmu braci Russo dla platformy Netflix

Recenzja filmu The Electric State

Wygląda na to, że The Electric State, nowe dzieło braci Russo od Avengers: Koniec gry, stanie się ofiarą wielu niesprzyjających zbiegów okoliczności. Po pierwsze kosztowało ponad 300 milionów dolarów, więc wiadomo, że widzowie spodziewają się po nim nie wiadomo czego i chcą te ponad 300 milionów dolarów zobaczyć, choć nie obejrzą filmu na kinowym ekranie. Po drugie oparte zostało na motywach powieści graficznej Simona Stålenhaga, której podobno nie trzyma się jakoś kurczowo (nie wiem, nie czytałem), więc fani tekstu źródłowego narzekają. Po trzecie w roli głównej występuje Millie Bobby Brown, którą publiczność zdaje się lubi coraz mniej, bo Netflix wciska ją wszędzie, a niedawno rozpętała aferę, gdy media zasugerowały, że staro wygląda (no wygląda). Po czwarte bracia Russo po konkluzji Avengersów raczej zawodzą i nie mając najlepszej prasy oberwą teraz efektem kuli śnieżnej. Po piąte wypatrzono zaś, że przy promocji filmu korzystano z AI, a to ostatnio najdłuższy gwóźdź do trumny, szczególnie dla produkcji za 300+ milionów dolarów, która pożydziła na ludzkiego grafika przy filmie podejmującym przecież temat zagrożeń płynących ze sztucznej inteligencji. Jeden z tych powodów wystarczyłby, żeby pogrzebać film, a tutaj nazbierało się ich dużo więcej i na efekt nie trzeba było długo czekać – ruszyła lawina złych recenzji The Electric State.

Na wypadek więc gdybyście się nimi zasugerowali, a przy okazji wciąż tu zaglądali, choć ostatnio nie ma po co, powiem Wam, że The Electric State jest bardzo przyjemnym filmem, do którego nie mam wiele zastrzeżeń w jego kategorii wagowej. To rzadkie, gdy mowa o produkcjach Netfliksa, które przeważnie zawodzą wszystkim i trzeba się napocić, żeby wynaleźć w nich coś fajnego. Nowy film braci Russo jest przewidywalny, to na pewno jego największa wada. I często jest zbyt leniwy, by nie powielać stereotypów (miliarder technologiczny w golfie). A tak poza tym bardzo fajnie się go ogląda.

The Electric State to typowy popkorniak, choć dla potrzeb Netfliksa trzeba by chyba wymyślić jakieś nowe określenie bardziej adekwatne do oglądania filmów z kanapy w salonie. Nie jest więc wymagającym dziełem, co też może być jego wadą, bo jednak podejmowany temat aż się prosi o pogłębienie go koparką. Bracia Russo jadą jednak samochodem wyścigowym i prują sobie do przodu z przerwą na siku tuż przed finałową rozgrywką. I zapewniają fajną rozrywkę w starym stylu przygodowców, które znamy i kochamy. Nakręcony 40 lat temu, The Electric State miałby dzisiaj status kultowego, ale na pewno nie wyglądałby tak okazale, więc w sumie dobrze, że powstał teraz, gdy możliwości techniki pozwalają na więcej.

Dzieło Russów wygląda jak film za +300 milionów dolarów. Retrofuturystyczna oprawa wizualna w szczególności, jeśli chodzi o filmowe roboty, robi wrażenie i naprawdę dobrze się ją ogląda bez poczucia gapienia się na zielony ekran w tle. Projekty robotów są pierwszorzędne, a dwa główne robociki wpisują się w długą listę fajnych filmowych robotów, które często są najmocniejszymi punktami całego filmu i rozpoznaje się je po tym, że zdubbingował je Alan Tudyk. Wiadomo, ekran widział już przynajmniej kilka sarkarstycznych robotów z charakterystycznym poczuciem humoru i te nie są ani lepsze, ani gorsze. No ale spełniają swoją rolę współbohaterów, a nie tylko dodatków do ich ludzkich towarzyszy. Złośliwi powiedzą, że robią o wiele lepszą robotę niż Brown i Pratt, no i będą mieli rację. Szczególnie jeśli chodzi o Pratta, który wyróżnia się w sumie tylko zaokrąglonym z niewiadomych przyczyn brzuszkiem, który jest, ale którego mogłoby też nie być i nie byłoby różnicy. Była to najpewniej jakaś próba podkreślenia charakteru postaci, ale wyszła zbędnie i jeszcze niepotrzebnie zwraca uwagę na to, że autorzy filmu się starali, ale nie wiedzieli za bardzo jak ugryźć temat. Równie wciśniętym na siłę co brzuszek Pratta jest filmowy Azjata (rym). Mogli choć dać Ke Huy Quanowi inne nazwisko niż dr Amherst. Widocznie miał go zagrać jakiś Brytyjczyk, ale skapnęli się w ostatniej chwili, że nie mają żadnego Azjaty i już im się nie chciało zmieniać nazwiska bohatera.

Opowiedziana w The Electric State historia, choć prosta, schematyczna i przewidywalna, potrafi obudzić emocje. Parę razy się zaśmiejecie, parę razy się wzruszycie. Udało uniknąć się zbędnego patosu, a jak ktoś chce, to odczyta sobie nieco więcej komentarza niż na pierwszy rzut oka widać. Film braci Russo miał okazję bardziej skomentować palące problemy współczesności – wzrost znaczenia sztucznej inteligencji, problemy imigracyjne, skumulowanie przesadnego bogactwa w dłoniach jednego „wizjonera” – ale nie jest to żadne hard s-f, ani nawet semihard s-f, tylko film przeznaczony dla mniej wymagającego, młodszego widza, więc o tym wszystkim się właściwie tylko napomyka, wnioski do wysnucia zostawiając widzom. Zdecydowanie pierwsze skrzypce grają tutaj retrofuturystyczne wizualia (choć również fryzura Millie Bobby Brown kojarząca się stylistycznie z rfn-owską gwiazdą muzyki z lat 80.) i to one są największą atrakcją The Electric State. Modne jest teraz pisanie, że oto film, którego scenariusz napisała AI, ale film Russów takim nie jest.

A ponieważ wyżej jakoś zabrakło na to miejsca, to na koniec słówko pochwały dla ścieżki dźwiękowej The Electric State, na której oprócz wpadającej w ucho muzyki ilustracyjnej znalazło się też miejsce dla kolejnego w ostatnim czasie kawałka Danziga (tutaj Mother, w Abigail – Blood & Tears) oraz dla utworu z być może najlepszym wersem w historii muzyki rozrywkowej: I fought the law and the law won.

(2638)

Rzut oka na ocenę najnowszego dzieła braci Russo na agregacie Metascore ukaże nam oszałamiające 31% pozytywnych recenzji. Trochę mało dla jednego z lepszych filmów Netfliksa. Recenzja filmu The Electric State. O czym jest film The Electric State Lata 90. ubiegłego wieku. Wojna z robotami została wygrana, a one same wysłane do strefy za wysokim murem, skąd nie mają ucieczki. Koszt zwycięstwa jest jednak spory. Ludzkość zamyka się w domach pochłonięta światem wirtualnym dzięki specjalnemu urządzeniu pozwalającemu jednocześnie prowadzić życie zawodowe i rozrywkowe. Przeciwko wirtualowi buntuje się zmieniająca jak rękawiczki rodziny zastępcze osierocona nastolatka, Michelle (Milly Bobby Brown). Gdy niespodziewanie okazuje…

Ocena Końcowa

7

w skali 1-10

Podsumowanie : Osierocona nastolatka wyrusza na poszukiwanie brata retrofuturystycznym światem lat 90. ubiegłego wieku po pokonaniu przez ludzkość zbuntowanych robotów. Piękny wizualnie, wpadający w ucho muzycznie, prosty i przewidywalny film zapewniający solidną rozrywkę w klimatach Kina Nowej Przygody i sporą porcję wzruszeń.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004